Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Gail przedstawiła się i dodała, że pani Dixon jej oczekuje. Na korytarzu słychać było orkiestrę. Wysokie tony skrzypiec, podkreślone mrocznymi akordami wiolonczel i kontrabasów ścigały ją przez całą drogę do gabinetu Rebeki. Gail kupiła nagranie Don Giovanniego i przesłuchała je w wynajętym samochodzie po drodze do domu. Muzyka wydawała się zaskakująco radosna jak na historię o pożądaniu i zdradzie, którą opowiedział jej ThomasNolan. Skręciła i otworzyła drzwi, prowadzące do części administracyjnej. W pokoju rady ku swojemu wielkiemu zdumieniu ujrzała Nolana. Rozmawiał z Re-beccą w rogu pomieszczenia. Oboje siedzieli na nowoczesnych krzesłach, Nolan z niedbale skrzyżowanymi nogami, Rebecca na samym brzeżku, notując. 201 Siedzący twarzą do wejścia Tom Nolan pierwszy zauważył Gail i urwał w połowie zdania. Lekko uniósł jasne brwi. Rebecca obejrzała się z uśmiechem. - Cześć, Gail. Wejdź. Tom ma parę pomysłów na przyjęcie przed premierą - wykład na temat opery, cała historia, która się wiąże z jej powstaniem. Jest kochany, że tak nam poświęca swój czas. Nolan machnął ręką. Przyglądał się Gail, nie wstając z krzesła. - Przyszłaś na zebranie rady? Gail zerknęła na Rebekę. - Nie, muszę zabrać parę dokumentów. - Tom, muszę przez chwilę porozmawiać z Gail. - Nie chcę być niegrzeczny, ale ile to potrwa? Musimy to skończyć, żeby Rebecca mogła przedstawić pomysł radzie, która zbierze się za pół godziny. .. - Wpadłam na chwilę. Muszę być na meczu mojej córki. Rebecca poklepała go po ramieniu. - Ty tu zaczekaj, wyjdziemy na korytarz. - Proszę, nie. - Nolan wstał z krzesła, jego długie, kościste ciało prostowało się jakby partiami. - Muszę porozmawiać z dyrygentem. Jutro będzie próba z orkiestrą. - Przy drzwiach odwrócił się jeszcze. - Co sądzisz o konferencji? - Byłeś wspaniały. - I co teraz? Uniosła obie ręce. - Jutro o dziesiątej złożę pozew. Jeśli do tego czasu ratusz się do mnie odezwie, fantastycznie, ale jakoś na to nie liczę. Rebecca odczekała, aż Nolan zamknie za sobą drzwi. Dziś była bardzo oficjalna, w granatowym garniturze w prążki i białym golfie. Miała na nogach dwukolorowe sznurowane trzewiki, które Gail widziała u Nieman-Mar-cusa; kiedy usłyszała, że kosztują trzysta dolarów, czym prędzej odłożyła je na półkę. - Jak poszło wczoraj? Tom powiedział, że Octavio Reyes wyszedł. Lloyd zdążył z nim porozmawiać? - Tak. Zobaczymy, czy coś z tego wyjdzie. - Rebecca, wyraźnie roztargniona, podeszła do stołu, na którym leżała jej duża torba od Louisa Vuitto-na. Pogrzebała w niej, wyjęła jakieś broszury, notes i plastikowe teczki z logo opery. - Wczoraj spisałam nazwiska wszystkich naszych gości. - I co? - I uważam, że ci odbiło, ale w końcu nie mnie to oceniać. Nawiasem mówiąc, spotkałam się dziś z Charlene Marks. Dzięki, że mi jąpoleciłaś. To wiedźma, dokładnie kogoś takiego potrzebuję. - Wreszcie z torby wyłoniły 202 się trzy lub cztery małe kopertki. Rebecca rozchyliła metalowe zamknięcie pierwszej. - Opowiedziałam jej wszystko... mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu. Zajmie mi to parę dni, ale w czasie weekendu będę u przyjaciół w Ft. Lauderdale. Dziś rano weszłam do gabinetu Lloyda. Zawsze go zamyka, ale kiedyś znalazłam klucz i dorobiłam sobie własny. Dobrze jest wiedzieć, czym się zajmuje twój mąż. Zapamiętaj to sobie po ślubie. Zrobiłam kopie dla adwokata i pomyślałam: no, zobaczymy, czy coś z tego przyda się Gail. Wszystko, co miało związek z twoim ulubionym dziennikarzem radiowym, Octaviem Reyesem. Rebecca mówiła pospiesznie, od czasu do czasu oglądając się w stronę drzwi. Wyłożyła na stół parę kartek. Jedna zawierała listę nazwisk, spisa-nychjej pochyłym pismem - goście obecni na wczorajszym przyjęciu u Lloyda. Otworzyła dwie następne koperty i wyjaśniła, co zawierają. - To strony z jego harmonogramu spotkań, wszystko, co było oznaczone inicjałami O.R. Przy niektórych są numery telefonów. Możesz to sprawdzić. Dane z całego lata i na przyszły miesiąc. Te strony to akta promu. Nazwisko Octavia pojawia się trzy razy. To z korporacji DSA- czyli Lloyd i dwóch innych, Santangelo i Atkins. Zajmują się hotelami. Octavio Reyes jest udziałowcem. Zaraz... Są też listy i wiadomości do i od Reyesa. Notatka o porozumieniu w sprawie przyszłych inwestycji... przedsiębiorstwo Dixo-na ma się zająć transportem... Gail dotknęła kartek z nabożnym podziwem, jakby nie wierzyła w ich istnienie. - Rebecco... to niewiarygodne. Dzięki tobie powieszę Octavia za co-jones. - Proszę bardzo, ale to ci nie wyjdzie na zdrowie. Cała emigracja jest tak wściekła na Toma, że nikt się nie przejmie nawet, gdyby Octavio przysięgał na klęczkach, że się co do niego pomylił. Lepiej tego teraz nie czytaj. Nie mamy czasu. - Oczywiście. - Wspólnie pozbierały notatki i włożyły je do kopert. -Obiecuję ci, że to nie dotrze do opinii publicznej. Nie narażę twojego bezpieczeństwa. - Dzięki, ale nie martwiłabym się o Lloyda. Zawsze spada na cztery łapy. - Położyła rękę na ramieniu Gail. - Jak wyszły zdjęcia? Wywołałaś je? - Moje nie wyszły, a twoje, przykro mi to powiedzieć, zginęły. Wczoraj spotkałam Feliksa Castillo. Kiedy rzuciłaś mi film, schowałam go do torby. Felix pojawił się i kazał mi się schować w krzakach, twierdząc, że nadchodzi strażnik. A potem filmu już nie było. Wiem, że to ten drań go zabrał. Nie widziałam żadnego strażnika