Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Dalberg napisał tekst monodramatu w stylu Ariadny i Medei Jerzego Bendy oraz "dramat muzyczny" Córa w stylu Alcesty Wie-landa-Schweitzera. Mozart ofiarował się, że za 25 i 50 luidorów skomponuje muzykę do obu dzieł, o ile tylko zyska pewność, iż po upływie dwu miesięcy otrzyma honorarium za monodramat. A wszystko to w czasie, gdy w domu ojciec trwożnie wyczekiwał jego powrotu: Leopold od czterech miesięcy miał w rękach prowizoryczne mianowanie dla Wolfganga i bał się, by arcybiskup nie zmiarkował wreszcie, że ten, kogo ma powołać na stanowisko nadwornego organisty, po prostu kpi sobie z niego, i by nie odwołał nominacji. Lecz pan baron widocznie nie mógł czy nie chciał dać Mozartowi takiej gwarancji, a Mozart bądź co bądź troszkę zmądrzał dzięki swym paryskim doświadczeniom. Udaje się więc do Monachium, gdzie czeka go ostatnie i najbardziej gorzkie rozczarowanie tej tak obfitującej w rozczarowania podróży - lecz o tym będzie mowa w następnym rozdziale. Serce ma tak zranione, że nie może zdobyć się na to, by otworzyć je przed ojcem - odkłada swoją spowiedź do chwili, gdy będzie jej mógł dokonać w bezpośredniej rozmowie (29 grudnia 1778): "...bo [dziś] nie mogę - moje serce jest zanadto nastrojone na płacz..." Aluzja ojca (28 grudnia) do "wesołych snów" Wolfganga, to jest do fantazji, jakie snuł w związku z Alojzą i z rodziną Weberów, wywołuje rozdrażnioną odpowiedź (31 grudnia): "...a propos: cóż to ma znaczyć, wesołe sny? - Nie chodzi mi o sny, bo przecież nie ma na kuli ziemskiej śmiertelnika, który by czasem nie śnił! Ale wesołe sny! - Spokojne sny, orzeźwiające, słodkie sny! - to to właśnie; sny, które spełniwszy się, uczyniłyby znośnym moje raczej smutne niż wesołe życie..." Ten ustęp 56 1 GENIUSZ I LUDZKA SŁABOŚĆ godny poety odsłania cały stan jego duszy - ból i zarazem fatalizm. Jest tedy znowu w Salzburgu jako "dobrze sytuowany" członek arcybiskupiej kapeli. Oto co zostało z górnych marzeń, jakie roił ojciec przed półtora rokiem, wyprawiając go w podróż, i on sam, gdy w tę podróż wyruszał. Wolfgang odczuwa ten kontrast głęboko, bo nikt nie zna jego wyjątkowego talentu lepiej niż on sam. I ten talent ma trwonić dla rozmyślnie niewrażliwego patrona i dla Salzburga! Jego geniusz domaga się najświetniejszych wykonawców, najsubtelniejszej interpretacji, a cóż z tego może znaleźć w Salzburgu! Wspomniany już list do abbe Bullingera (7 sierpnia 1778) zawiera ironiczny opis z góry to wszystko przewidujący, a jest to list tak pouczający i tak mało znany, że zasługuje na przytoczenie w całości: "...Teraz o naszej salzburskiej historii! Pan wie, drogi przyjacielu, jak ja nie cierpię, Salzburga! - nie tylko z powodu niesprawiedliwości, które mój drogi ojciec i ja musieliśmy tam znosić, co już by wystarczyło, żeby o takiej miejscowości zupełnie zapomnieć i nawet ślad jej z pamięci wymazać! - ale niniejsza z tym, zostawmy to - wszystko powinno się tak ułożyć, żebyśmy mogli dobrze żyć; - żyć dobrze, a żyć szczęśliwie to dwie różne rzeczy, - i tego ostatniego nie potrafiłbym (bez czarów); musiałyby doprawdy wdać się w to siły nadprzyrodzone! - a to niemożliwe, bo w dzisiejszych czasach już nie ma czarownic; - ale mam pomysł; są tacy ludzie w Salzburgu - tam urodzeni, miasto roi się od nich - wystarczy tylko zmienić pierwszą literę ich prawdziwego nazwiska, a będą mogli być mi pomocni1; - no niech się dzieje, co chce, - dla mnie największą przyjemnością będzie zawsze uściskać mego najdroższego ojca i moją najdroższą siostrę, i to im prędzej, tym lepiej; ale nie mogę jednak zaprzeczyć, że moja przyjemność i radość wzrosłyby dwakroć, gdyby działo się to gdzie indziej - bo wszędzie indziej mam większą nadzieję żyć szczęśliwie i w zadowoleniu! Pan może mnie źle zrozumie i pomyśli, że uważam, iż Salzburg dla mnie za mały? - myliłby się Pan bardzo; - ja już mojemu ojcu podałem pisemnie niektóre powody; tymczasem niech się Pan zadowoli tym jednym, że Salzburg nie jest miejscem dla mojego talentu! - Po pierwsze, ludzie parający się muzyką nie cieszą się tam poważaniem, a po drugie niczego się tam nie usłyszy; nie ma teatru, nie ma opery! - a gdyby rzeczywiście chcieć jakąś wystawić, kto śpiewałby wtedy? - Od 1 Mozart określa swych współmieszkańców słowem Feren, tyle co kukły, sztywni głupcy - stąd gra słów: Pleceń (czarownice) - Fearen. 57 CZŁOWIEK 5 czy~ 6 lat salzburska kapela wciąż jeszcze bogata w to, co bezużyteczne - niepotrzebne - ale bardzo uboga w zakresie tego, co potrzebne, a zupełnie pozbawiona tego, co najniezbędniejsze; tak to właśnie teraz wygląda! - Za przyczyną okrutnych Francuzów kapela jest bez kapelmistrza! * - teraz, jestem tego całkiem pewny, w kapeli będzie panować spokój i porządek! Tak to jest, kiedy się nie planuje na przyszłość! Trzeba stale z pół tuzina kapelmistrzów mieć pod ręka, żeby, gdy jednego zabraknie, można było od razu zatrudnić drugiego - skąd go teraz wziąć? - a przecież niebezpieczeństwo nagli! Nie można pozwolić, żeby porządek, spokój i posłuch wzięły górę wśród członków orkiestry! - zło będzie się bowiem dalej szerzyć - i w końcu nie będzie już na to rady; czyżby już nie było na świecie żadnego osła w. peruce, żadnego zawszonego łba, który znowu doprowadziłby do tego. żeby wszystko kulało jak przedtem? - Ja z pewnością zrobię w tym względzie, co tylko potrafię, - zaraz jutro wezmę powóz na cały dzień, objadę wszystkie szpitale i przytułki i może kogoś wytrzasnę; cóż za nieostrożność pozwolić tak umknąć Myslivećkowi? - a był tak blisko 2; to byłby smaczny kąsek; takiego nie tak łatwo się znów dostanie - kto właśnie wyszedł prosto z ksiażęco-Cle-mentyńskiego Conservatorio! - i to byłby człowiek, który swoją obecnością napędziłby strachu całej dworskiej kapeli; no, nie ma się co tak martwić; gdzie są pieniądze, tam można dostać ludzi do woli! - ja tylko uważam, iż nie należy tego za długo odkładać, i to nie z głupiej obawy, że a nuż nikogo się nie pozyska, bo wiem aż nadto dobrze, że ci wszyscy panowie już tak pożądliwie i pełni nadziei tego wyglądają, jak Żydzi Mesjasza