Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

- Załóżmy jednak, że nam się uda - kontynuował przesłuchujący. - Za jednego nic! - powiedział oficer, wzruszając ramionami. - Inni przejęliby jego zadanie. - A jeśli pozostali byliby martwi albo wzięci do niewo- li? - nalegał Dsordas. Po dłuższej chwili w oczach Panosa pojawił się wreszcie błysk zrozumienia. - Nie mówicie tego poważnie, prawda? - Tu odetchnął głęboko. - Musicie być szaleni! - Odpowiedz na pytanie! - Zapłaciłby prawie każdą cenę - rzekł w końcu Panos. - Ale nie doczekalibyście tego. Raczej zabiłby wszystkich na wyspie, niż uległby szantażowi. - Zostaw nam to zmartwienie - odrzekł Dsordas. - Czy zamierzasz nam pomóc czy nie? Więzień milczał przez chwilę, wyraźnie niezdecydowany. - Osiemdziesiąt imperiali? - zapytał w końcu. - Tak. Dziesięć teraz, reszta po wykonaniu roboty. - Ale nie będziecie w stanie tego dokonać! A ja potrzebuję pieniędzy teraz! - Masz wybór. Tak albo nie! Znowu nastąpiła dłuższa przerwa. - Co chcecie wiedzieć? - zapytał wreszcie Panos. Przez następną godzinę oficer zapoznawał Dsordasa ze strukturą budynku, rozmieszczeniem wejść, otoczeniem, siłą straży, liczbą zatrudnionych, drogą, jaką zaopatrzenie dostaje się do środka. Dsordas zadał kilkanaście pytań, na które już wcześniej znał odpowiedź, i w każdym przypadku Panos odpowiadał poprawnie. Jeśli kłamał, to czynił to bardzo zręcznie. - Nie będziecie w stanie dostać się do środka - stwier- dził powtórnie więzień. - Potrzebujecie kogoś wewnątrz. - Jesteś chętny? - Czy mam inny wybór? - zapytał z goryczą Panos. - Jeśli Farrag dowie się, ile wam już powiedziałem, to równie dobrze mogę uważać się za martwego. A poza tym... - Co? - Jeśli rzeczywiście wyruszycie na siedzibę telepatów, to oddacie mi przy okazji małą przysługę! - odpowiedział żołnierz. - Kiedy to nastąpi? - Damy ci znać. - Zróbcie to szybko! - rzekł żarliwie Panos. - Bo może mnie nie być w pobliżu. I nie będę w stanie wam pomóc. - To już twój problem - powiedział Dsordas. - Mała zaliczka powinna dać ci trochę czasu - wsunął dziesięć monet do kieszeni Panosa i skinął na Yeori, który zagwizdał cicho. Wkrótce usłyszeli kroki drugiego spiskowca, który zbliżał się z głębi tunelu. Dsordas znowu założył worek na głowę Panosa, a Yeori podprowadził więźnia do wyjścia i przekazał nowo przybyłemu. - Znasz procedurę? - zapytał Yeori. Mężczyzna skinął głową. - Strzeż go starannie! - dodał szyderczo adiutant. - Nie chcemy, żeby go znowu obrabowano! Po kilku chwilach do Dsordasa i Yeori przyłączył się Skoulli. Cały czas obserwował przebieg wypadków przez nieduży wziernik. - I cóż? - zapytał Dsordas, kiedy więzień na pewno nie mógł ich już usłyszeć. - Albo świetnie grał, albo mówił zupełnie szczerze - odpowiedział Skoulli. - A te jego siniaki wyglądają nieładnie. - Myślisz, że uwierzył w tę bajeczkę o porywaniu Farragowi telepatów dla okupu? - zapytał Yeori. - Nie wiem - wzruszył ramionami Dsordas. - To oślizgły mały płaz, gotów zrobić wszystko we własnym interesie. W żadnym przypadku nie możemy zaryzykować opowiedzenia mu prawdziwej historii. - Nie dodał, że udając jednego z rabusiów miał również nadzieję uniknąć włączenia Fen w całą sprawę. - Nie przypuszczam, żeby wiedział, kto go zaatako- wał - stwierdził Skoulli- więc może rzeczywiście dał wiarę, że to byłeś ty! - Tak, ale wciąż brak nam dowodów, że cała afera nie została zaaranżowana przez Farraga - powiedział Dsor- das. - Mógł zbliżyć się do Panosa później, korzystając z zaistniałej sytuacji, więc prawdopodobieństwo, że potur- bowany oficer jest cesarskim szpiegiem, istnieje cały czas! - Ale to właśnie on zasugerował, że Farrag mógł zorganizować napad - zaoponował Yeori. - Przecież nie zrobiłby tego, gdyby byli w zmowie ze sobą! - Ale wiesz przecież, jak marszałek i jego ludzie potrafią kręcić - odparł Dsordas. - A Panos mógł się zdziwić naszą ofertą, ponieważ wiedział na pewno, że my n i e jesteśmy tymi, którzy go napadli. - To wszystko staje się dla mnie zbyt skomplikowane - przyznał Yeori, potrząsając głową. - Wyglądał na bardzo zainteresowanego gotówką - rzekł Skoulli po krótkim namyśle. - Nie sądzę, żeby tak dobrze udawał. A jeśli działałby w zmowie z Farragiem, nie potrzebowałby naszego złota. - Niewykluczone, że ma jakieś stare porachunki i chce wykorzystać tę szansę, aby je uregulować. - Nie złapałem go na kłamstwie - przyznał Dsor- das. - Nie mamy wielkiego wyboru i musimy mu zaufać, prawda? - No cóż, powracamy do punktu wyjścia - ciągnął dalej Skoulli. - Nawet z pomocą Panosa zadanie wygląda na niełatwe. Słuchając naszego więźnia, można by przypuś- cić, że telepaci siedzą w prawdziwej fortecy! - Co potwierdza przypuszczenie, jak wiele znaczą dla Farraga - powiedział Dsordas. - Ostateczne zwycięstwo zależy od tego, czy uda się nam unieszkodliwić ich, w ten czy inny sposób. W drodze powrotnej do domu ze Studni, Dsordasa dopadł Mało. Rybak ociekał wodą. Twarz miał bardzo ponurą. - Wpadliśmy w zasadzkę przy przenoszeniu beczułek nafty - oznajmił bez żadnych wstępów. - Czekali na nas, tak jakby dokładnie wiedzieli, co zamierzamy zrobić. Było niezłe zamieszanie! - A Phylo? - zapytał Dsordas, mając nadzieję, że adiutant miał na tyle rozsądku, żeby nie brać osobiście udziału w operacji. - Nie żyje! - odpowiedział Mało z powagą. - Nie zamierzał pozwolić, aby wzięto go żywcem. Chociaż ta wieść zupełnie oszołomiła Dsordasa, przynios- ła jednak także coś w rodzaju ulgi. Czy on sam będzie umiał okazać tyle hartu co przyjaciel, jeśli zajdzie taka potrzeba? Modlił się o to gorąco. - Przypuszczam jednak, że zabrali dwóch pozosta- łych - ciągnął Mało. - Miałem szczęście, że udało mi się uciec! - Czy Phylo mówił coś ludziom? - Nie, dawał tylko instrukcje dotyczące zadania, jak zwykle - odpowiedział rybak, rozumiejąc zatroskanie Dsordasa. - Nie powiedzą im dużo! Młodzieniec okazywał jawne zadowolenie, że Dzieci poniosły w sumie niewielkie straty, ale zarówno on, jak i Dsordas byli świadomi, że pojmani mogą zdradzić imię Mało. Rybak mieszkał samotnie, nie posiadał bliskich krewnych, co dawało mu komfort ukrywania się bez obawy represji w stosunku do jego rodziny