Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

- Przyznasz, kawalerze, że stamtąd można obrócić się w różne strony. Gdyby wpadli na nasz ślad, zeznanie woźnicy nic nam nie zaszkodzi. Kiedy fiakr zbliżył siŁ do rogatek, jakiś wysoki człowiek w jasnym surducie, w kapeluszu nasuniętym na oczy, szybko przemknął na pięknym angielskim koniu. Rudolf zdołał ukryć swą radość. Murf widać odczytał hieroglificzną kartkę. Bakałarz, pewny już, że nikogo nie ma za fiakrem, i widząc, że Puchaczka drzemie czy też udaje że drzemie, chciał udać śpiącego. Rudolf domyślił się podstępu i powiedział: - Rano dziś wstałem i mnie także się chce spać. I zamknął oczy. Wkrótce głośne chrapanie Bakałarza i Puchaczki tak go zwiodło, że myślał, iż śpią istotnie i otworzył oczy. Bakałarz z Puchaczką chrapali, ale oczy mieli otwarte i porozumiewali się za pomocą palców. Nagle ta rozmowa rąk ustała. Bandyta dostrzegł, że Rudolf nie śpi, i śmiejąc się, zawołał: - Aha! Kochanku!... Chciałeś nas wypróbować? - To nie powinno dziwić ciebie co śpisz z otwartymi oczami. Fiakr zatrzymał się na placu Świętej Magdaleny. Deszcz już nie padał, ale czarne chmury tak kryły niebo, że było prawie ciemno. - Chciałbym się przekonać - rzekł Bakałarz - czy to prawda, coś nam mówił o tym domu... - To by obudziło podejrzenia. Przecież dopiero czwarta. Puchaczka dumnie podniosła głowę. - Mam tylko jedno oko - rzekła - ale dobre. Za pół godziny wrócę i zobaczysz, jak gracko się uwinę. - Zaraz, zaraz, wprzód wejdziemy pod "Krwawe Serce"... Jeżeli tam zastaniemy Kulasa, weźmiesz go i postawisz na czatach przed domem. - Masz rację... Kulas jest sprytny jak lis, choć nie ma dziesięciu lat. - Co to za miejsce "Krwawe Serce"? Szczególna nazwa - rzekł Rudolf. - Powiedz to szynkarzowi. Nazywaj go, jak chcesz: Piotr, Tomasz, Krzysztof, Barnaba, na każde imię się odezwie. Ale oto i jesteśmy... - Nie widzę żadnego domu. - Nie zobaczysz, jeżeli będziesz szukał wkoło siebie. - A gdzeż mam szukać? - Pod nogami. - Gdzie? - Ot tu... Widzisz dach? Istotnie Rudolf nie dostrzegł podziemnego szynku, jakich przed kilku laty wiele było na Polach Elizejskich. Schody, wykopane w mokrej i wilgotnej ziemi, prowadziły do obszernego dołu; dach z cegieł, mchem zarosły, ledwie wznosił się nad chodnikiem. Na zardzewiałych zawiasach wisiała blacha; znać było jeszcze na niej czerwone serce przebite strzałą... - Muszę wprzód zobaczyć, czy gospodarz jest w domu - rzekł Bakałarz i przyciskając język do podniebienia, krzyknął w szczególny sposób. Podobny krzyk ozwał się z dołu. - Jest... Uszanowanie dla dam... idź naprzód, Puchaczko... a potem pan... Uważaj, bo ślisko; mógłbyś upaść. XvII~ "Krwawe Serce" Gospodarz "Krwawego Serca" wyszedł aż na próg, aby powitać gości. Był to ów Czerwony Janek, którego Rudolf szukał, ale jeszcze nie znał. Mały, szczupły, nędzny, mógł mieć około pięćdziesięciu lat. Miał w sobie coś z kuny i szczura, a wystające kości policzkowe i żywe oczy nadawały mu wyraz przebiegłości. Ledwie zeszli ze schodów, przybiegł dziesięcioletni, słabowity, kulawy i nieco garbaty chłopak - podobny do Czerwonego Janka