Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

- Wzywa na pomoc! - Zeskoczył ze strażnicy i pędem puścił się ścieżką w dół. - Biada! Zły los prześladuje mnie dzisiaj, cokolwiek podejmuję - zawodzi. Gdzie jest Sam? Im niżej zbiegał, tym wyraźniej słyszał wrzawę, lecz głos rogu z każdą chwilą słabł i zdawał się coraz bardziej rozpaczliwy. naraz wrzask orków buchnął przeraźliwie i dziko, a róg umilkł. Aragorn był już na ostatnim tarasie zbocza, nim jednak znalazł się u stóp wzgórza, wszystko przycichło, a gdy Strażnik skręciwszy w lewo pędził w stronę, skąd dobiegały głosy - zgiełk już się cofał i oddalał, aż w końcu Aragorn nic już nie mógł dosłyszeć. Dobył miecza i z okrzykiem: „Elendil! Elendil!” pędem pomknął przez las. O jakąś milę od Parth Galen, na polance nie opodal jeziora znalazł Boromira. Rycerz siedział oparty plecami o pień olbrzymiego drzewa, jakby odpoczywając. Lecz Aragorn dostrzegł kilka czarnopiórych strzał tkwiących w jego piersi; Boromir nie wypuścił z ręki miecza, ostrze było jednak strzaskane tuż pod rękojeścią, a róg, pęknięty na dwoje, leżał obok na ziemi. Dokoła i u stóp rycerza piętrzyły się trupy orków. Aragorn przykląkł. Boromir odemknął oczy. Zmagał się z sobą chwilę, nim w końcu zdołał szepnąć: - Próbowałem odebrać Frodowi Pierścień. Żałuję... Spłaciłem dług. - Powiódł wzrokiem po trupach nieprzyjaciół: padło ich co najmniej dwudziestu z jego ręki. - Zabrali ich... niziołków. Orkowie porwali. Myślę, że jednak żyją. Związali ich... - Umilkł i zmęczone powieki opadły mu na oczy. Przemówił jednak znowu: - Żegnaj, Aragornie. Idź do Minas Tirith, ocal mój kraj. Ja przegrałem... - Nie! - rzekł Aragorn ujmując go za rękę i całując w czoło. - Zwyciężyłeś, Boromirze. mało kto odniósł równie wielkie zwycięstwo. Bądź spokojny. Minas Tirith nie zginie. Boromir uśmiechnął się słabo. - Którędy tamci poszli? Czy Frodo był z nimi? - spytał Aragorn. Lecz Boromir nie powiedział już nic więcej. - Biada! - zawołał Aragorn. - Tak poległ spadkobierca Denethora, władającego Wieżą Czat. Jakże gorzki koniec! Nasza drużyna rozbita. To ja przegrałem. Zawiodłem ufność, którą we mnie pokładał Gandalf. Cóż pocznę teraz? Boromir zobowiązał mnie, żebym poszedł do Minas Tirith, a moje serce tego samego pragnie. Ale gdzie jest Pierścień, gdzie jego powiernik? Jakże mam go odnaleźć, jak ocalić naszą sprawę od klęski? Klęczał czas jakiś i pochylony płakał, wciąż jeszcze ściskając rękę Boromira. Tak go zastali Legolas i Gimli. Zeszli cichcem z zachodnich stoków wzgórza, czając się wśród drzew jak na łowach. Gimli trzymał w pogotowiu topór, Legolas - długi sztylet, bo strzał już zabrakło w kołczanie. Kiedy wychynęli na polanę, zatrzymali się zdumieni; stali chwilę skłaniając w bólu głowy, od razu bowiem zrozumieli, co się tutaj rozegrało. - Niestety! - powiedział Legolas zbliżając się do Aragorna. - Ścigaliśmy po lesie orków i niejednego ubiliśmy, lecz widzę, że tu bylibyśmy potrzebniejsi. Zawróciliśmy, kiedy nas doszedł głos rogu, za późno jednak! Obawiam się, że jesteś ranny śmiertelnie. - Boromir poległ - rzekł Aragorn. - Ja jestem nietknięty, bo mnie tutaj nie było przy nim. Padł w obronie hobbitów, kiedy ja byłem daleko, na szczycie wzgórza. - W obronie hobbitów? - krzyknął Gimli. - Gdzież tedy są? Gdzie Frodo? - Nie wiem - odparł ze znużeniem Aragorn. - Boromir przed śmiercią powiedział mi, że ich orkowie pojmali. Przypuszczał, że są jeszcze żywi. Wysłałem go za Meriadokiem i Pippinem. Nie zapytałem zrazu, czy Frodo i Sam byli tutaj również, za późno o tym pomyślałem. Wszystko, cokolwiek dzisiaj podejmowałem, obracało się na złe. Cóż teraz zrobimy? - Przede wszystkim przystoi nam pogrzebać towarzysza - rzekł Legolas. - Nie godzi się zostawiać go jak padlinę między ścierwem orków. - Musimy się jednak pospieszyć - zauważył Gimli. - Boromir nie chciałby nas zatrzymać. Trzeba ścigać orków, jeżeli została nadzieja, że któryś z naszych druhów żyje, chociaż w niewoli. - Ale nie wiemy, czy powiernik Pierścienia jest z nimi, czy nie - odezwał się Aragorn. - Mamy więc go opuścić? Czy raczej jego najpierw szukać? Ciężki to wybór. - Zacznijmy od pierwszego obowiązku - powiedział Legolas. - nie ma czasu ani narzędzi, by pogrzebać przyjaciela jak należy i usypać mu mogiłę. Moglibyśmy jednak zbudować kamienny kurhan. - Długa i ciężka praca! kamienie trzeba by nosić aż znad rzeki - stwierdził Gimli. - Złóżmy go więc w łodzi wraz z jego orężem i bronią pobitych przez niego wrogów - rzekł Aragorn