Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
I tak szło aż do otwarcia bramy, przez którą ludzie wylewali się jak fala, witani okrzykami „Dziękujemy!" Akurat jeszcze przed wyjściem wpadłem na Czarniawego, MOC TRUCHLEJE 813 którego Jurek, widocznie na skutek wejścia w jakąś zaawansowaną zażyłość, gorąco ciągnął do pracy w Komitecie Założycielskim, ale tamten w ogóle nie chciał słuchać i na wszystkie namawiania zasłaniał się rękami, że ma już dosyć, tak że więcej nie można, na dodatek jakby tu został, toby nic najlepszego z tego nie wynikło ani dla niego, ani dla ogólniejszej sprawy i nie należy kusić losu. Na całe szczęście ma w bezpiecznej odległości dalekiego kuzyna i jeszcze jutro z samego rana wyjeżdża do takiego miejsca, gdzie nie ma możliwości, żeby usłyszeć słowo „polityka", tylko jest przeciwnie - spokój i goła przyroda., i wymienił Podbeskidzie, a konkretnie miejscowość Ustrzyki Dolne. Jurek rozłożył ręce, a ja wolno wylałem się aa ulicę przez bramę, koło której kręciła się już regularna straż przemysłowi. Dookoła huczała szczęśliwie ulica, a ja szedłem zatopiony w myślach, aż koło mnie raz i drugi zatrąbił samochód Fiat Polski. Patrzę, a ze środka wychyla się machając do mnie zaciśniętą chyba na znak solidarności pięścią Przełożony Wysokiego Towarzysza. Dodał gazu, a ja wstrzymałem oddech, bo gdyby to nie było niemożliwe, koło niego zasiadał uśmiechnięty mężczyzna o rysach ala w podobie Misiaka. Dalej to już trudno opisać, w każdym razie z naszego odpucowanego i przybranego zieloną trawą na kolor nadziei wozu wysypała się rodzina — trzylatek, pięciolatek, matka, do tego stopnia, że nawet wylazł dziadek i ojciec wychylił się z głową. Matka gotowała rzepę na obiad i żałowała, że nie ustawiła się po chleb, ale i tak ze wzruszenia nikt by na pewno nic nie zjadł. A ja wyciągnąłem się najpierw wygodnie na skrzyni w otoczeniu najbliższych, myśląc, że po pierwsze, w szerokim planie nie można całkiem na pewno wykluczyć, że rząd dotrzyma tego, co podpisał, że w tym roku to już na pewno będzie czym w mrozy palić, dostanę nie cztery, nie pięć, ale najmniej siedem drewnianych skrzynek, a w ogóle do zimy jeszcze daleko, zresztą, kto wie, może mieć łagodny przebieg. Następnie poszedłem na miejsce, gdzie była pochowana kicia, a potem już osobiście na grób półtoraroczniaka, gdzie najpierw pomodliłem się żarliwie, dodając: — Widzisz, synku, teraz to już chyba jakoś pójdzie. Retro Była dwunasta w nocy, a może jeszcze później. Padający od rana śnieg zasypał rynek i ścieżki wydeptane przez urzędników. W blokach pogasły światła, miasteczko odpoczywało. Spał sekretarz miejskiego Komitetu, rzucał się na łóżku i ściągał kołdrę z żony śpiącej wesoło. Spał ordynator szpitala powiatowego i śniło mu się, że dostawa nici przyszła, a on rękę, którą pracownik ślusarni w stanie powódkowym stracił, podwójnym ściegiem przyszywa. I porusza się ta ręka i palcami macha. Spał w sali szpitalnej symulujący atak nerek śledczy, bo donos przyszedł, że ordynator z pacjentkami przekracza służbowe kompetencje. Spał ciężko, niespokojnie, śniło mu się, że ordynator się o wszystkim dowiedział i osobiście zrobi mu operację. Tylko w dworcowej restauracji paliły się jeszcze światła i pito najlepszą na przeziębienie herbatę pół na pół zmieszaną z wódką. Było tu ciepło, przyjemnie, stolików ze dwadzieścia, a ściany pomalowane na wesoły kolor, w powietrzu unosił się lekko słodkawy zapach po wczorajszym odrobaczaniu, pogodnie buzował żelazny piecyk, a płyta aż poczerwieniała. Obsiadło go trzech hycli, wesoło śmierć rudego kota opijając. Złowili go po cichu. Duży był, syberyjski, na kołnierz jak znalazł. Mięso z rana jako królicze pójdzie. Przy wygodnym stoliku pod oknem siedział samotnie mężczyzna w garniturze z wełny grubej, stałowoczarnej, pod nim sweter golf srebrzysty, puszysty. Przed nim szklanka herbaty. Był niewysoki, ale tęgi. Głowę miał wielką, cofnięte daleko włosy. Był pisarzem. Napisał wiele grubych książek, którymi pomagał ludziom żyć. Spóźnił się na poprzedni pociąg, a teraz patrząc na znikający pod śniegiem dworzec myślał, ile prostoty i spokoju jest w tym miasteczku pod śniegiem. Miał tutaj spotkanie z czytelnikami i myślał, jak dobrze jest czasem po prostu porozmawiać z ludźmi, a potem posiedzieć w takiej ciepłej, przytulnej restauracji, czekając na pociąg, zanim wróci się do domu, żona zapyta jak było, a on poklepie ją po policzku i powie: głuptasku, oczywiście wszyscy przyszli. - Strasznie sypie, czy pan pozwoli, że się przysiądę? - Oczywiście - powiedział machinalnie i dopiero potem podniósł oczy. Mężczyzna, który usiadł obok, miał jedną z tych twarzy, jakie ogląda się na amerykańskich filmach. Mógłby grać lotnika, dowódcę konwoju albo dyrektora banku. Miał krótko ostrzyżone, szpakowate włosy i uśmiechnął się tak miło, że pisarz RETRO 815 od razu nabrał ochoty, żeby uśmiechnął się raz jeszcze. Postawił na stoliku szklankę herbaty i butelkę wódki. - Pada już trzeci dzień - powiedział i pisarz ucieszył się myśląc o ludziach, w małym miasteczku, gdzie można tak sobie posiedzieć w knajpie przy oknie, patrząc na śnieg i rozmawiać o sprawach najprostszych. - Podziwiam pana - tamten dolał wódki dc herbaty, starannie odmierzył łyżeczkę cukru i pociągnął spory łyk. - O, pan mnie zna - skromnie uśmiechnął się pisarz. - Oczywiście. Widziałem pana wiele razy w telewizji. Czytałem wszystkie pana książki. - Naprawdę? - O tak. Ludzie zawsze czekali na pana słowo. Pomagało im przetrwać. Pisarz przyjrzał mu się uważnie, potem przeniósł wzrok na ścianę - „Nie paląc nikotyny unikasz żółtych zębów, nieświeżego oddechu, zachrypniętego głosu. Będziesz w zgodzie z modną tendencją." — przeczytał. - A może spróbuje pan dolać do herbaty trochę tego — Szpakowaty przysunął butelkę. — Pan zawsze tłumaczył nam świat. To co, można nalać? - Czy ja wiem. W zasadzie... wie pan, doktor zabronił mi pić... coś jest nie w porządku z moim sercem. - Nerwy? - Tamten uśmiechnął się i pisarz musiał uśmiechnąć się także. - No cóż - wzruszył ramionami - niech pan doleje. - Spróbował i skrzywił się. - Pan miał zawsze kłopoty ze zdrowiem. Na przykład w pięćdziesiątym trzecim roku miał pan zapalenie płuc. Niech pan doda trochę cukru. - Wie pan... ten strajk. -Pisarz bawił się łyżeczką. -No i teraz to całe zamieszanie - dosypał trochę cukru. - Ci faceci z opozycji, to za panem nie przepadają. - No cóż... - Pisarz wzruszył ramionami i zapatrzył się w okno. - Wie pan — powiedział po chwili — niektórzy uważają, że... no, jakby to powiedzieć, no, że wysługiwałem się reżimowi, że - zaśmiał się krótko - że się sprzedałem. - Niech pan się nie przejmuje, tacy są ludzie. - Szpakowaty przyglądał mu się przez chwilę lekko zmrużonymi oczami
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Szukał jednej twarzy, tylko jednej twarzy...
- Moglibyście pomyśleć, że były bardziej oczywiste powody: mój mąż mnie ignorował albo dzieci były nieznośne, albo moja praca była jak kierat, albo że chciałam sobie...
- Tylko dwie szuflady zamknięte były na klucz: dolna szuflada komody oraz szufladka po prawej stronie biurka...
- Powoli wracali do stajni, w której trzymano tylko konie Calhenny’ego, a później Morris szedł do swojego wielkiego domu, a Beau do swojej chaty, gdzie czekała na niego...
- Nawet teraz korzystała tylko z krótkiego urlopu, jakiego udzielił jej dowódca Eskadry Łobuzów do czasu, aż senatorowie Nowej Republiki przestaną żywić niechęć do rycerzy Jedi...
- "Wierzymy mocno - głosiła odezwa - że nie tylko nie ma sprzeczności między nauką i wiarą, ale obie uzupełniają się wzajemnie w ścisłym współdziałaniu, bo wiara odpowiada nam na te...
- Czy nie za dużo zasługi i autorytetu przyznajemy poetom lub pisarzom, kompozytorom lub malarzom, za to tylko, że posiadają dar, którego nie posiadają inni? Z grubsza mówiąc...
- Mamy zatem szybciej z Waszą Książęcą Mością załatwić wszystkie te sprawy, które obecnie nie tylko nie doszły do pożądanego wyniku, ale — zda się — obróciły się nawet na gorsze,...
- Ale ponieważ Zina była na razie ani czarna, ani biała, tylko śpiąca, postanowiono zaczekać do rana, aby w świetle dziennym specjalnie wybrana komisja ustaliła, jakiego koloru...
- Mimo że ojciec i rodzeństwo troszczyli się o mnie jeszcze bardziej, mimo że staliśmy się sobie jeszcze bliżsi, wszystko się zmieniło...