Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Pete przyglądał się im uważnie. - Czy to nie tu zaczęły się te wielkie kłopoty z przeciekiem przy wydobyciu ropy z dna oceanu? - zapytał. - Tak - powiedział Jupiter i zaczął wydobywać fakty ze swej nadzwyczajnej pamięci. - Z powodu trzęsień ziemi i wywołanego nimi zagrożenia dla plaż i życia morskiego miasto Santa Barbara starało się zakazać wiercenia w tym rejonie, ale rząd wyraził na nie zgodę. Potem, w styczniu 1969, nastąpił wytrysk ropy, który nie dawał się opanować. Nim zamknięto otwór wiertniczy, co najmniej 235 000 galonów ropy wylało się do oceanu! Zanieczyszczenie było niewiarygodne i zabiło wiele dzikiego ptactwa i zwierząt. Pete otworzył szeroko oczy. - Więc dlaczego te wszystkie platformy wciąż są tutaj? Czy nie powinno się ich rozebrać? - Wielu ludzi tak uważa - odpowiedział mu pan Andrews. - Ale to nie jest taka łatwa decyzja, Pete. Nasze zapotrzebowanie na ropę naftową jest duże i rząd dba o jak największe jej wydobycie. Trzeba jednak myśleć o ochronie naszego środowiska, które być może jest ważniejsze od ropy. Statek kołysany falami i niesiony prądem kanału okrążył wreszcie wysoki cypel Santa Cruz i wypłynął na otwarty ocean. - O, to tam! - Jupiter wyciągnął rękę w kierunku zachodnim. - “Rafa Rekina numer jeden”! - wykrzyknął Bob. Nowa platforma wiertnicza, wznosząca się nad poziom wody na wielkich stalowych podporach, przypominała przygotowującego się do marszu stalowego potwora. W miarę jak podpływali bliżej, poszczególne części stawały się bardziej widoczne. Składała się z kilku pomostów, umieszczonych na różnych poziomach, niektóre z tych pomostów były częściowo obudowane, a wszystkie wsparte na niebywale grubych słupach. Na najwyższym pomoście wystrzelały w niebo wysoki dźwig i jeszcze wyższa wieża wiertnicza. Cała konstrukcja miała gigantyczne rozmiary. Jupiter obliczył, że długość boków może mieć około trzydziestu metrów, a szczyt wieży wznosi się na około czterdzieści pięć metrów nad poziom oceanu. Wokół tego połyskującego w promieniach popołudniowego słońca kolosa krążyła flotylla maleńkich w porównaniu z jego rozmiarami łodzi. - O rany! - Pete’owi oddech zaparło. - Musi ich tu być ze sto! W proteście brały udział różnego rodzaju łodzie. Były tu prywatne stateczki, smukłe żaglówki i mniejsze motorówki, eleganckie małe jachty, stare, zardzewiałe kutry rybackie, lśniące i szybkie łodzie do dalekomorskich połowów, mocne holowniki używane także przez spółki naftowe, a nawet jeden wielki jacht. Wszystkie otaczały szerokim kołem platformę, niczym Indianie atakujący fort graniczny. Na masztach powiewały bandery z wypisanymi hasłami protestu. Gdy statek podpłynął bliżej, chłopcy usłyszeli monotonne, choć coraz głośniejsze recytowanie haseł przez megafony i tuby: “Precz z naftą!”... “Dość zanieczyszczeń!”... “Ratujcie ptaki, ratujcie morze, ratujcie nas!”... “Precz stąd!”... “Hej, hej, czy nam powiecie, ile ropy dziś rozlejecie?”... Czarna łódź rybacka wyłamała się z kręgu i podpłynęła do platformy. Na mostku kapitańskim, który był właściwie płaskim dachem kabiny, stało dwóch mężczyzn. Jeden był przy kole sterowym, drugi wychylał się przez barierę otaczającą dach. Obaj wywrzaskiwali obelgi pod adresem robotników na platformie. Ci odkrzykiwali ze złością: - Spływajcie stąd! Dlaczego nie zajmiecie się łowieniem ryb?! Chcecie, żeby powróciła era konia?! Jak myślicie, jakie paliwo napędza wasze łodzie? Przeklęci radykałowie! Niesfornemu kutrowi rybackiemu zagrodził drogę, płynący samotnie w kręgu łodzi, długi holownik. Zwinny i mocny nosił nazwę “Wiatr morski”, wymalowaną na rufie i budce sterowniczej. Nad niską kabiną powiewała bandera z napisem: KOMITET OCHRONY WYSP. Pan Andrews poprosił kapitana statku, żeby podpłynął do holownika. - Halo, chcę rozmawiać z kimś z komitetu! - zawołał. - Mówi Bill Andrews z prasy! Wysoki mężczyzna na “Wietrze morskim” odwrócił się w kierunku tego wezwania. Miał szczupłą twarz i nosił okulary. Ubrany był w gruby sweter z golfem, a jego długie, brązowe włosy powiewały na wietrze. Wyjął z ust czarną fajkę i zawołał przez tubę: - Witajcie! Przycumujcie do nas! Załoga obu statków przerzuciła między nimi i zamocowała liny; wkrótce oba statki unosiły się na falach burta w burtę. Wysoki mężczyzna podszedł do bariery i skinął głową panu Andrewsowi i chłopcom. - Cieszę się, że zechciał pan tu przybyć. Teraz pan widzi, jakim skandalem jest postawienie tutaj platformy. Narażona jest przecież na sztormy, otoczona niebezpiecznymi rafami, które mogą przełamać tankowiec na pół, a osadzono ją niemal na wyspach! - Tak, zbiorę i przedstawię wszystkie fakty, panie Crowe - odpowiedział pan Andrews i nagle uśmiechnął się szeroko do chłopców. - Mam dla was niespodziankę w nagrodę za dotrzymywanie mi towarzystwa. Poznajcie pana Johna Crowe’a, znanego pisarza! - Johne Crowe, autor powieści sensacyjnych! - wykrzyknął Bob