Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
W każdym razie na pewno nie w tym roku. A jeśli ktokolwiek będzie chciał szkodzić nam albo zbiorom, zabijemy go. To wszystko. My ich - albo oni nas. Żyjąc i pracując razem, będziemy w stanie chronić nas samych i dzieci. Pierwszym, najważniejszym obowiązkiem wspólnoty musi być bezpieczeństwo dzieci: tych, które już są, i tych, które się urodzą. Na pewien czas zapadła cisza, cała grupka myślała o wszystkich "za" i "przeciw" - być może przeciwstawiając je temu, co ich czekało, gdyby zdecydowali się odejść stąd i pociągnąć dalej na północ. - Musimy coś postanowić - powiedziałam w końcu. - Czeka nas mnóstwo roboty przy budowaniu i sadzeniu. Trzeba też dokupić żywności, nasion i narzędzi. Najwyższy czas, żeby wszyscy się zadeklarowali. - Allie, zostajesz? Spojrzała na mnie ponad wygasłym ogniskiem i patrzyła uporczywie, jakby z nadzieją, że wyczyta na mojej twarzy coś takiego, co podsunie jej odpowiedź. - Jakie masz nasiona? - spytała. Wzięłam głęboki oddech. - Przeważnie letnich upraw: kukurydzy, papryki, słonecznika, bakłażana, melona, pomidorów, fasoli, kabaczków. Ale mam parę zimowych: groszek, marchewka, kapusta, brokuły, zimowa odmiana kabaczka, cebula, szparagi, zioła, różne gatunki zieleniny... Możemy dokupić więcej; poza tym jest jeszcze to, co rośnie w ogrodzie, i to, co można zebrać z tutejszych dębów, sosen cytrusów. Nasion drzew też trochę przyniosłam; mamy dębinę, cytrusa, gruszkę, brzoskwinię, nektarynkę, migdałowiec, włoski orzech i jeszcze kilka innych. Przez parę pierwszych lat nie będzie z nich pożytku, za to w przyszłości taka inwestycja zwróci się z nawiązką. - Zupełnie jak z dziećmi - zauważyła Allie. - Nie przypuszczam, że będę na tyle głupia, ale zgoda, zostanę. Też chcę zbudować coś własnego. Jeszcze nigdy w życiu nie miałam takiej okazji. Więc ostatecznie Allie z Justinem zostają. - Harry? Zahra? - Jasne, że zostajemy - odpowiedziała Zahra. Harry zmarszczył brwi. - Nie tak prędko. Wcale nie musimy. - Wiem. Ale chcemy. Jeżeli mamy szansę założyć taką wspólnotę, o jakiej opowiada Lauren, gdzie nie będziemy musieli podnajmować się obcym, ufać im, kiedy wiadomo, że nas wystawią wiatru, to powinniśmy spróbować. Gdybyś wychował się tam, gdzie ja, rozumiałbyś, jaka to okazja. - Harry - zaczęłam. - Znamy się od urodzenia. Byłeś najlepszym przyjacielem brata, którego musiałam zostawić. Chyba nie mówisz poważnie, że chciałbyś odejść? Nie był to najmocniejszy argument na świecie. Był też kuzynem i ukochanym Joanne, a jednak puścił ją samą, kiedy mogli jechać oboje i być razem. - Chciałbym mieć coś własnego - powiedział. - Jakiś grunt, dom, może sklep albo małą farmę. Coś, co będzie moje. A ta ziemia należy do Bankole'a. - Zgadza się - wtrącił się Bankole. - I będziesz mógł gospodarować na niej, nie płacąc centa za dzierżawę i wodę. Pomyśl, ile by to kosztowało dalej na Północy - jeśli w ogóle znalazłaby się jakaś działka z wodą na sprzedaż, jeśli w ogóle zaszedłbyś poza Kalifornię. - Ale tu nie ma żadnej pracy! - Przeciwnie, chłopcze: czeka tu mnóstwo pracy. Harówka na ogromnej połaci taniej ziemi. Zastanów się, ile będzie kosztował grunt na tej twojej Północy, dokąd zmierzasz ty i cała reszta świata? Harry zastanowił się, po czym rozłożył ręce. - Martwi mnie tylko, że możemy utopić tu wszystkie nasze pieniądze, a potem przekonać się, że pomysł nie wypalił. Skinęłam głową. - Też o tym myślałam i też mnie to niepokoi. Ale zrozum, że takie ryzyko istnieje wszędzie. Równie dobrze mógłbyś osiąść w Oregonie czy Waszyngtonie, nie móc znaleźć żadnego zajęcia i tam przejeść wszystkie oszczędności. Albo byłbyś zmuszony do pracy na takich warunkach jak Emery i Grayson. Przecież przy takiej rzeszy ludzi, jaka napływa na Północ, pracodawcy mogą przebierać w robotnikach i dyktować stawki według własnego widzimisię. Emery objęła ramieniem Tori, która drzemała u jej boku. - Może miałbyś szansę zaczepić się jako kierujący - zauważyła. - Chętnie biorą białych do tej roboty. Jeżeli umiesz czytać i pisać i będziesz chętny, mogliby cię zatrudnić. - Nie umiem prowadzić, ale mógłbym się nauczyć - odparł Harry. - Masz na myśli te wielkie opancerzone ciężarówki, prawda? Emery była zaskoczona odpowiedzią Harry'ego. - Ciężarówki? Skąd, chodzi o kierowanie ludźmi. Przymuszanie ich do pracy. Popędzanie, by pracowali szybciej. Pilnowanie, żeby robili... wszystko, co tylko każe właściciel. Wyraz nadziei na twarzy Harry'ego rozpłynął się, natomiast ogarnęła go zgroza i oburzenie. - Chryste, i ty myślisz, że zgodziłbym się robić coś takiego?! Jak mogło ci w ogóle przyjść na myśl, że wziąłbym taką pracę? Emery wzruszyła ramionami. Trochę zmroziła mnie ta jej obojętność wobec czegoś takiego - lecz najwyraźniej jej zdążyło to już spowszednieć. - Niektórzy uważają, że to całkiem niezła fucha - stwierdziła. - Ostatni kierujący, jakiego mieliśmy, dawniej robił coś przy komputerach, nie wiem dokładnie co. Kiedy jego firma wycofała się z branży, dostał tę posadę i zaczął kierować ludźmi. Chyba nawet to lubił. - Hm - chrząknął Harry zniżonym głosem, odczekując, póki na niego nie spojrzała. - Śmiesz twierdzić, że podobałoby mi się poganianie niewolników i odbieranie im dzieci? Patrzyła na niego uważnie, badając, jakie uczucia malują się na jego twarzy. - Mam nadzieję, że nie - odpowiedziała. - Ale często tylko taka praca jest do wzięcia: niewolnika albo kierownika niewolników. Słyszałam, że przy samej granicy z Kanadą jest mnóstwo fabryk, które dają tylko takie zatrudnienie. Skrzywiłam się. - Zakłady wykorzystujące niewolniczą siłę roboczą? - No. Robotnicy produkują różne towary dla kanadyjskich czy azjatyckich kompanii. Zarabiają tyle, co kot napłakał, więc prędko popadają w długi. Zdarza się, że ulegają wypadkom albo chorują. Woda, którą dostają do picia, jest brudna, a same fabryki też są groźne dla zdrowia: pełno tam trucizn i maszyn, które często coś komuś miażdżą czy ucinają. Ale wszyscy się łudzą, że najpierw zarobią trochę gotówki, a później odejdą. Pracowałam z paroma kobietami, które były tam, na Północy, ale kiedy zobaczyły, jak jest, zaraz wróciły. - Mimo to sama tam szłaś? - spytał Harry z naciskiem. - Nie po to, żeby pracować w takich miejscach. Dziewczyny mnie przestrzegły. - Też słyszałem o tych zakładach - zabrał głos Bankole. - Miały dać zatrudnienie masom, które migrują na Północ. Prezydent Donner z całego serca je popiera. Pracują tam nie niewolnicy, tylko raczej z góry spisani na straty tułacze. Wdychają toksyczne wyziewy, piją zanieczyszczoną wodę, kaleczą ich nieosłonięte, niezabezpieczone maszyny... Nieważne. Tak łatwo ich zastąpić - na każde miejsce czekają tysiące bezrobotnych. - Nie we wszystkich przygranicznych zakładach - wtrącił się Mora - musi być tak źle
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- - Nic dziwnego, że mumie egipskie mają taki piękny połysk - mamrotał mi do ucha Higgs - nic dziwnego! Moje piszczele będą się teraz w sam raz nadawały do polerowania butów...
- Światło, wpadające przez dwa małe okienka i dodatkowo wpuszczone teraz przez uchylone drzwi, nie rozjaśniało półmroku, jaki tu panował na skutek unoszących się w...
- Dzieci tych czasów (a właśnie są teraz) nie będą miały nikogo, by zarządzał ich dobrami i przechował w spiżarniach pożywienie, i będą nękane na targu kupna i sprzedaży...
- Miała zdrowie, miała pod dostatkiem pieniędzy i miała jeszcze Ashleya, chociaż widywała go teraz coraz rzadziej...
- Nie ma już w recenzjach tej cierpkości, ukrytej goryczy, której dawniej można się było doszukać, teraz wyczuwa się, obok zrozumienia (ono było zawsze), także pewną...
- Nawet teraz korzystała tylko z krótkiego urlopu, jakiego udzielił jej dowódca Eskadry Łobuzów do czasu, aż senatorowie Nowej Republiki przestaną żywić niechęć do rycerzy Jedi...
- Och, potrafię sobie wyobrazić, jaką masz teraz minę! Nie przejmuj się, nie zamierzam się poddać! W gruncie rzeczy, mogę Ci udzielić innej odpowiedzi na pytanie, jakie zawsze...
- Biskup Paryża wyrażał jednak przekonanie, że król, który dotąd nie przejmował się anatemą, zechce teraz pojednać się z Kościołem ze względu na rozdzielanie dóbr po albigensach...
- Berengaria czuła, że płacz dławi ją w gardle, słyszała teraz, że bestie wdrapują się na górę, i wiedziała, że już wkrótce ich odrażające oblicza wyłonią się zza krawędzi...
- Niektórzy członkowie Izby Gmin, przekonani, że Karol teraz gotów być może do ustępstw, znosili się z nim prywatnie, za zgodę na wykluczenie Jakuba bądź zatrzymanie...