Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Wychodząc na spotkanie z Amerykaninem, zostawił list z Sycylii na stole kochennym. Wkrótce o nim zapomniał. Jednak pierwszą rzeczą, jaką zauważył po wejściu w nocy do swego gabinetu, był znów ten list. Kobieta, która co drugi dzień przychodziła posprzątać i pozmywać, musiała go przynieść w kuchni i postawić w miejscu widocznym, na kominku. Aleksander, z roztargnieniem macając kopertę, wyczuł twardy przedmiot w środku i z szacunku dla pamięci Kiry postanowił list zniszczyć. Wlhisky Amerykanina jeszcze bulgotała mu w żołądku, wprawiając go w nastrój chorobliwy, a zarazem sentymentalny. Zaczął krążyć jak maniak wokół polowego łóżka, pogwizdując ulubione walce Kiry. Potem nagle przyszło mu na myśl, w jaki sposób najlepiej zniszczyć list polecony. Z pijacką pomysłowością szpiega wybrał spalenie w ogniu, i to w porządnym ogniu, żeby ów tajemniczy mały przedmiot mógł się w nim stopić. Jedyną przeszkodą było to, że w domu nie palono już w kominkach, a o tej porze, na początku kwietnia, pogoda zrobiła się nadspodziewanie ciepła. Jednakże Aleksander nie rezygnował tak łatwo ze swoich pomysłów. Przypomniał sobie o piecach. Kira miała środkowoeuropejską manię ogrzewania każdego możliwego kącika ich ogromnej wilii i kiedyś, w czasie jego nieobecności, kazała zainstalować piece antracytowe w swojej sypialni i łazience, w dwóch pokojach muzycznych na górze i nawet w największej ubikacji. Aleksander nie cierpiał tych żelaznych buldogów, więc sypiał i jadał z daleka od nich. Najbliższy piecyk stał w sypialni Kiry i z tego Aleksander postanowił skorzystać. Zamglonemu mózgowi, owianemu oparami whisky, załadowanie tego paskudztwa antracytem o wpół do drugiej nad ranem wydawało się zadaniem prostym i naturalnym. Aleksander chwycił latarkę z kuchni, wybiegł za dom, otworzył szopę z węglem i dysząc wrócił z pełnym wiadrem. Po cichu wszedł do sypialni Kiry z latarką w jednej ręce i z wiadrem w drugiej. Nie pozwoliło mu to zapalić światła od razu, a potem już nie miał zbytniej ochoty na oglądanie całego pokoju w pełnym świetle. Jego ruchy stały się metodyczne, jak gdyby wykonywał którąś ze swych młodzieńczych delikatnych robót, wyposażony w rękawiczki, wytrych i całą resztę. Najpierw starannie ułożył w piecu warstwę paliwa, a na niej list, który przykrył drugą warstwą antracytu. Potem wylał benzynę z zapalniczki Kiry, znalezionej koło pieca, i podpalił cały stos. Gdy buchnęły płomienie, mocno zamknął piecyk. Przez dobry kwadrans Aleksander siedział na podłodze naprzeciwko pieca i słuchał pomruków ognia. Za nim, po ścianach cienie odprawiały posuwiste tańce - przyjemność zadysponowana przez niego i przez buzujący ogień. Po tym wszystkim poczuł senność i niewiele brakowało, a byłby popełnił pośmiertne świętokradztwo, kładąc się do snu na łóżku Kiry. Lecz latarka przygasła, więc szybko przeszedł z pokoju do gabinetu i tam rzucił się na swoje niewygodne łóżko. Amerykańska whisky zrobiła, co mogła, aby zapewnić mu ciężki sen bez snów