Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

- Wróćmy jednak do pana spotkania z moim mężem. Czy mógłby pan powtórzyć nam rozmowę z nim? - Oczywiście. - Starszy pan wydął wargi. - Nie trwała długo. Prawdę mówiąc, niewiele brakowało, a nie spotkalibyśmy się. To był czysty przypadek. - Co pan przez to rozumie? - Artemis spojrzał na niego wyraźnie zaciekawiony. - Było już bardzo późno, gdy pan Deveridge pojawił się tu, w bibliotece. Wszyscy już spali od paru godzin. Gdyby nie to. że tamtej nocy miałem kłopoty z zaśnięciem i zszedłem na dół, żeby wziąć jakąś książkę, prawdopodobnie rozminąłbym się z nim. - Co on panu powiedział, sir? - zapytała Madeline, pochylając się ku niemu. - Niech pomyślę. - Linslade ściągnął brwi. - Wydaje mi się, że on odezwał się pierwszy. Wymieniliśmy zwykłe uprzejmości. Powiedziałem, że jestem zaskoczony, widząc go u siebie Wspomniałem, że słyszałem o jego śmierci w pożarze przed rokiem. - Co on na to? - zapytał Artemis. - Wyznał, że było to wielce kłopotliwe. - Kłopotliwe? - Madeline poczuła chłodny dreszcz na plecach. - Takiego słowa użył? - Tak, jestem pewny. - Linslade niespokojnie poruszył się na krześle i rzucił Madeline przepraszające spojrzenie. - Jak wspomniałem, gawędziliśmy przez chwilę. Oczywiście, nie poruszyłem tematu plotek związanych ze szczegółami jego. - .- . hmm. .- . zgonu. - Oczywiście. Bardzo to uprzejme z panastrony, że nie wspomniał pan o tych nieszczęsnych plotkach, które kiedyś krążyły. - Zawsze staram się być delikatny w rozmowach ze zmarłymi - zapewnił starszy pan. - Oni to doceniają. Uważam, że to, co dzieje się pomiędzy mężem a żoną, jest ich prywatną sprawą. - Jak zareagował Deveridge, kiedy zwrócił się pan do niego? - zapytał Artemis. - Wydawał się nieco zaskoczony. - Linslade uniósł brwi. Zupełnie jak gdyby nie oczekiwał, że mnie spotka. Nie mam pojęcia dlaczego. W końcu to on przyszedł do mnie i znajdował się w mojej bibliotece. - Istotnie. O czym jeszcze rozmawialiście? - Zapytałem go, czy nadal zajmuje się studiowaniem starych języków. Powiedział, że tak. Potem wspomniał o plotkach na temat Księgi Tajemnic. Pytał, czy słyszałem ostatnie pogłoski w tej sprawie. O jakie pogłoski mu chodziło? - Artemis silił się na obojętny ton. - Coś o tym, że jakaś część Księgi Tajemnic ocalała. Powiedział, że niektóre informacje zawarte w niej nie są napisane w starym języku, ale zaszyfrowane pewnego rodzaju kodem, bardzo skomplikowanym nawet dla najwybitniejszych Językoznawców. Żeby je rozszyfrować i przetłumaczyć, potrzebne są, jego zdaniem, jakieś specjalne środki. - Ciekawe, co pan na to powiedział? - wtrąciła Madeline. Linslade skrzywił się lekko. - Powiedziałem mu, że wszystkie rozmowy o Księdze Tajemnic należy traktować jako bezsensowne plotki. - Czy mówił coś jeszcze? - Madeline zauważyła, że głos jej drży, i zacisnęła zęby. Nic ważnego. Gawędziliśmy jeszcze chwilę, a potem poszedł. - Starszy pan spojrzał na Madeline. - Przekazał pozdrowienia dla pani. Powiedział coś w tym sensie, że nie chce, żeby pani o nim zapomniała. Dlatego napisałem do pani. Madeline na kilka sekund straciła oddech. Nie była w stanie poruszyć nawet palcem. Wyczuwała, że Artemis patrzy na nią, ale nie mogła odwrócić głowy, żeby napotkać jego wzrok. Wpatrywała się w Linslade'a. Ten człowiek regularnie rozmawiał z duchami. Był z pewnością chory psychicznie, lecz przecież nie sprawiał wrażenia obłąkanego. Ile z tego, co powiedział, było prawdą, a ile wytworem fantazji? Jak oddzielić fakty od fikcji? Spojrzała na portret lady Linslade, ubranej w suknię sprzed dwunastu lat, i nagle pewna myśl przyszła jej do głowy. - Milordzie - powiedziała. - Ciekawi mnie pewna sprawa. Jak ubrany jest duch pańskiej żony, kiedy się pan z nim spotyka? - Jak ubrany? W elegancką suknię, oczywiście. - Linslade uśmiechnął się radośnie. - Moja żona zawsze miała znakomity gust. Madeline pochwyciła spojrzenie Artemisa. Widocznie zrozumiał jej intencje, gdyż z aprobatą skinął głową. - Czy pojawiająca się lady Linslade nadąża za obecną modą? - Madeline wstrzymała oddech. . Starszy pan wydawał się zaskoczony. - Obawiam się, że nie - rzekł z nutą żalu w głosie. '' Zawsze zjawia się w tej pięknej sukni, którą widzi pani na portrecie. Była przywiązana do greckiego i etruskiego stylu. - Rozumiem. - .- . A mój ojciec? Jak był ubrany, gdy zobaczył pan jego ducha? Linslade rozpromienił się. - Dokładnie tak, jak spotkałem go po raz ostatni. Miał na , sobie granatowy płaszcz, w którym zawsze przychodził na zebrania Towarzystwa, i raczej źle dobraną żółtą kamizelkę. Na pewno pani pamięta. - Tak, przypominam ją sobie. A co pan powie o moim mężu? Pamięta pan, w co był ubrany jego duch tamtej nocy? - Nawet całkiem dobrze. Kiedy go zobaczyłem, pomyślałem, że wygląda wyjątkowo modnie. Miał na sobie ciemny płaszcz, uszyty według ostatniej mody, i fular zawiązany w węzeł typu S „serenada". Wie pani zapewne, że wszyscy dandysi tak ostatnio wiążą fulary. - Wiem - szepnęła Madeline. - Och, jeszcze coś sobie przypominam. Miał laskę z piękną złotą rączką, wyrzeźbioną w kształcie głowy sokoła. Bardzo elegancką. Włosy zjeżyły się na głowie Madeline. Dziesięć minut później Artemis pomógł jej wsiąść do powozu. Zajął miejsce obok niej i zamknął drzwiczki. Nie podobał mu się wyraz napięcia w jej oczach. Była spokojna, ale wyjątkowo blada. - Źłe się pani czuje? - zapytał, gdy pojazd ruszył. - Ależ nie - odparła Madeline i nerwowo splotła dłonie na kolanach. - Wygląda na to, że Linslade zastał w bibliotece nie ducha, ale nieproszonego gościa. i - Intruza, który na tyle przypominał pani zmarłego męża, że Linslade wziął go za jego ducha. - Artemis oparł się wygodnie na siedzeniu. - Interesujące. A propos, muszę pani powiedzieć, Madeline, że wyjątkowo mądrze pokierowała pani rozmową. Powinienem był sam pomyśleć o tym, żeby zapytać o wygląd tych duchów. - Dziękuję, sir - powiedziała zaskoczona komplementem. - Wygląda na to, że z zasady duchy odwiedzające Linslade'a mają na sobie to, co nosili za życia. Tylko duch Renwicka ubrany był według ostatniej mody. - Linslade to wyjątkowy dziwak - przypomniała mu niepewnie Madeline. - Nie przeczę. Niewykluczone, że przywiązujemy zbyt wielką wagę do jego relacji. Ten człowiek ulega najdziwniejszym złudzeniom. Być może w jego wyobraźni powstał taki właśnie obraz Deveridge'a, gdyż nie pamiętał, jak ubierał się pani mąż, kiedy ostatni raz widział go za życia. - Rozumiem, co pan ma na myśli - powiedziała Madeline po chwili zastanowienia. - Nie wątpię, że jego lordowska mość jest prawdziwym dżentelmenem i nie wyobraziłby sobie nagiego ducha. - Nagi duch. Interesująca wizja. Spojrzała karcąco na swego towarzysza i pokręciła głową