Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Nie odwiedził on jednak Francji i snajper stracił zamówienie. Akta, które przeglądał Mitrochin, nie ujawniały motywów, jakimi kierowała się Centrala, organizując zamach na jednego z czołowych przywódców w Niemczech. Nie ulega wątpliwości, że plan zamachu musiał uzyskać zgodę Stalina, któremu mogło raczej zależeć na skłóceniu Francji i Niemiec niż na osłabieniu partii nazistowskiej. Dokonane na francuskiej ziemi w 1932 roku zamachy na prezydenta Francji oraz króla Jugosławii, przeprowadzone przez ludzi nie związanych z komunizmem, wywołały zapewne w Centrali wrażenie, że w sprzyjających okolicznościach będzie można bezkarnie zgładzić Goringa. Były to jednak zlecenia uboczne. Głównym zadaniem paryskiej rezyden-tury Sieriebrianskiego pozostawało śledzenie i destabilizacja środowiska trockistów francuskich. Do 1937 roku niezastąpionym źródłem informacji o TCHÓRZACH (taki pseudonim nadała trockistom Centrala) był Lew Siedow, ufający bezgranicznie „Etienne", czyli Zborowskiemu. Dlatego też nie wyznaczono go do likwidacji12. Jesienią 1936 roku Zborow-ski ostrzegł Centralę, że ze względu na kłopoty finansowe Trocki sprzedaje część materiałów archiwalnych, zdeponowanych wcześniej przez Siedowa u Zborowskiego, Międzynarodowemu Instytutowi Historii 149 ARCHIWUM MITROCHINA Społecznej w Amsterdamie. Sieriebrianski otrzymał natychmiast rozkaz utworzenia grupy operacyjnej, która odzyska archiwa. Grupie nadano kryptonim HENRY. Sieriebrianski wynajął mieszkanie nad instytutem mieszczącym się przy ulicy Michelet, żeby mieć odpowiedni punkt obserwacyjny. Działając na polecenie Sieriebrianskiego, Zborowski, który pracował wówczas jako monter w paryskiej centrali telefonicznej, spowodował awarię linii instytutu, co dało możliwość wejścia do lokalu, rozpoznania wnętrza, zlokalizowania archiwum Trockiego oraz obejrzenia zamków. Plan zawiódł, kiedy bowiem zgłoszono z instytutu awarię telefonu, wysłano do naprawy jednego z kolegów Zborowskiego. Nie namyślając się wiele, „Etienne" uszkodził linię ponownie i tym razem wezwany został właśnie on. Kiedy po usunięciu awarii i dokładnym obejrzeniu zamków w drzwiach od frontu i podwórza opuszczał instytut, dostał jeszcze pięć franków napiwku od dyrektora, Borisa Nikołajewskiego, wpływowego działacza emigracyjnego mienszewików, zaliczonego przez NKWD do „wrogów ludu"13. Seriebrianski ustalił porę włamania na drugą w nocy 7 listopada 1936 roku i nakazał zakończyć operację najpóźniej o piątej rano. Ponieważ jego agenci nie potrafili dobrać kluczy pasujących do zamków instytutu, polecił im wypiłować zamki zasilaną transformatorem elektryczną wiertarką, ukrytą dla przytłumienia hałasu w skrzynce wypełnionej trocinami i watą14. Włamywacze dostali się niespostrzeżenie do środka i wynieśli archiwa Trockiego. Podejrzenie Siedowa i paryskiej policji padło z miejsca na NKWD, ponieważ włamania dokonano w wybitnie profesjonalny sposób i nie ukradziono z instytutu pieniędzy ani żadnego wartościowego przedmiotu. Siedow zapewnił policję, że jego pomocnik „Etienne" jest ponad jakimkolwiek podejrzeniem, zwłaszcza że jeszcze do niedawna trzymał w domu większość ukradzionych archiwaliów. Zdaniem Siedowa, o przeniesieniu części dokumentów NKWD dowiedziało się prawdopodobnie wskutek niedyskrecji dyrektora instytutu Nikołajewskiego1J. Świadectwem wyjątkowego znaczenia, jakie Centrala przywiązywała do wykradzenia archiwów Trockiego, było nadanie grupie HENRY Orderu Czerwonego Sztandaru16. Profesjonalnie przeprowadzona operacja okazała się jednak bezużyteczna. Wykradzione z instytutu papiery, głównie wycinki prasowe, nie miały żadnego operacyjnego znaczenia; ze względu na wartość historyczną cenniejsze były archiwa, które pozostały nadal w rękach Zborowskiego, a później trafiły do zbiorów Uniwersytetu Harvarda17. W połowie lat trzydziestych Stalin stracił jednak zupełnie wyczucie rzeczywistości, żyjąc w świecie wyimaginowanych knowań. Ofif) av»h: terror shoha Trocki był widmem, które ścigało go za dnia i prawdopodobnie nie pozwalało spać w nocy. Isaac Deutscher, biograf Trockiego, pisał:S**ótiWipHi?- Szaleństwo, z jakim [Stalin] kontynuował walkę [z Trockim - przyp. red.], uczyniło z niej najważniejszą sprawę w międzynarodowym ruchu komunistycznym oraz w samym Związku Sowieckim. Podporządkowano jej wszystkie działania polityczne, taktyczne i intelektualne, co aż się prosi o stwierdzenie, że w całej historii trudno znaleźć drugi przypadek przekazania tak olbrzymich środków aparatu władzy i propagandy do walki z samotnym człowiekiem18. 'j Brytyjski dyplomata R.A. Sykes celnie określił postrzeganie świata przez Stalina jako „osobliwą mieszaninę przebiegłości i absurdu"19. Przebiegłość Stalina ujawniła się w sposobie, w jaki wymanewrował politycznych rywali po śmierci Lenina, przejmując stopniowo władzę absolutną jako sekretarz generalny partii. Można ją było również obserwować podczas wojennych konferencji z Churchillem i Rooseveltem, które rozgrywał pod swoje dyktando. Historykom trudno pojąć, dlaczego tak przebiegły człowiek wierzył w takie fasmantagorie. Nie można jednak zrozumieć Stalina, odrzucając jego uzależnienie się od mitu zagrożenia ze strony Trockiego (i innych), tak jak nie można zrozumieć Hitlera, nie przyjmując do wiadomości pasji, z jaką kierował się jeszcze groźniejszą i bardziej absurdalną teorią o żydowskim spisku. Gienrich Grigoriewicz Jagoda, przewodniczący NKWD od 1934 do 1936 roku, nie wyolbrzymiał trockistowskiego zagrożenia tak jak Stalin. Stalin go za to nie lubił; narastało w nim przekonanie, że Jagoda tylko pozoruje polowanie na trockistowskich zdrajców20. Kara za tę rzekomą opieszałość spadła we wrześniu 1936 roku. Depesza, jaką Stalin i jego pupil Andriej Żdanow wysłali do Komitetu Centralnego, zawierała druzgocące oskarżenie, że Jagoda „okazał się całkowicie niezdolny do zdemaskowania kliki trockistowców-zinowiewowców", oraz żądanie zastąpienia go Nikołajem Iwanowiczem Jeżowem