Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Na górze Joy odwróciła swoje siodełko i tak wpięła linę, że w efekcie mogła asekurować samą siebie. Jeszcze raz sprawdziła zamocowanie liny do głazu i zaczęła schodzić tyłem w głąb chłodnej, gościnnej ciemności Jaskini Zaginionej Rzeki. - Idę! -zawołała. - Idź!-odpowiedział. Poruszając się z łatwością doświadczonego wspinacza, rytmicznie przesuwała linę wokół swojego ciała, wykorzystując jej tarcie o ubranie jako sposób na dodatkowe spowolnienie i kontrolowanie zejścia. Gabe mógł zejść w głąb jaskini w ten sam sposób, ale gdyby się przewrócił i spadł na twarde skały, połamałby sobie kości nawet przy upadku z zaledwie dwóch metrów. Kiedy Joy dotarła na dno stromego korytarza, odpięła się od liny i odłożyła ją na bok. Poruszała się bardzo ostrożnie, tak żeby nie nadepnąć liny, bo w ten sposób mogłaby nanieść żwiru o ostrych krawędziach pomiędzy jej włókna. - Gotowy?—spytała. Gabe obrócił się powoli, pozwalając światłu swojej lampy objąć komorę. - Gotowy - odparł, a potem dodał cicho: - Droga prowadząca w dół jest inna, ale jedno się nie zmieniło - ten mrok, tajemnica wołająca w ciszy. Joy podniosła wzrok na miejsce, gdzie zawalające się sklepienie wydarło otwór w ziemi, ujawniając obecność Jaskini Zaginionej Rzeki zewnętrznemu światu. Otaczające go zawalisko zawierało bloki kamienia wielkie jak domy, mniejsze skały i tysiące drobnych odłamków. Gdzieniegdzie widać było wyschłe resztki pustynnych roślin, a nawet kości zwierząt, które wpadły do jaskini i nie mogły się już z niej wydostać. Chociaż piękna, Jaskinia Zaginionej Rzeki nie była odpowiednim miejscem dla pechowców, głupców albo słabeuszy. Gabe powoli przesunął światłem czołówki po podłożu. Bez taśmy oznaczającej drogę szybko by się tu zgubił. Trzeba niezwykle doświadczone- 86 go oka, żeby dostrzec zatarte ślady butów pozostawione przez grotołazów. Podłoże było tu suche, tak samo jak sklepienie i ściany. Widać było nieliczne formacje skalne, ale żadna nie przypominała tych fantastycznych kamiennych dekoracji, które sprawiają, że człowiek przystaje i patrzy na nie w niemym zachwycie. - Chyba jest tu bardziej sucho niż przed siedmioma laty - powiedział Gabe. - Masz rację - odparła Joy. - Mamy za sobą dziewiątą dekadę suszy. Zwłaszcza ostatnich pięć lat było bardzo suchych. - Susza wywołana przez człowieka? Globalne ocieplenie? - Wątpię. W tym rejonie poziom wód gruntowych od milionów lat ulegał wahaniom. W pewnym momencie to wszystko znajdowało się poniżej lustra wody. Właśnie wtedy kwas węglowy zawarty w wodach gruntowych i kwas siarkowodorowy ze złóż węglowodorów znajdujących się poniżej zaczęły rozpuszczać wapień. - Podniosła wzrok, kierując światło swojej lampy na sklepienie. - Kiedy lustro wody opadło, te komory i korytarz, który był za nimi, wypełniło powietrze. Czasami wód gruntowych wystarczało, żeby powstały wodospady i strumienie. Ale czasami woda po prostu przesączała się przez szczeliny i skapywała niżej, tworząc sadzawki. - Więc nie ma tu żadnych ciekawych formacji, bo jest teraz za sucho, czy dlatego, że czasu było za mało? - Och, jest wiele formacji -powiedziała. -Mogłabym ci pokazać maleńkie draperię i nacieki z wapienia. Nawet miniaturowe stalaktyty i stalagmit)'. - Ale nic takiego, co by się dało porównać z formacjami leżącymi pod nami. - Słusznie. Nie tylko czas, ale i ilość wody przesączającej się przez grunt decydują o szybkości powstawania formacji zdobiących jaskinie. Dzisiaj jest tu o wiele bardziej sucho, niż było kilkaset tysięcy lat temu, więc proces dekoracji również jest znacznie mniej intensywny. Odwróciła się i wskazawszy lampą pobliską ścianę, zaczęła do niej podchodzić. - Mam tu zostać? - spytał, spoglądając na pomarańczową taśmę, którą przekroczyła. - Nie, ale uważaj. Wiele kamieni leży luzem. Gabe ruszył za nią. Nie dostrzegał żadnych śladów wskazujących, by ktokolwiek wkroczył na ten fragment podłoża jaskini. 87 Joy zatrzymała się przy głazie sięgającym jej do kolan i oświetliła czołówką jego powierzchnię. W świetle ukazał się stalagmit nie większy niż palec. Kamienna narośl była sucha, wyglądała jak usypana z piasku. - Nie mam pojęcia, kiedy powstał - stwierdziła Joy. - Przez wszystkie lata, odkąd tu schodzę, nie widziałam, żeby choć jedna kropla wody spadla na ten kamień. Może któregoś roku przyjdą opady, na tyle obfite, że woda będzie mogła spływać do jaskini jak zwykle. Zacznie kapać ze sklepienia na ten głaz i stalagmit na nowo wróci do życia. - Myślałem, że stalagmity to rezultat parowania wody, a nie przesączania. Joy uśmiechnęła się. Dobrze było słyszeć ciekawość zamiast smutku w jego głosie, widzieć namysł na jego twarzy, gdy analizował uzyskane informacje i wyciągał logiczne wnioski. - Speleolodzy tak właśnie kiedyś sądzili - powiedziała. - Wszyscy widzieliśmy formacje solne, które powstają, gdy wysycha jedno z miejscowych jeziorek. Myśleliśmy, że to samo się dzieje, kiedy wody gruntowe wdzierają się do jaskini: woda paruje, a z zawartych w niej minerałów powstaje nowa warstwa kamienia. Bardzo logiczne. Bardzo zgrabne. Pomijając jeden niepodważalny fakt. - Co mianowicie? - Parowanie nie jest możliwe na dole, w strefie kompletnych ciemności. W mroku wilgotność powietrza wynosi sto procent, dzień w dzień, rok po roku, milion lat po milionie lat. - A zatem? Poprawiła kąt padania światła czołówki i powiodła lampą po zasypanej kamieniami komorze. - A zatem woda nie może wyparować i w tej formie łączyć się z powietrzem. Wszystkie te wspaniałe formacje skalne, które zobaczymy niżej, muszą mieć inne pochodzenie. - Rozumiem - powiedział. - Woda przesącza się w dół i dociera do sklepienia jaskini. A potem co? - Napisałam o tym artykuł, w którym... - Przetłumacz mi to na język przeciętnego zjadacza chleba - poprosił