Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
Nie mogłem nic z niego wydobyć. - Czy jest poważnie chory, Frank? - odpowiedział pytaniem O'Malley. - Jest na wpół zagłodzony, wyczerpany fizycznie i psychicznie, ale za parę dni powinien dojść do siebie. Gibbons spojrzał na Grace O'Malley z czułością i podziwem. - Troszeczkę przesadziłaś, moja droga, ale miałaś rację, ciągając mnie tutaj. Na stole w jego pokoju zostawiłem cztery fiolki z tabletkami i kartkę ze wskazówkami jak je zażywać. Dałem mu zastrzyk witaminowy i coś na uspokojenie tych rozdygotanych nerwów. W ciągu paru dni powinien całkowicie wrócić do formy. To twardy facet. Zasadniczo jest silny i zdrowy jak byk i wydaje mi się, że przywykł do znoszenia niewygód. Kto to jest, Charlie? O'Malley spojrzał doktorowi w oczy. - Nie pytaj, Frank - odparł poważnym tonem. - Ale dzięki za szybką pomoc. Będziemy nad nim czuwać. Prezydent Wheeler przywiązywał wielką wagę do tego, by spędzać przynajmniej jeden weekend w miesiącu w swym rodzinnym domu w Teksasie. Nawet jeśli z powodu nawału obowiązków udawało mu się dotrzeć na miejsce dopiero w sobotę rano, uważał, że warto było podejmować trud podróży. Zaklinał się, że w teksaskim powietrzu jest coś szczególnego, co dobrze na niego wpływa, i krzywo spoglądał na żartownisiów twierdzących, iż jedynym, co wyróżnia teksaskie powietrze, jest kurz i smród ropy naftowej. Z prezydenckiego samolotu wojskowego Wheeler przesiadł się na helikopter, który natychmiast wystartował i błyskawicznie dowiózł go na miejsce. Był w znakomitym nastroju. Tym razem udało mu się wygrać wyścig z czasem. Było wczesne popołudnie i dopiero piątek. Wheeler przesunął swój składany fotel z półcienia w pełne słońce. Zrzucił koszulę i miał na sobie tylko spodnie i skórzane sandały. Za przedłużenie weekendu musiał jednak zapłacić odbyciem jeszcze jednej narady z sekretarzem stanu. Nie przeszkadzało mu to jednak i pomyślał, że większość spraw powinno się załatwiać właśnie w ten sposób, siedząc bez koszuli w ciepłych promieniach pełnego słońca. - No, to mów teraz, Joe. Czy on się do czegoś nadaje? - Nie tylko nadaje, panie prezydencie. Jest dokładnie tym, kogo potrzebujemy. - W jakim sensie? - Trzyma się z daleka od polityki. Jest niekwestionowanym przywódcą partyzantki. Nie ma rywali, nie ma przeciwników, no i tylko dzięki niemu to wszystko się kręci. Nasi ludzie w Europie cenią go bardzo wysoko. Jest doświadczony, dokładnie zdaje sobie sprawę z tego, do czego zmierza. Jest to naprawdę facet z jajami. - Szczerze mówiąc, nie za bardzo mi się to wszystko podoba, Joe. - Dlaczego, panie prezydencie? - No, a co się stanie, jeżeli zginie, albo złapią go Rosjanie? - Zgodził się przyjąć Amerykanina jako zastępcę, jeśli udzielimy mu większego poparcia i będziemy go zaopatrywać bezpośrednio z Waszyngtonu albo przez Amsterdam. - A co sądzi o nim Bob Klein? - Aprobuje w zupełności i bez zastrzeżeń. - I koniecznie chcesz, żebym teraz ja się z nim spotkał? - Gdyby zechciał pan poświęcić chwilę, panie prezydencie... - Czy on tu jest? - Tak, Bob Klein przywiózł go razem z O'Malleyem, tym, który zgodził się zostać jego zastępcą. - Czy Pentagon akceptuje tego O'Malleya? Rozumiesz, to nie jest tylko sprawa CIA. - Tak, tak, zgodzili się. Było trochę dyskusji na temat jego wieku - Brodsky uśmiechnął się - ale nie upierali się przy swoim, bo O'Malley jest i tak o cztery lata starszy niż Andrews, ten Anglik. Wheeler roześmiał się. - I pewnie z piętnaście lat młodszy ode mnie. - Albo ode mnie, jeśli już o to chodzi - dodał kurtuazyjnie Brodsky. - Nie wspominałeś im nic o tym, jaką kartę trzymamy jeszcze i zanadrzu? - spytał prezydent poważniejąc. - Nie. - Nawet mimochodem? - Ani słóweczkiem. - Niech nadal tak będzie. - Tak jest, panie prezydencie. - Czy coś jeszcze? - To wszystko, sir. - W takim razie przywieź tych swoich ludzi koło szóstej. Urządzimy sobie mały piknik na słońcu. Podczas gdy Brodsky przedstawiał wszystkich obecnych, Wheeler próbował nie przypatrywać się Andrewsowi zbyt natarczywie. Bardzo go zainteresował ten, człowiek, o którym słyszał od wszystkich wokół same tylko pochwały. Intrygujące były go oczy. Jasnobrązowe, niemal żółte, jak oczy jakiegoś drapieżnika, albo orła. Uważne, czujne i jakby nieco niepokojące, teraz rozluźnione, ale Wheeler zastanawiał się, jak mogą wyglądać te oczy, kiedy Andrews wpada w gniew. - Proszę się częstować, panie Andrews. Niech się pan nie krępuje. - Dziękuję, sir. - Czy może mi pan powiedzieć, co przede wszystkim skłoniło pana do podjęcia tej walki? - Zaplanowałem ją na długo przedtem, zanim weszli do nas Rosjanie, panie prezydencie. - Musiał pan chyba mieć jakąś czarodziejską, kryształową kulę, żeby przewidzieć coś takiego. Nam tutaj też by się taka przydała - zażartował Wheeler. - Nie przewidywałem akurat tego - odparł Andrews z uśmiechem. - Myślałem raczej, że dojdzie do wojny domowej, którą rozpęta albo skrajna lewica, albo skrajna prawica. Chciałem nie dopuścić do tego za wszelką cenę. - Czy moi ludzie udzielili panu takiej pomocy, na jaką pan liczył? - O, tak. Dziękuję, sir. To była bardzo szczodra i skuteczna pomoc. - I nie ma pan nic przeciwko temu, żeby O'Malley się do pana przyłączył? - Przyjmuję to z wdzięcznością. - Czy został pan zaznajomiony z naszymi planami co do Europy? - Tak jest, sir. - Myśli pan, że to wypali? - Musi wypalić, sir. Nie ma innego wyjścia
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Nie powiedziałem sobie: „Teraz go już nigdy nie zobaczę”, albo „Teraz już nigdy nie uścisnę mu ręki”, ale: „Teraz go już nigdy nie usłyszę”...
- A cóż powiedzieć o filozofii, o metafizyce? Zmieciona, unicestwiana dzień po dniu i to z najrozmaitszych powodów: przez empirystów XVIII wieku, przez He-gla, przez Marksa,...
- Nowy minister spraw zagranicznych Ottokar Czernin nie wahał się powiedzieć: „Monarchia prowadzi wojnę obronną i osiągnie wiele, jeśli ukończy wojnę zachowując...
- Nazimow zawołał: „Cyt!", ale już było za późno; tego, com powiedział, było dosyć dla uspokojenia Owsianego, który i tak miał mi za złe, żem się wygadał o naszej...
- Czy może mi pan powiedzieć, jakie otrzymam gwarancje dyskrecji, jeżeli zgodzę się wyjaśnić panom to, o czym nie wiedział nikt prócz Stefana Vincy? - Byłem oficerem lotnictwa...
- Jeśli można by słowami ująć trafnie ówczesny Jej stan w obozie, powiedzieć bym mogła, że właściwie tylko ciałem była z nami, duchem już nieziemska...
- Czy tak właśnie się zachowywałem? Nie potrafiłem powiedzieć, gdzie kończy się autentyczna troska, a gdzie zaczyna autentyczna zazdrość...
- Nic znamy bowiem zasad tezauryzacji czasów archaicznych, nic możemy powiedzieć, czy skład skarbów jest wiernym odbiciem proporcji w masie monet niegdyś krążących...
- — Pani — powiedział Gamut, który choć bezsilny i właściwie do niczego niezdatny, nawet nie pomyślał o opuszczeniu sióstr — nastało święto szatana, a to miejsce nie jest...
- Moglibyśmy uwierzyć w wyjątkowo szczęśliwy zbieg okoliczności, takie rzeczy zdarzają się raz na tysiąc lat, no, powiedzmy, jakieś prądy wstępujące, wiry, czy jak tam, pęd...