Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Ważniejsze jest pytanie, czy i wtedy będzie ona jedynym sprawiedliwym systemem rządów? Prawdopodobnie w ciągu ostatniego dziesięciolecia XX wieku i pierwszego dziesięciolecia wieku XXI ta forma rządów zapanuje w większości krajów świata. W 2010 roku zapewne tylko nieliczne nie będą chciały jej u siebie zaprowadzić, a niektóre nadal będą o nią walczyły. A mimo to jest do pomyślenia, że ten przypływ demokracji zapoczątkuje jej ewentualną klęskę. Wiadomo, że obecnie największego zagrożenia dla demokracji nie stanowi lewicowy lub prawicowy totalitaryzm, który w tym wieku został, jak sądzę, skutecznie zdyskredytowany. Stanowi je oligarchia, czyli system sprawowania rządów przez wąską grupę ludzi, wynoszących się, jako rzekomo najlepsi, ponad resztę społeczeństwa. To jest najstarszy wróg demokracji. Na szczęście w naszych czasach nie ulegamy już obietnicom ze strony oligarchów. Wiemy, jak nieszczere i podporządkowane własnym interesom są ich deklaracje, że będą nami rządzili bardziej skutecznie i sprawiedliwie niż my sami. Nasza odporność na ich kokieterię częściowo wynika z głębokiego przekonania, że ludzie określający się czy określani mianem arystokratów w rzeczywistości wcale nie są od nas lepsi. Nie zapominamy bowiem, że zostaliśmy stworzeni równi. To brzemienne w skutki przekonanie stanowi wielkie wsparcie dla demokracji. Wydaje się ono niezachwiane. Ale w przyszłości przebiegli dostar- czyciele usług z zakresu eugeniki, oferujący "naturalną" przewagę nad innymi, mogą doprowadzić do erozji tego przekonania. Jest zatem do pomyślenia, że gdy nowa kategoria lepiej wyposażonych genetycznie ludzie uzyska wpływy w tym czy w innym społeczeństwie, to tak samo jak kiedyś rozpocznie się dyskretna agitacja przeciw demokracji jako formie rządów mało efektywnych, 500 Historia wiedzy jakoby niezdolnych do zaspokajania potrzeb nie tylko klas niższych, ale i wyższych. W istocie rzadko w dziejach ludzkości demokracja zyskiwała aprobatę najbardziej wpływowych obywateli. Toteż w przyszłości tylko mniej- szość ludzi uprzywilejowanych pod względem genetycznym może zechcieć powstrzymywać władcze zapędy własnej "klasy". Natomiast większość tej klasy, niejako z definicji lepsza od reszty społeczeństwa, będzie utrzymywała, że sprawiedliwość wymaga, by rządy nad tymi wszystkimi, którzy są gorzej wyposażeni genetycznie, należały do niej, elity. Ale takiej argumentacji zostanie przeciwstawiony wywód, że demokracja to jedyna sprawiedliwa forma rządów, nawet jeśli pewna grupa ludzi ma przewagę biologiczną nad resztą społeczeństwa. Zwolennicy demokracji postawią pytanie, czy mamy do czynienia z dwoma różnymi gatunkami istot czy nadal tylko z jednym? I orzekną, że wszyscy są sobie równi jako ludzie, co znaczy, że wszyscy posiadają określone, w naturalny sposób przysługujące im prawa. Pomimo różnic w zdolnościach i w poziomie inteligencji, w długości życia i w jakości zdrowia żaden człowiek nie ma większego od innych prawa do życia, do wolności i do zapewnienia sobie szczęścia, jakkolwiek by je rozumiał. Replika na ten wywód przedstawiona przez korzystniej wyposażonych genetycznie członków społeczeństwa mogłaby być całkiem prosta, a zarazem uderzająco nowa. Jest bowiem możliwe, że odpowiedzieliby, iż, owszem, oni, nowi arystokraci, również akceptują wyznawaną przez swoich oponentów doktrynę praw naturalnych i z zadowoleniem konstatują, że wszyscy ludzie, i ci gorsi, i ci lepsi, mają takie samo prawo do życia, wolności i do zapewnienia sobie szczęścia, a także do wielu innych rzeczy. Nowi arystokraci gwarantowaliby w swoich deklaracjach, że jako rządzący będą dbali o przestrzeganie tych praw, a zarazem domagaliby się uznania przez pozostałych obywateli wyłącz- nego prawa arystokratów do sprawowania władzy politycznej na mocy argumentu, iż są do tego predestynowani ze względu na swoją wyższość biologiczną. Mogliby argumentować, że przemawia za tym zarówno logika, jak i poczucie sprawiedliwości, i twierdzić, iż prawo do sprawowania władzy oznacza dla nich zaszczytny obowiązek, a dla pozostałych rozmaite korzyści. Demokracja to ustrój naprawdę sprawiedliwy, przynajmniej jeśli wziąć pod uwagę zasady, na jakich się opiera. Natomiast oligarchia polegająca na rządach mniejszości, które służą osiąganiu przez nią określonych korzyści, pozostają- cych w przypadku reszty społeczeństwa w sferze postulatów i obietnic, jest poważną i groźną przeciwniczką demokracji, a stałaby się jeszcze groźniejsza, . gdyby kiedyś rzeczywiście pojawiła się uprzywilejowana pod względem biolo- gicznym kategoria ludzi. Czy coś takiego może się zdarzyć? Trudno powie- dzieć, gdyż zależy to od wielu różnych czynników. Przede wszystkim ludzki JAKI MOŻE BYĆ WIEK XXI? 501 genom musi zostać opisany w sposób wyczerpujący, co może okazać się niemożliwe. A jeśli nawet uda się to genetykom, to mogą doznać porażki w następnej fazie pracy, czyli przy sporządzaniu dokładnych map genomów konkretnych ludzi. Gdy zaś im się to powiedzie, to próby ulepszania gatunku ludzkiego pod względem genetycznym nie muszą być ani podejmowane na wielką skalę, ani uwieńczone sukcesem. Jeśli jednak stanie się inaczej, czego się spodziewam, to pozostaje aktualne pytanie, czy demokracja będzie w stanie przetrwać? Ktoś może uważać je za niepotrzebne, argumentując, że moje rozważania nie dotyczą realnej sytuacji, że należą raczej do science fiction. Sądzę, iż takie podejście jest błędne i niesie ze sobą poważne niebezpieczeństwa. Przyspieszenie Dotychczas nie zajmowałem się tempem, w jakim współcześnie odbywa się transport i komunikacja, a kwestia jest ważna zważywszy na to, że w ciągu ostatnich dwustu lat tempo to uległo przyspieszeniu. Korzystając z ekstrapo- lacji można przyjąć, że w XXI wieku ludzie podejmą na tym polu olbrzymie wyzwania. W 1800 roku człowiek mógł średnio przemierzyć dwadzieścia cztery mile dziennie. Jeśli poruszał się pieszo, w stosunkowo szybkim tempie trzech mil na godzinę, zabierało mu to osiem godzin. Nie było czymś niezwykłym przebycie dwunastu mil, by zjeść z kimś obiad, a następnie powrót do domu. Zdarzało się to czasami Thomasowi Carlyle'owi (1795-1881), gdy chciał zjeść obiad z Ralphem Waldo Emersonem (1805-1882), zgodnie z tym, co napisał ten ostatni w English Notes. Carlyle mógłby przebyć tę odległość na koniu, gdyby go miał, ale był na to za biedny. W 1800 roku większość ludzi nie miała koni