Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

DO JANA MATUSZYÑSKIEGO W WARSZAWIE [Wiedeñ, 1 stycznia 1831] Odebra³em Twój list z 22-go. Najlepszy Przyjacielu w œwiecie, masz, coœ chcia³. Nie wiem, co siê ze mn¹ dzieje. Kocham Was nad ¿ycie. Pisz do mnie. Tyœ w wojsku! Ona, czy w Radomiu? Kopaliœcie wa³y? Biedni rodzice nasi. Moi przyjaciele co robi¹? U Was ¿yjê. Umar³bym za Ciebie, za Was. Czemu¿ ja tak dzisiaj opuszczony? Czy to tylko wy macie byæ razem w tak okropnej chwili. — Flet Twój bêdzie mia³ co jêczeæ, ale niech siê wprzódy pantalion wyjê czy. Piszesz, ¿e wychodzicie. Jak¿e oddasz? Nie przesy³aj. Ostro¿nie. Moi rodzice! Mo¿e by Ÿle myœlano. A dalibóg, to szczeroœæ. Buzi mi daj. D o Pary¿a mo¿e za miesi¹c wyjadê, je¿eli tam cicho bêdzie. Kochaj mnie zawsze tak jak dziœ. Freyer Ciê kocha; tak¿e ubolewa, ¿e nie z Wami. Idê na obiad [do] Malfattiego. Jutro jestem u Steinkellera. Nie zbywa na rozrywce, ale chêci rozerwania siê — jeszczem siê w Wiedniu nie bawi³. Dziœ Nowy Rok, jak¿e go smutno zaczynam! Mo¿e go nie dokoñczê. Œciœnij miê. Ty idziesz na wojnê. Wróæ pu³kownikiem. Niech Wam siê wiedzie. Czemu¿ nie mogê choæ bêbniæ! Ch. 75. DO JÓZEFA ELSNERA W WARSZAWIE Wiedeñ, 29 stycznia 1831 r. £askawy Panie Elsner! Wstyd miê, ¿e dobroæ Pañska, której na odjezdnym tyle jeszcze odebra³em dowodów, i tym razem uprzedzi³a powinnoœæ moj¹: do mnie nale¿a³o pisaæ do Pana zaraz po przybyciu moim do Wiednia. Alem siê oci¹ga³ ju¿ to dlatego, ¿em by³ przekonany, i¿ rodzice nie omieszkaj¹ udzielaæ Panu nieciekawych wiadomoœci o mnie, ju¿ te¿, ¿em czeka³, aby coœ stanowczego wzglêdem siebie donieœæ. Od dnia jednak, w którym siê dowiedzia³em o wypadkach 29 listop., a¿ do tej chwili nie doczeka³em siê niczego, prócz niepokoj¹cej obawy i têsknoty; i Malfatti na pró¿no siê stara mnie przekonaæ, ¿e ka¿dy artysta jest kosmopolit¹. Choæby i tak by³o, to jako artysta jestem jeszcze w kolebce, a jako Polak trzeci krzy¿yk zacz¹³em; mam wiêc nadziejê, ¿e znaj¹c mnie, za z³e mi Pan nie weŸmiesz, i¿ dawniejsze uczucia bior¹ przewagê; ¿em dotychczas o uk³adzie koncertu nie myœla³. Ze wszech miar bowiem nierównie wiêksze dzisiaj stoj¹ mi na przeszkodzie trudnoœci. — Nie tylko ¿e nieprzerwane pasmo niegodziwych fortepianowych koncertów, psuj¹c ten rodzaj muzyki, odstrêcza tutejsz¹ publicznoœæ, ale nadto wszystko, co zasz³o w Warszawie, zmieni³o po³o¿enie moje mo¿e o tyle na niekorzystn¹ stronê, o ile by w Pary¿u mog³o siê do mojego dobra przyczyniæ. Mimo to jednak mam nadziej¹, ¿e wszystko zrobi siê jakoœ i jeszcze w karnawale dam s³yszeæ mój I-szy Koncert, faworyta Würfla. Poczciwy Würfel zawsze s³aby, widujê go czêsto; z przyjemnoœci¹ zawsze o Panu wspomina. — Gdyby nie interesuj¹ce znajomoœci tutejszych pierwszych talentów, jako to Slavika, Merka, Bokleta itd., niewiele bym mia³ z czego korzystaæ. Opera wprawdzie dobra; Wild i Heinefetter zajmuj¹ publicznoœæ tutejsz¹; szkoda tylko, ¿e Duport ma³o nowych wystawia rzeczy i wiêcej na swoj¹ kieszeñ ni¿ na operê uwa¿a. Abbe Stadler ubolewa nad tym i powiada, ¿e nie ten dziœ Wiedeñ, co za dawnych czasów. Drukuje on Psalmy swoje u Mechettego, dzie³o, którem. w manuskrypcie widzia³ i admirowa³. Co siê Pañskiego Kwartetu tycze, solennie obieca³ mi Józef Czerny, i¿ na S-ty Józef bêdzie gotowy. — Mówi³, i¿ nie móg³ siê nim dotychczas zatrudniæ, bo wydawa³ dzie³a Schuberta, których mnóstwo jeszcze czeka na prasê; to zapewne opóŸni wyjœcie drugiego Pañskiego manuskryptu. Ile jednak dotychczas miarkowaæ mog³em, Czerny nie jest jednym z bogatych tutejszych edytorów, a zatem nie mo¿e œmia³o ³o¿yæ na takie dzie³a, których u Sperla albo „Zum Romischen Kaiser" graæ nie mo¿na. Oni tu walce dzie³ami nazywaj¹! a Straussa i Lannera, którzy do tañca im przygrywaj¹, kapellmeistrami. Nie idzie jednak¿e za tym, ¿eby tu wszyscy tak s¹dziæ mieli; i owszem, wszyscy siê prawie z tego œmiej¹, ale mimo to walce tylko drukuj¹. Mechetti, zdaje mi siê, wiêcej entreprenant , i z nim ³atwo bêdzie o pañskich mszach traktowaæ, bo zamyœla wydawaæ partytury znaczniejszych dzie³ koœcielnych