Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Ten Drugi zareagował jak oparzony. TO ONA! TUTAJ! PRZY MOIM CIELE! CO ONA TU ROBI? Nie potrafię ci na to odpowiedzieć, rzekł Kot. A ja potrafię, odezwał się jakiś inny głos z cienia pod łóżkiem. Kot odwrócił się. Głos należał do białej kotki, która leżała wygodnie na wsuniętej w głąb poduszce. Czekam tu od paru godzin. Zaczynałam się już obawiać, że nie przyjdziesz. Kot zakołysał gołębiem, który zatrzepotał słabo skrzydłami. Byłem zajęty tym głupim ptakiem, powiedział. Och? A ja myślałam, że rzucisz na niego urok, żeby sam wleciał do pokoju. Pewnie by na tym skorzystał. Nie jestem tak dobry w czarach jak ty. Powiedziałem, że go przyniosę, i oto jest. Czy możesz teraz rzucić zaklęcie, tak bym mógł go albo wypuścić, albo zjeść? Wy, kocury, interesujecie się wyłącznie swoimi brzuchami. Nie wszystkie, odparł Kot, łypnąwszy na nią lubieżnie. Chciałabym, żeby ta głupia dziewczyna poszła sobie stąd. Pochlipuje tu nad ciałem chłopca, odkąd wszyscy inni poszli spać. Gdyby moja pani dowiedziała się o tym, wpadłaby we wściekłość. Nie możesz posłać jej wiadomości? — zapytał Kot. Czy w ogóle porozumiewasz się z nią myślami? Biała kotka polizała łapę i przygładziła wąsy. Prawdę mówiąc, nie. Wiem, co ona myśli, lecz nie sądzę, by ona wiedziała, co ja myślę. Ani nawet — że w ogóle myślę. Jest mądrą kobietą, lecz w tych sprawach nie wydaje się mądrzejsza niż jakikolwiek inny człowiek. To źle. Kot chciał powiedzieć coś jeszcze, lecz przerwał mu jakiś dźwięk dobiegający z korytarza. Drzwi rozwarły się gwałtownie do środka, zaskrzypiały nie naoliwione zawiasy, i obute w skórę stopy podbiegły gniewnie do łóżka. — Co właściwie robisz w tej komnacie, panienko? — Był to głos Czarownicy. — Przyszłam zobaczyć, jak się miewa Kharis. Widzę, że żyje, lecz jego stan nie uległ zmianie. Czy on umrze? — Prawdopodobnie. Obchodzi cię to? Jesteście kochankami? A może tylko tego pragniesz? Tak lekkomyślnie chcesz wyrzec się daru, który możesz otrzymać? Ty niewdzięczna dziewko! Stoisz przed wyborem i musisz zdecydować od razu. Natychmiast. Mogę ofiarować ci Moc, o jakiej nawet nie śniłaś. On zaś nie może ci dać nic wartościowego. Cielesną uciechę. Dzieci. MIŁOŚĆ, powiedział duch siedzący w kocim wnętrzu. Kot skulił się. — Wiem, że ten dar ma wielką wartość. Sądziłam, że go pragnę, lecz kiedy widzę, jak się go wykorzystuje, nie jestem już tego taka Pewna. Lubię tego chłopca. Jest dobry. — Kochasz go? — Nie wiem, co to jest miłość! — krzyknęła dziewczyna. — Jeśli przeżyje, a ty będziesz miała sposobność, żeby się dowiedzieć, czy zostaniesz z nim? Dziewczyna szlochała. — Nie wiem. Nie wiem. — Idź do swojego pokoju. Rano chcę usłyszeć od ciebie odpowiedź. Małe stopy dziewczyny wybiegły z komnaty, a w chwilę później ich śladem podążyły obute w skórę nogi Czarownicy. Wychodząc zatrzasnęła za sobą drzwi. Biała kotka syknęła gniewnie. Sam widzisz. Mówiłam ci, że nie jest godna powołania. Wiedziałem to od samego początku. Cóż, może masz rację. Zabierzmy się za te czary i zobaczymy, co z tego wyjdzie. Jeśli duch wróci do ciała, wtedy chłopiec będzie mógł podjąć decyzję za nią i dziewczyna przestanie mierzwić ci futro. To prawda. Kotka przecisnęła się pod wełnianymi narzutami i wyszła na otwartą przestrzeń pokoju. Jej łapy zniknęły z pola widzenia, kiedy skoczyła na łóżko. Kot desperacko uchwycił ptaka i wyciągnął go spod łóżka. Ocenił skok, jaki musiał wykonać, i jeszcze mocniej zacisnął szczęki na gołębiu, a potem skoczył, pozornie bez większego wysiłku. Tylko Ten Drugi wiedział, ile go to kosztowało. Gdzie chcesz mieć tego ptaka? Czy można położyć go na piersi chłopca i przytrzymać tak, się nie ruszał? Kot uniósł ptaka i wskoczył na pierś chłopca. Wyciągnął się na brzuchu i położył na gołębiu przednie łapy, przytrzymując jego szyję. Dobrze. Dokładnie tak jak chciałam. Zaczęła monotonnie recytować jakieś słowa, w których ani Kot, ani Ten Drugi nie mogli doszukać się żadnego znaczenia. Kot przyglądał się, jak kotka zamyka niebieskie oczy i zaczyna kołysać się w przód i w tył, miaucząc, warcząc, mrucząc głośno i ani na chwilę nie przerywając w myśl toku magicznych słów. Kot poczuł się dziwnie. Zawirowało mu w głowie. Niemal puścił ptaka i kiedy ostry ból przeszył mu głowę, oderwał od niego zęby, żeby nią potrząsnąć. Potem, zupełnie nagle, dziwne uczucie ustąpiło. Intruz zniknął z jego wnętrza. Kot przestał odczuwać jego obecność. Leżący pod nim młodzieniec poruszył się. Kharis otworzył oczy i, czując jakiś ciężar na piersi, uniósł głowę. — Witaj — powiedział. — Jak się tutaj znalazłeś, w mojej komnacie, i co robisz na mojej piersi? Przyniosłeś mi jakiegoś ptaka, Kocie? Kot puścił gołębia i z wielką godnością zszedł z piersi Kharisa. Bardzo niedobrze. Nic nie pamiętasz, prawda? O czym ty mówisz, Kocie? Chciałbyś, żeby zachował wspomnienie gołębia? — zapytała biała kotka. Młodzieniec usiadł, otaczając nogami oba koty, i wziął gołębia w ręce. Potem wstał, podszedł do okna i posadził ptaka na parapecie