Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
Przecież list — przyczyna tego całego bałaganu, miał trafić do prawdziwej Beli. Miał trafić A trafił jak kulą w płot. O sto osiemdziesiąt stopni. Rozrzut potwor ny. Już chyba daleko lepiej byłoby, gdyby dostała go Bela. Pośmialiby się trochę i spokój. A teraz? „Nie ma dymu bez ognia." Jak ja się z tego wytłuma czę? Jak się wytłumaczę z tego, co piszę w tej chwili? Mam rzucić to w diabły? Zwariuję! Te kartki to jedyny powiernik, jakiego teraz mam. Nie Lalucha i nie Bela. Teraz mam tylko to. Zniszczyć? To jakie alibi zostanie mi dla Laluchy? Zęby? Teraz muszę pisać. Teraz muszę się wytłumaczyć z każdego dnia. Godzina po godzinie! Bo jeśli mi powie: „A co robiłeś tydzień przed wyja zdem, skoro napisałeś tak mało?" Ha? To co ja odpo wiem? Że zrywałem banany? Niech tylko zacznie to czytać. Zaraz będzie: „Zacząłeś tak poważnie o bólu, o przemijaniu, wspomnienia z dzieciństwa, a dalej co? Bela, Bela i Bela!" I co powiem? Co zrobię? Mam pisać szyfrem? Niewyraźnie? A jak powie: „Przeczytaj mi, bo strasznie nakulfoniłeś." Improwizacja? Nie, nie, nie. Pieprzę strasznie. Przecież dobrze ją 181 znam. To więcej niż pewne, że nie będzie się pchała w te notatki. A nawet gdyby. To co? Ale to mnie wypada wy tłumaczyć się z tej Beli. Muszę ją wywlec z tych notatek, skoro w liście z szóstego tak pięknie zaanonsowałem jej obecność w moim życiu. To jest chyba mój obowiązek. Najgorsza jest ta odległość. To, że nie mogę jak czło wiek zapytać Laluchy, czy bardzo jest zajęta, bo marn dwa słowa itd. I źle jest, że w ogóle nie wiem, jak ona to przyjęła. Po pierwsze, nim dostanie dzisiejszy list, miną trzy, cztery dni, będzie przekonana, że Bela rzeczywiście jest kobietą, z którą się rozrywam. Po drugie, gdy już dostanie list, to wcale nie musi mi wierzyć. Zakładając, że uwierzy, to nim przyjdzie jej odpowiedź, o ile odpi sze zaraz, minie sześć, siedem dni! To już wyjazd. Nie dobrze! Kiepsko! To jest tydzień niepewności. Ale się wpiermczyłem! Ważne, na ile ona przejęła się tym listem. Sądząc z na tychmiastowej reakcji, musiało ją to zaboleć. Jej list jest oczywiście o dupie Maryny, ale czuje się w nim napię cie. Cały zmierza do tego krótkiego „verte". Oczywiście w tych paru zdaniach jest cała ona. Z jej delikatnością, wyrozumiałością i taktem. Ona mnie rozumie, zostawia wolną rękę. Wszystko to w takim tonie, jakby winiła sie bie, nie mnie. To fakt — nie jest zazdrosna, jednak raczej nie dawałem jej dotychczas powodów. Teraz powód ma „na piśmie". I to różowym! Oczywiście list to nie ali menty, bo od niego do łóżka jeszcze kawał drogi i to cię żkiej. Istny konwój do Murmańska! Cóż, kiedy wynika z niego nawet dla mnie, że zabrałem się do sprawy ostro. Co gorsza, może sądzić, że od szóstego do teraz zaloty zaszły dużo dalej. Nawet jeśli nie sądzi tak, to po tym „verte" niewiele mam do roboty i prawie nic do strace nia. Ona nie wie, że do Beli strach się zbliżyć nawet po flaszce. Co gorsza nie da się uwierzyć w całkowite „wy luzowanie się" Olki. To nigdy tak nie ma. Musiałbym być jej całkiem obojętny, a tak raczej nie jest. Cholera! Ona się może teraz przejmować! Nie musi. Może. A co ja bym zrobił, gdybym „przejął" taki liścik? La 182 twiej powiedzieć, czego bym nie zrobił. To trudno sobie wyobrazić. Po pierwsze, kobiety się zdobywa, przynaj mniej tak nam się wydaje, a nie czeka się, aż nam wsko czą na barana. Zatem prędzej mógłbym trafić na list od kogoś do niej, niż bym miał uwierzyć, że ona, według ninie uosobienie wszelkich przymiotów urody i nie tyl ko, wysmarowałaby taki proszalny śmieć do kogoś. Na wet gdyby była w sytuacji krytycznej, wątpię, bo jest na to zbyt dumna. Ale załóżmy, załóżmy, że jakimś zdumie wającym zbiegiem okoliczności list Laluchy, w którym prosi, mówiąc łagodnie, o towarzystwo jakiegoś skur wego syna nieźle, już dałeś popis, jakiegoś faceta, tra fia w moje ręce. Nic nie wiem o człowieku. Nie wiem, czy jest garbaty, łysy, rudy, debil, Belniondo, czy nosi ortalion na misiu. O co najpierw pytam. Czy „dlaczego?" To jest pytanie o okoliczności. Czy „kto to jest?" To py tanie jest węższe i dotyczy obiektu fascynacji. Jako męż czyzna noszę w sobie, choć już prawie nie, poczucie wła sności w stosunku do partnerki. Jako „głowa domu" traktuję ją jako osobę podległą, a więc chociaż trochę zależną od mojej woli. To nieważne w jakim stopniu, ale mało który mężczyzna, nie „pantofel", jest od tego wol ny. To zresztą w głównej mierze wina kobiet, a szcze gólnie owych bojowniczek „Womans lib", które pragną pokonać facetów ich własną bronią, zapominając, że ci przez wieki wyspecjalizowali się we władaniu nią, i za pominając, że ich własna broń jest na nas ciągle skute czna. Więc i ja, choć dużo się nauczyłem, nie jestem wo lny. Stąd moje pierwsze pytanie brzmi: „kto?" Co bym pomyślał? Pomyślałbym, że jest bardzo niedobrze. Że mam poważne powody do obaw, bo ktoś tak doskonały jak ona mógł wybrać tylko człowieka z dużą klasą. Ale zaraz zapytałbym o okoliczności i ustawiwszy sobie wszystko wśród tych cholernych marnotrawnych, pró bował dociec; jak w tym towarzystwie odkryła takie cudo? Towarzystwa musi się domyślać, zresztą moje listy odpowiadają na te pytania. Musiałaby być w złej kon dycji umysłowej. I w związku z tym to cudo jest tylko 183 rakiem na bezrybiu
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Powiadaj przecie: nie dla bryndzy bryndza, nie dla weBny weBna, ani pienidz nie dla pienidza"
- — No, aleja przecież żyję, Genowefciu! — Chwała Bogu, chwała Bogu, kwiatuszku ty mój — zaszlochała Genowefcia...
- Dodajmy, że przeciętny Polak nie pracuje 300 dni w roku i nie zarabia rubla dziennie z powodu mniejszych sił; dodajmy, że Anglik, żyjąc o 20 lat dłużej, więcej widzi, więcej...
- Miał witać dygnitarzy z innych światów, otwierać wszystkie posiedzenia Legislatury, przewodniczyć posiedzeniom i głosować jedynie w razie równej liczby głosów za i przeciw...
- - Chciałabym nawet, żeby ktoś tu wszedł w tej chwili i żeby ta cała komedia wreszcie się skończyła! Coś przecież musiałoby się stać, gdyby mnie tu znalazł! - Na miłość boską...
- Nie przestawał powtarzać: — To nadzwyczaj przykre, takie historie nie powinny się zdarzać, wie pan przecie, że nienawidzę tego, i doprowadzi pan do tego, że więcej moja noga...
- Pieniacz! Mój trzydziestosześcioletni syn Tomek wybałuszył wzrok czytając o moim pieniactwie i parsknął: — Tato, przecież jedyny proces, jaki ty miałeś w życiu, to...
- - Nic dziwnego, że mumie egipskie mają taki piękny połysk - mamrotał mi do ucha Higgs - nic dziwnego! Moje piszczele będą się teraz w sam raz nadawały do polerowania butów...
- Światło, wpadające przez dwa małe okienka i dodatkowo wpuszczone teraz przez uchylone drzwi, nie rozjaśniało półmroku, jaki tu panował na skutek unoszących się w...
- Dzieci tych czasów (a właśnie są teraz) nie będą miały nikogo, by zarządzał ich dobrami i przechował w spiżarniach pożywienie, i będą nękane na targu kupna i sprzedaży...