Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

W mgnieniu oka zaczniesz wpychać siedemnastu przyjaciół do swojej furgonetki oklejonej wielobarwnymi plakietkami o treści: KLAUNI RZĄDZĄ! Zupełnie nie mieści mi się w głowie, jak można chcieć zostać klaunem. Nie wiem, co kryje się za tymi obrysowanymi czerwoną kredką oczami i kredowobiałym pudrem. Może to i lepiej, że sekret pozostaje sekretem. Mam przeczucie, że nie jest to widok stosowny dla ludzkich oczu. Są tacy, którzy płacą blisko pięćset dolarów za tygodniowy obóz dla klaunów i uczestnictwo w zajęciach typu: „Balony dla początkujących", „Balony dla zaawansowanych" (Frostie na pewno przerobił ten kurs) i „Metody straszenia dzieci, by wyrosły na tchórzy i emocjonalne kaleki". W ulotce reklamującej taki obóz można przeczytać, że przygotuje on swoich uczestników ? do działania w sytuacji, kiedy ktoś podejdzie do nich na ulicy i zażąda: „Rozśmiesz mnie, klaunie". Dalej ulotka obwieszcza: „by stać się wielkim klaunem, potrzeba nie tygodnia, lecz całego życia", a obóz „pomaga jedynie rozwinąć w sobie duszę klauna". Znajduje się tam też zdjęcie anorektycznego mężczyzny odzianego w czarny, lśniący, mocno wydekoltowany trykot i demonstrującego Taniec Klaunów, oraz jeszcze jedno, na którym „Chichotek pokazuje uczniom, jak przechodzić przez drzwi". Większość znanych mi osób nie potrzebuje wydawać pięciuset dolców na naukę w Szkole Klaunów. Wystarczy im kilka piw na pusty żołądek. Nie wiem, jak wy, ale ja nigdy nie czułam potrzeby poproszenia pasiastego demona, by mnie rozśmieszył. To tak, jak poprosić kogoś z chorobą dziąseł, żeby użył twojej szczoteczki do zębów. To jak kręcenie bicza na samą siebie. Będąc studentką Uniwersytetu Stanowego w Arizonie, przeszłam koło klauna w centrum handlowym, celowo unikając kontaktu wzrokowego. On jednak zawziął się i szedł za mną na drugi koniec kampusu, usiłując uszczęśliwić mnie balonami w kształcie pudli oraz nalepkami ludzików i próbując opryskać kwasem akumulatorowym z kwiatka przypiętego do klapy. Wreszcie na schodach wydziału komunikacji obróciłam się i przyjęłam pozycję bojową, z ugiętymi kolanami i zaciśniętymi pięściami. — Nie, klaunie! — ryknęłam. — Nie znaczy nie!!! Klaun zaczął udawać, że płacze, ale pogroziłam mu palcem. — Trzymaj się ode mnie z daleka! — ostrzegłam go. 129 Myślę, że właśnie wtedy moje imię i rysopis zaczęły krążyć w Sieci, ponieważ dwa dni później, kiedy odwiedziłam dziadków, otrzymałam od dziadka prezent. Była to lalka w kształcie klauna o wrednych żółtych oczach, odziana w spiczasty kapelusz i trykot w kropki. Sieć dorwała już i moją rodzinę. — Weź to ode mnie — powiedziałam, zasłaniając się rękami. — Igracie z czymś, czego nie rozumiecie! — Wynieś to na zewnątrz, Nick — powiedziała babcia do dziadka. — Wiesz, co się dzieje, kiedy Laurie się zdenerwuje. Nie będę po niej sprzątać. — nie!!! — krzyknęłam, skacząc na równe nogi. — Nie wolno spuszczać klauna z oka! Musi być pod kontrolą! Nie wolno odwracać się do niego plecami! — Ale ona jest taka słodka — powiedział dziadek. — Nie będzie już taka słodka, kiedy ożyje w nocy i na-faszeruje rynnę konfetti — zauważyłam ostrzegawczo. — A tak w ogóle, to skąd wiecie, że ten klaun, to ona? — Ach — odpowiedział dziadek z uśmiechem — bo nazwałem ją Laurie. ^?aK p&źoŹYć iv& nowo Z& J^dyr\Qr Sko ?&? <5?1???? Pamiętam, był to gorący czerwcowy wieczór. Boisko oświetlały przeszywająco białe reflektory, które sprawiały, że temperatura wydawała się o jakieś sto stopni wyższa. Widać było sylwetki ciem i owadów krążących wokół światła i kurz unoszący się w powietrzu, wzbijany przez kilka tysięcy ludzi. Siedziałam na rozkładanym metalowym krzesełku, jednym z 547 ustawionych na żwirze wokół boiska. Miałam siedemnaście lat i tylko godzina dzieliła mnie od rozpoczęcia Własnego Życia. To był początek lat osiemdziesiątych. Nosiłam białe szpilki. Wachlowałam się programem uroczystości, próbując uchronić twarz przed roztopieniem i spłynięciem na kolana. Ktoś wywołał moje imię, przeszłam przez scenę, chwyciłam świadectwo ukończenia szkoły, nie przewróciłam się (wtedy jeszcze nie piłam), wróciłam na miejsce i wachlowałam się aż do końca ceremonii. Opuściłam boisko już jako absolwentka, w roju Rodziców Szerszeni, jaki chwilę później zaatakował boisko, poznałam ojca i matkę, i zapaliłam papierosa na oczach x& dyrektora, który parę miesięcy wcześniej próbował mnie zawiesić za palenie na terenie szkoły. Na dłuższy czas zapomniałam o tym wieczorze. Nie było żadnego powodu, by go wspominać. Zapomniałam o nim zupełnie, aż tu nagle nadszedł list od komitetu organizacyjnego zjazdu absolwentów. „Słodki Jezu — pomyślałam, znalazłszy list w mojej nie otwieranej od miesiąca skrzynce. — Wracam do szkoły średniej!" No cóż, zmieniłam się trochę od tamtego czasu. Wtedy sprzeciwiałam się używaniu i sprzedawaniu narkotyków, regularnie brałam prysznic i byłam wypłacalna. Z upływem czasu zwiększył mi się obwód ud, płuca wypełniła ilość smoły wystarczająca do remontu wszystkich autostrad w kraju, nie mogę zainstalować telefonu bez poręczenia taty, kompletnie zapomniałam, jak uprawia się seks z inną osobą, i jestem pewna, że gdyby miało dojść do takiej sytuacji, musiałabym wypucować intymne części ciała jakimś detergentem. Taki list mogłam przeczytać tylko w jednym miejscu, czyli w ubikacji, i to z papierosem w ręku. Otwarłam kopertę. „Najwyższy czas na zjazd absolwentów!" — krzyczały słowa, by poinformować mnie następnie, że 546 najbardziej znienawidzonych przeze mnie osób na świecie ma zamiar spotkać się w jakimś snobistycznym kurorcie i przez cały weekend wspominać stare dobre czasy. Za opłatą sześćdziesięciu dolarów mogłam w sobotę usiąść przy jednym stole z typami w stylu Jima Kroenera (który rzucał we mnie piłką do koszykówki, kiedy byłam w pierwszej klasie, starając się trafić w głowę), zjeść na kolację niestrawną potrawkę z kurczą- ^3Z ka i próbować prowadzić kulturalną, dojrzałą konwersację. Była też opcja „koktajlu integracyjnego" w piątkowy wieczór, co oznaczało kolejny wydatek, po to, by mieć możliwość dalszego ćwiczenia silnej woli i jeszcze raz powstrzymać się od wykłucia Jimowi Kroenerowi oczu korkociągiem