Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Zostałaś okaleczona, dlatego nie powinnaś miarą własnego odczuwania oceniać innych albo żądać od nich tego samego. Trochę podobnie jest ze mną. Mam wrażenie, że w życiu zostałem oszukany, nie dane mi było przeżyć wielkiej miłości, a zarazem pragnę zbliżenia z kobietą, choćby bez miłości. Prędzej czy później pojadę na przykład po tę młodą kelnerkę z Gaud, zaspokoję pożądanie i znowu zacznę tęsknić za miłością wielką i prawdziwą. - Odgadłam jednak, że tak naprawdę nie wierzysz w tę miłość. Tęsknisz za nią, lecz nie wierzysz. - Prawdopodobnie taka miłość nie istnieje. Czy może ludziom wystarczyć sama więź duchowa, jeśli zostali stworzeni także i do rozmnażania się? Czy można przeżyć miłość z kobietą na obrazie, zakochać się w osobowości nieżyjącej już pisarki albo w posągu? Nawet w baśni posąg musiał ożyć pod wpływem miłości rzeźbiarza. Ożyć i spełnić się z nim. * - Rozumiem - powiedziała. I chciała dodać, że jednak ma już świadomość pożądania, coś takiego przeżyła, gdy oglądała fotografie zmasakrowanych mężczyzn w jego pokoju. Obawiała się jednak, że nie znajdzie właściwych słów dla opisania swego uczucia i swego pożądania, on pojmie jej słowa opacznie, a poza tym będzie wiedział, że przeszukuje jego pokój. Zresztą w tej chwili, po zabiegu, po tym, co przeżyła u lekarza, historia, jaka się jej przydarzyła w pokoju Maryna, wydawała się nawet i jej samej trochę niezrozumiała. Teraz wszystko było wstrętne - pożycie z Kuleszą, owoc tego pożycia, zabieg. Mogła przysiąc, że nigdy nie odda się już żadnemu mężczyźnie. Pożałowała tego, co powiedziała Marynowi o swoim kalectwie. Być może Maryn będzie nią naprawdę gardził, uważał za gorszy gatunek kobiety. Co innego, gdyby Maryn zaczął jej pożądać, tak jak, się pożąda pełnowartościowej kobiety. Mogłaby go ,vtedy upokorzyć i odtrącić. Wówczas rachunek między nimi zostałby wyrównany: ona również okazałaby mu swoją pogardę, a nawet odrazę. Zapytała: - Po co mówisz i myślisz o wielkiej miłości, skoro w nią tak naprawdę nie wierzysz? Odpowiedział dopiero po dłuższej chwili. - Nabrałem podejrzeń, że za mało w swoim życiu byłem człowiekiem. Nie staraj się tego pojąć, myślę jednak, że zbyt często działałem jak precyzyjny mechanizm. Horst twierdzi, że las odbiera ludziom dusze. Mógłbym dodać, że nie tylko las to robi. Gdybym poczuł w sobie miłość, może odzyskałbym duszę? - Gwałcili mnie, a ty wyszedłeś z leśniczówki. Pomyślałam, że jesteś takie samo zwierzę jak tamci. Ale kiedy przywiozłeś mnie tutaj i teraz opiekujesz się mną, zapomniałam o tym. Stać cię na dobry uczynek, a to świadczy, że masz duszę. - Nie gadaj głupstw. Po prostu chcę mieć w domu Horsta przyjaciela, a nie wroga. - I służącą? -Tak. - A może wmawiasz w siebie, że jesteś gorszy niż w rzeczywistości. - Nie męcz mnie takim gadaniem. Działam jak automat. Lekarz zabił lochę i wziąłem od niego wizytówkę, bo pomyślałem, że może mi się kiedyś przydać. Niechętna mi kobieta zaszła w ciążę, więc jej pomogłem, gdyż chcę mieć w domu spokój i pościelone łóżko. Lubiłem w życiu tylko jednego człowieka i ta odrobina człowieczeństwa mnie zgubiła. To taka sama sprzeczność jak z moją tęsknotą za miłością. Pragnę zaspokoić cielesne pożądanie, ale marzy mi się czysta miłość. Być człowiekiem to znaczy lubić kogoś, zarazem wiem, że coś takiego jest zgubne. - Wilkołak. To pewnie dlatego Eryka nazwała cię wilkołakiem. - Ona jest głupia. Jeśli kogoś w życiu odrobinę kochałem, to właśnie ją. - Już jej nie kochasz? - Nawet nie pożądam. Wtedy powiedziała: - Dostaliście rozwód zaocznie, ponieważ przebywasz za granicą. A przecież to nieprawda. Błyskawicznie usiadł na tapczanie. Sięgnął do spodni i wyciągnął z nich pasek. Weronika pomyślała, że ją tym paskiem uderzy. Ale on wyjął z niego cienką blaszkę, coś w rodzaju ostrza brzytwy. Podszedł z tym do leżącej Weroniki - nagi, jedynie w zielonkawych spodenkach - i usiadł obok. - Posłuchaj mnie, Weroniko - odezwał się patrząc na nią bez swego zwykłego uśmiechu. - Otworzyłaś list, który był tylko do mnie. List Eryki. Jeśli dowiem się, że powiedziałaś komuś o tym, co w nim było, poderżnę ci gardło. I rzucę na bagna w lesie, gdzie nikt cię nie znajdzie. Poznałem już kilka takich miejsc. Po chwili wrócił do siebie. Schował ów ostry przedmiot do paska, zgasił światło i chyba zaraz zasnął. A ona, choć tak niewiele wiedziała o życiu i o świecie, to przecież od razu wyczuła, że groził jej naprawdę i był zdolny zrobić to, o czym mówił. Od dawna, może od pierwszej chwili, gdy go ujrzała, coś jej szeptało, że on pochodzi z innego świata, był w wyobrażeniu Horsta jakimś szatanem albo wilkołakiem, jak go nazwała jego była żona. Przeszył ją strach, ale zaraz ustąpił, pomyślała bowiem, że jeśli nie ujawni jego tajemnicy, nic jej nie grozi. Zresztą komu mogłaby ją zdradzić? W tym momencie pojęła, że jest zupełnie samotna. Horst Sobota już jej nie ufał i swoją szaloną miłością obdarzył wilkołaka; nienawidziła Kuleszy. Tak naprawdę chyba nienawidziła wszystkich dookoła. A przecież tak bardzo pragnęła przytulić się do kogoś, objąć kogoś swoimi ramionami - i to ją zwabiło w ramiona Kuleszy. Mogłaby tulić i pieścić dziecko, które się w niej urodziło, nic jednak nie było w stanie usunąć z jej pamięci myśli, że dziecku temu życie dał Kulesza, podobnie jak nic nie było w stanie usunąć z jej pamięci wspomnienia o tym, co zrobiono z nią kiedyś w lesie i co potem przeżyła z mężem