Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
Pitt obiegł zdejmowane ze statku na drewnianych paletach kontenery i spróbował wmieszać się pomiędzy sprzęt i ludzi. Kierował się na trap frachtowca, zamierzał spróbować wejść na pokład. Doszedł do trapu, postawił na nim nogę i chwycił dłonią poręcz, a wtedy tuż za jego plecami rozległ się spokojny głos: - Zaczekaj, rybaku. Nie zdążyłeś na łódź, co? Pitt powoli się odwrócił i choć serce waliło mu jak oszalałe, zamarł. Przed nim stał oparty o wielką skrzynię sadysta Crutcher i palił ogryzek cygara. Obok niego stał jeden z jego ludzi i wodził w górę i w dół postaci Pitta lufą karabinka szturmowego M-16. Był to ten, którego Pitt pobił w biurze Merchanta. Serce Pitta jeszcze przyspieszyło, bowiem zza tej dwójki wyszedł sam Elegant John Merchant i wbił w Pitta tak zimny wzrok, jak umieją to robić tylko ci, którzy uwielbiają mieć w swoich rękach czyjś los. 197 - Proszę, proszę. Strasznie pan uparty, panie Pitt. - Poznałem typa od razu, jak zobaczyłem go w furgonetce - pochwalił się ochroniarz. Wyszczerzył zęby w wilczym grymasie, zrobił krok w przód i wbił Pittowi lufę prosto w brzuch. - To mały rewanż za uderzenie mnie, kiedy byłem nieprzygotowany. Pitt zgiął się przeszyty gwałtownym bólem. Lufa wbiła się w ciało, na szczęście nie rozerwała skóry ani nie doszła do żadnego wewnętrznego organu. Podniósł głowę i patrząc na uśmiechniętego złośliwie ochroniarza, syknął przez zaciśnięte zęby: - Maniery, powiedziałbym, z chlewu. Ochroniarz ponownie się zamachnął, ale Merchant go powstrzymał. - Starczy, Elmo. Zabawisz się nim później. Najpierw wyjaśnimy, dlaczego tak się do nas pcha. - Popatrzył na Pitta przepraszająco. - Musi pan wybaczyć Elmo, odruchowo bije tych, którym nie ufa. Pitt rozpaczliwie zastanawiał się nad sposobem ucieczki. Nie widział żadnego poza skokiem do lodowatej wody, gdzie by zamarzł na śmierć, choć raczej zostałby posiekany na rybią karmę przez karabinek Elmo. - Musi pan mieć bujną wyobraźnię, jeżeli uważa pan, że stanowię jakiekolwiek zagrożenie - mruknął do Merchanta grając na czas. Elegant John najspokojniej w świecie wyjął ze złotej papierośnicy papierosa i zapalił. - Od naszego ostatniego spotkania przeprowadziłem drobne śledztwo na pański temat, panie Pitt. Powiedzenie, że jest pan zagrożeniem, to poważne niedocenienie pana. Nie wtargnął pan na prywatny teren pana Dorsetta, żeby badać ryby i wodorosty. Przybył pan w nieco innych, znacznie mniej przyjaz nych celach. Mam nadzieję, że zdecyduje się pan po dobroci opowiedzieć szczegółowo o swoich zamiarach i zrezygnuje ze swego teatralnego oporu. - Bardzo mi przykro, ale będę musiał pana zawieść - powiedział Pitt między dwoma głębokimi oddechami. - Obawiam się, że nie starczy panu czasu na dokładne przesłuchanie. Merchanta niełatwo było zwieść, znakomicie jednak wiedział, że nie ma przed sobą byle przemytnika. Na widok pozbawionych cienia strachu oczu Pitta gdzieś na dnie jego duszy pojawił się cień niepokoju. Poczuł go nawet dość wyraźnie. - Przyznaję, że oczekiwałem od pana czegoś więcej niż taniego blefu. Pitt spojrzał w górę, jakby wypatrywał czegoś na niebie. - W każdej chwili powinien się pojawić szwadron myśliwców z lotniskowca "Nimitz", uzbrojonych w rakiety powietrze ziemia. - Urzędnik byle jakiej amerykańskiej agencji rządowej ma mieć możliwości zaatakowania kanadyjskiej ziemi? Wątpię. - Co do mnie ma pan rację, ale mój szef, admirał Sandecker, jest upoważniony do wydania takiego rozkazu. Przez ułamek sekundy Pitt miał wrażenie, że Merchant to kupi. Jego mina wskazywała na wahanie, zaraz jednak wyszczerzył zęby w złośliwym 198 uśmiechu, zrobił krok do przodu i uderzył Pitta grzbietem odzianej w rękawiczkę dłoni w usta. Pitt zatoczył się do tyłu, czując jak z warg tryska mu krew. - Korzystam z okazji -powiedział Merchant oschle. Ze znudzoną miną starł z rękawiczki kroplę krwi. - Koniec bajek. Będzie się pan odzywał jedynie zapytany. - Odwrócił się do Crutchera i Elmo. - Zawieźcie go do mojego biura. Tam porozmawiamy sobie dalej. Crutcher położył Pittowi dłoń na twarzy i pchnął z taką siłą, że Pitt zataczając się zrobił kilka kroków po kamiennym nabrzeżu. - Myślę, że lepiej się przespacerujemy, szefie
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Powiadaj przecie: nie dla bryndzy bryndza, nie dla weBny weBna, ani pienidz nie dla pienidza"
- — No, aleja przecież żyję, Genowefciu! — Chwała Bogu, chwała Bogu, kwiatuszku ty mój — zaszlochała Genowefcia...
- Dodajmy, że przeciętny Polak nie pracuje 300 dni w roku i nie zarabia rubla dziennie z powodu mniejszych sił; dodajmy, że Anglik, żyjąc o 20 lat dłużej, więcej widzi, więcej...
- Miał witać dygnitarzy z innych światów, otwierać wszystkie posiedzenia Legislatury, przewodniczyć posiedzeniom i głosować jedynie w razie równej liczby głosów za i przeciw...
- - Chciałabym nawet, żeby ktoś tu wszedł w tej chwili i żeby ta cała komedia wreszcie się skończyła! Coś przecież musiałoby się stać, gdyby mnie tu znalazł! - Na miłość boską...
- Nie przestawał powtarzać: — To nadzwyczaj przykre, takie historie nie powinny się zdarzać, wie pan przecie, że nienawidzę tego, i doprowadzi pan do tego, że więcej moja noga...
- Pieniacz! Mój trzydziestosześcioletni syn Tomek wybałuszył wzrok czytając o moim pieniactwie i parsknął: — Tato, przecież jedyny proces, jaki ty miałeś w życiu, to...
- Nie wiadomo skąd do Boskiego dotarło wsparcie; zajęty nowymi wojownikami Folko nie widział, kiedy i jak udało się garbusowi przeciąć grube drzewce broni Henny, ale ten wcale...
- Pytacie, dlaczego ta trzecia i ostatnia bajka nie jest o moim trzecim dziecku, o OleDce? No a jak|e mo|e by o niej? Przecie| ona, biedactwo, nie ma jeszcze ani jednego zba
- Ale architekci na pewno to również przewidzieli i czeka mnie albo krata z brązu, albo rura tak wąska, że się przez nią nie przecisnę...