Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Było to poprzedniej wiosny. My, Zamiatacze Ulic, pracujemy w brygadach po trzech ludzi w każdej. Byliśmy razem ze Zjednoczeniem 5-3992, którzy są półgłówkiem i z Międzynarodowym 4-8818. Zjednoczenie 5-3992 są chorowici i czasami dostają konwulsji, wtedy ich usta drżą, a oczy stają się białe. Ale Międzynarodowy 4-8818 są inni. Są wysocy mocni, a ich oczy są jak iskierki ognia pełne śmiechu. Nie można się patrzeć na nich i nie uśmiechać się w odpowiedzi. Z tego też powodu nie byli lubiani w Domu Uczniów, gdyż śmiech bez przyczyny był nie na miejscu. Poza tym nie byli lubiani dlatego, że kawałkiem węgla rysowali na murach rysunki, które sprawiały, że ludzie się śmiali. Jedynie nasi bracia z Domu Artystów mogli rysować rysunki, więc Międzynarodowy 4-8818 zostali posłani do Domu Zamiataczy Ulic, tak jak my. Międzynarodowy 4 -8818 i my jesteśmy przyjaciółmi. Mówić o tym jest złem, gdyż kochać kogokolwiek bardziej niż innych ludzi to przestępstwo, Wielkie Przestępstwo Upodobania: musimy bowiem kochać wszystkich ludzi jednakowo, gdyż wszyscy ludzie są naszymi przyjaciółmi. Międzynarodowy 4-8818 i my nigdy nie mówiliśmy o tym. Ale wiemy. Wiemy gdy patrzymy w oczy innym. Kiedy tak patrzymy bez słowa, obydwaj wiemy o innych rzeczach, dziwnych rzeczach, dla których nie ma słów; i te rzeczy przerażają nas. Tak więc w dzień przed ostatnią wiosną Zjednoczenie 5-3992 dostali ataku konwulsji, na granicach Miasta, niedaleko Miejskiego Teatru. Położyliśmy ich w cieniu namiotu Teatru Miejskiego i poszliśmy z Międzynarodowym 4-8818 skończyć naszą pracę. Poszliśmy razem do wielkiego parowu niedaleko Teatru. Był prawie pusty, z wyjątkiem paru drzew i trzciny. Za parowem jest równina, a poza nią rozciąga się Nieoznaczony Las, o którym nie wolno nawet myśleć. Zbieraliśmy nawet papiery i szmaty, które wiatr wywiał z Teatru, gdy nagle pomiędzy trzcinami ujrzeliśmy żelazny pręt. Był stary i wskutek wielu deszczów zardzewiały. Ciągnęliśmy z całych sił, ale nie mogliśmy go ruszyć. Zawołaliśmy więc Międzynarodowego 4-8818 i razem odgarnęliśmy ziemię dookoła prętu. Nagle osunął się pod nogami grunt i ujrzeliśmy starą żelazną kratę nad czarnym dołem. Międzynarodowy 4-8818 cofnęli się. Ale my odsunęliśmy kratę, robiąc przejście. I wtedy ujrzeliśmy żelazne pierścienie podobne do schodów, które prowadziły w dół szybu, w ciemność bez końca. „Zejdźmy w dół”, powiedzieliśmy do Międzynarodowego 4-8818. „To zabronione”, odpowiedzieli. Powiedzieliśmy do nich: „Rada nic nie wie o tej dziurze, więc nie może to być zabronione”. Ale oni odparli: „Skoro Rada nie wie o tej dziurze, nie ma więc żadnego prawa, które pozwalałoby wejść do niej. A wszystko, co nie jest dozwolone przez prawo, jest zakazane”. Lecz odpowiedzieliśmy: „Jednak my zejdziemy”. Byli przestraszeni, ale stali obok i patrzyli jak schodziliśmy. Wisieliśmy na żelaznych pierścieniach. Pod sobą nie mogliśmy dostrzec niczego. A ponad nami otwór na tle nieba stawał się mniejszy i mniejszy, aż stał się mały jak guzik. Ale my ciągle schodziliśmy w dół. Wtem nasze stopy dotknęły ziemi. Przecieraliśmy oczy gdyż nic nie mogliśmy dostrzec. Potem oczy nasze przyzwyczaiły się do ciemności, lecz my nie mogliśmy uwierzyć w to co zobaczyliśmy. Żadni znani nam ludzie nie mogli zbudować tego miejsca, ani żadni ludzie znani naszym braciom, którzy żyli przed nami – a jednak było ono zbudowane przez ludzi. Był to olbrzymi tunel. Jego ściany były mocne i gładkie, pod palcami czuło się kamień, ale nie był to, kamień. Na ziemi były długie cienkie szyny z żelaza, ale to nie było żelazo, było gładkie i zimne jak szkło. Uklęknęliśmy i czołgaliśmy się w głąb, nasze ręce szukały po omacku wzdłuż żelaznej linii, aby sprawdzić, gdzie może ona prowadzić. Przed nami były niezgłębione ciemności. Tylko żelazne tory przebłyskiwały przez nią proste i białe wyzywające nas, by za nimi podążyć. Ale my nie mogliśmy tam iść, gdyż pozostawiliśmy światło za nami. Więc odwróciliśmy się i wycofaliśmy z powrotem z rękami na żelaznej linii. A nasze serce waliło jak młot bez jakiegokolwiek powodu. I wtedy już wiedzieliśmy. Wiedzieliśmy, że miejsce to pozostało z Niewspominanych Czasów. Tak więc to jedynak prawda, że były te Czasy i wszystkie cuda tych Czasów. Setki, setki lat temu ludzie znali sekrety, które my straciliśmy. I myśleliśmy „To jest złe miejsce. Przeklęci ci, którzy dotykają rzeczy z Niewspominanych Czasów”. Ale nasze ręce podążały za szynami, gdy czołgaliśmy się uczepieni żelaza, jakby nie mogąc go puścić, jakby skóra naszych rąk była spragniona metalu – tajemniczego fluidu tkwiącego w jego zimnie. Powróciliśmy na powierzchnię. Międzynarodowy 4-8818 spojrzeli na nas i cofnęli się. „Równość 7-2521”, powiedzieli, „Jesteście bladzi”. A my nie mogliśmy mówić i patrzeliśmy na nich bez słowa. Cofnęli się jak gdyby bojąc się dotknąć nas. Potem uśmiechnęli się, ale nie był to radosny uśmiech – był zagubiony i proszący. A my ciągle nie mogliśmy mówić. Wtedy oni powiedzieli: „Powinniśmy zgłosić nasze odkrycie Radzie Miasta, a obaj będziemy nagrodzeni”. I wtedy przemówiliśmy. Nasz głos był twardy i nie było w nim litości. Powiedzieliśmy: „Nie zgłosimy naszego odkrycia Radzie Miasta. Nie zgłosimy go żadnym ludziom.” Zakryli uszy rękami gdyż nigdy nie słyszeli takich słów. „Międzynarodowy 4-8818”, spytaliśmy, „Czy doniesiecie na nas Radzie Miasta i będziecie patrzeć jak biczują nas na śmierć?”