Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

A niektóre pogłoski były jeszcze dziwniejsze. Legendy o duchach przestrzeni. Opowieści o tajemniczych nocnych eksplozjach, potężnych i niepokojących, dostrzeganych tuż przed prącą naprzód ludzką falą. Proces rozpadu rozpoczął się, gdy odległe planety utraciły ze sobą kontakt. Wkrótce zaczął się mroczny wiek ciężkich zmagań i drobnych swarów, gdy zblakły wspomnienia, a niezliczone małe królestwa pogrążyły się w barbarzyństwie - dopóki w zamieszkanym przez ludzi wszechświecie znów nie zapanował pokój. A zaprowadziło go dynamiczne i rosnące w siłę Imperium Trantorskie. Zerkając przez tę otchłań czasu, Hari dostrzegł pewien dziwny fakt. Jeśli to archiwum było przeznaczone dla młodych, to dowodzi, że nasi przodkowie nie byli idiotami, pomyślał. Oczywiście Hari przeczytał wiele trudniejszych dzieł, zanim skończył sześć lat. Jednak ta książka "dla dzieci" byłaby zbyt trudna dla większości dzieci na Helikonie. Starożytni nie byli głupcami, a jednak ich cywilizacja pogrążyła się w szaleństwie i amnezji, przemknęło mu przez myśl. \»!M>,-, ? ;_>•.< ,., ,.,, JN Na razie równania psychohistoryczne nie dawały żadnego wyjaśnienia. Hari szukał go w tym archiwum. Zaczynał wszakże podejrzewać, że odpowiedzi - prawdziwych odpowiedzi - powinno się szukać gdzie indziej. ; •• •'•-•V-ł, Dziesięć minut przed lądowaniem na Panucopii Dors wróciła do swojej otoczonej osłoną kabiny. Sięgnęła pod koszulę i rozwinęła kawałek czarnego materiału. Leżał na stoliku, gładki i obojętny, dopóki jej pozytronowy mózg nie wysłał mikrofali z zakodowanym sygnałem. Wtedy czarna powierzchnia zamigotała i nagle ożyła na niej twarz dziewczyny o krótko ściętych włosach, surowa i tchnąca mądrością mimo młodego wieku. Niebieskie oczy bacznie zmierzyły Dors, zanim postać przemówiła. - Minęły miesiące, od kiedy ostatni raz mnie przywołałaś, Dors Yenabili. Czy w mojej obecności czujesz się tak nieswojo? - Jesteś syntetycznie wskrzeszoną symulacją ludzkiej osobowości, Joanno, a więc nielegalną. Niezgodną z prawem. - Ludzkim prawem. Lecz aniołowie widują to, czego nie mogą dojrzeć ludzie. - Już ci mówiłam, że jestem robotem, a nie aniołem. Postać wzruszyła ramionami. Zachrzęściły ogniwa kolczugi. - Jesteś nieśmiertelna, Dors. Myślisz tylko o tym, jak służyć upadającej ludzkości, ponownie dając szansę kobietom i mężczyznom, którzy zmarnowali ją przez swój upór. Jesteś ucieleśnieniem wiary w ostateczne odkupienie. To wszystko zdaje się potwierdzać moją interpre- ( tację. - Przecież moja wiara nie jest twoją wiarą. Symulacja Joanny d'Arc uśmiechnęła się. - To miałoby dla mnie znaczenie wcześniej, gdy po raz pierwszy zostałam wskrzeszona, albo odtworzona, w tej dziwnej nowej erze. Jednak czas, który spędziłam z symulacją Woltera, zmienił mnie. Nie tak bardzo, jak by sobie tego życzył! Niemniej wystarczająco, abym nauczyła się trochę prag-ma-tyz-mu. To ostatnie słowo wymówiła z lekkim grymasem. - Moja ukochana Francja jest teraz zatrutym pustkowiem na zniszczonej planecie, a chrześcijaństwo dawno zostało zapomniane, a więc muszę się zadowolić tym, co mi pozostało. Poznawszy bliżej Daneela Olivawa, rozpoznałam w nim prawdziwego apostoła czystej dobroci i świętego poświęcenia. Jego zwolennicy działają w słusznej sprawie, dla dobra niezliczonych cierpiących ludzkich dusz. Dlatego też zapytuję cię, drogi aniele, co mogę dla ciebie zrobić? Dors zastanawiała się. Była to zaledwie jedna z kopii symulacji Joanny. Miliony rozproszyły się w przestrzeni kosmicznej - a z nimi tyleż samo Wolterów i starożytnych memów - wywiewane z Galaktyki przez wiatry słoneczne w ramach zawartej z Harim czterdzieści lat wcześniej umowy, mającej uwolnić Trantor od tych komputerowych bytów. Dopóki ich nie przegnano, te cybernetyczne twory mogły stać się kartą dowolnej wartości w kosmicznej rozgrywce" i potencjalnie zagrozić Planowi Seldona. Pomimo wszelkich wysiłków zmierzających do ich usunięcia kilka duplikatów pozostało w świecie rzeczywistym. Chociaż Dors podjęła środki ostrożności, by trzymać ten sym w odosobnieniu, darzyła Joannę mimowolną sympatią. Poza tym przed nadchodzącym spotkaniem z Lodovikiem odczuwała przemożną potrzebę, by z kimś porozmawiać. Może to po tych wielu latach, kiedy mogłam o wszystkim mówić Hariemu, pomyślała. Jedynemu człowiekowi w kosmosie, który znał prawdę o robotach i uważał nas za swych najlepszych przyjaciół. Przez kilka krótkich dziesięcioleci oswoiłam się z myślą, że konsultuję wszystko z człowiekiem. Wydawało się to naturalne i słuszne. Wiem, że Joanna nie jest człowiekiem, tak samo jak ja. Ona jednak czuje i zachowuje się jak istota ludzka! Tak pełna sprzeczności, a jednocześnie tak pewna swoich racji. Dors przyznawała, że podziw, jakim ją darzyła, mógł wynikać z zazdrości. Joanna nie miała ciała, nie odczuwała bodźców. Nie istniała w rzeczywistym świecie