Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Kiedy hałas i częstość uderzeń kotła wzmogły się jeszcze, tańczący wpadali w trans pod wpływem szalonego rytmu i dzikich okrzyków. Rzucali się w skokach i susach, z ich obnażonych kłów ciekła ślina, a wargi i piersi pokryły się pianą. Opętany taniec trwał z pół godziny. Potem na znak dany przez Kerczaka ustał hałas bębna, a dobosze pospiesznie przesunęli się przez koło tańczących na brzeg zewnętrzny zasiadających tam widzów. Wtedy wszyscy samcy, jak jeden, rzucili się na postać, z której od strasznych ciosów zrobiła się masa kosmatej miazgi. Ich szczęki rzadko dostawały dostateczną ilość mięsa, godnym przeto zakończeniem dzikiej uczty było zakosztowanie świeżego mięsa. Pożarcie ciała niedawno zabitego wroga zajęło teraz całą ich uwagę. Wielkie kły wpiły się w zwłoki, szarpiąc wielkie kawały. Najsilniejsze małpy zdobywały najlepsze kąski, słabsze gromadziły się naokół, jako warcząca sfora, oczekująca sposobności, by coś skorzystać i pochwycić upuszczony kawałek lub coś porwać, zanim wszystko zostanie rozdarte. Tarzan bardziej niż małpy łaknął i potrzebował pokarmu mięsnego. Pochodząc z rasy mięsożernej, nie zaspokoił on jeszcze całkowicie ani razu w swym życiu swego apetytu na mięso, obecnie przeto małe jego zwinne ciało wkręciło się w tłum walczących i wyrywających sobie kawały mięsa małpy, aby uzyskać część, której nie mógłby zdobyć siłą. U boku jego wisiał nóż myśliwski nie znanego mu ojca, w pochwie, którą sam zrobił naśladując pochwę widzianą na obrazku. W końcu docisnął się do znikającej uczty i ostrym nożem wyciął sobie nadspodziewanie duży kawał — całe ramię obrosłe włosami sterczące spod nóg Kerczaka. Ten był zajęty wykonywaniem królewskiej prerogatywy zabierania lwiej części, że nawet nie zauważył spełnionego przez Tarzana aktu obrazy majestatu. Tarzan zaczął się przemykać spod masy walczących, przyciskając oburącz swą zdobycz do piersi. Wśród koła otaczających, którzy na próżno silili się wziąć dalszy udział w bankiecie, był Tublat. Jako jeden z pierwszych pochwycił on porządny kawał, cofnął się, by go pożreć w spokoju, a teraz znów się przepychał, by dostać więcej. Wtedy spostrzegł Tarzana, który się wynurzył z popychającego się tłumu, niosąc porosłe włosami ramię, które przyciskał do piersi. Głęboko osadzone, małe, krwią nabiegłe, okrągłe oczy Tublata rozgorzały nienawiścią, gdy spostrzegł przedmiot swej odrazy. Była w nich i pożądliwość zdobycia smacznego przysmaku, który niósł chłopiec. Tarzan jednak spostrzegł od razu swego wielkiego wroga i domyślając się niedobrych zamiarów wielkiej małpy, uskoczył na bok ku matkom i dzieciom w nadziei, że skryje się pomiędzy nimi. Tublat jednakże następował tuż za nim, tak iż nie mógł znaleźć ukrycia i zobaczył, że musi uchodzić. Szybko pospieszył ku najbliższym drzewom. Zwinnym skokiem dostał się do drzew i pochwycił jedną ręką gałąź, a przekładając swą zdobycz do ust, wspiął się ku górze, mając Tublata tuż za sobą. Wspinał się wyżej i wyżej, aż do chwiejącego się wierzchołka wyniosłego monarchy leśnego, gdzie nie śmiał iść za nim ciężki jego prześladowca. Wtedy siadł na gałęzi i zaczął miotać obelgi na rwącą się i pieniącą ze złości bestię, znajdującą się o pięćdziesiąt stóp poniżej. Wtedy Tublat dostał napadu wściekłości. Z okropnym wyciem i krzykiem spuścił się na ziemię, wpadł pomiędzy samice i małe, wpił swe wielkie kły w jaki tuzin drobnych ramion, wyrywał kawały mięsa z barków i piersi matek, które wpadły mu w pazury. Przy jasnym świetle księżyca Tarzan był świadkiem całego tego napadu wściekłości. Widział, jak samice i młode małpiątka uciekały na drzewa, szukając schronienia. Potem wielkie samce w środku polany doznały potężnych kłów swego oszalałego towarzysza i jeden za drugim rozpłynęły się w czarnych cieniach otaczającego lasu. Na całej polanie oprócz Tublata pozostała tylko jedna samica