Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Sięgnął po klatkę pełną tłustych i smakowitych owadów i zbliżył twarz do drucianej siatki, by lepiej widzieć. Owady miały po dziesięć nóg, opalizujące tułowia i mięsiste odwłoki. W chwili, w której poruszył klatką, stworzenia zaczęły latać. Doole poskrobał gąbczastymi palcami o siatkę, chcąc rozdrażnić owady jeszcze bardziej. Fruwały teraz po ograniczonej przestrzeni jak szalone. Doole wiedział, że przerażenie uwalniało w ich organizmach pewien hormon, dzięki czemu ich mięso stawało się jeszcze słodsze. Oblizał grube wargi, charakterystyczne dla Rybetów. Otworzył drzwiczki klatki i wsunął do środka całą głowę. Owady przelatywały teraz koło jego oczu, policzków i uszu. Wysuwając raz po raz spiczasty język, Doole chwytał stworzenie i zamykał w ustach. Pochwyciwszy jeszcze trzy, przerwał, by je przełknąć. Czuł, jak uwięzione w ustach poruszają rozpaczliwie nogami. Westchnąwszy z rozkoszy, Doole upolował dwa następne. Jeden owad wleciał sam do otwartych ust i Doole połknął go w całości. Usłyszał nagle, jak ktoś puka do drzwi, a potem otwiera je i wchodzi, nie czekając na zaproszenie. Pozostawiwszy głowę w klatce, odwrócił się i zobaczył Skynxnexa. Strach na wróble szedł niemu, drżeniem rąk i nóg zdradzając zdenerwowanie. - Mam raport, Moruth - powiedział. Doole wyciągnął głowę z klatki, a potem zamknął ją i uszczelnił drzwiczki. Zobaczył, że trzem owadom udało się jednak uciec. Obijały się teraz o transpastalową szybę panoramicznego okna. Zdecydował, że złapie je trochę później. - Tak? - zapytał. - Jaki raport? - Skończyliśmy remontować "Tysiącletniego Sokoła" - odparł Skynxnex. - Przy okazji usunięto wszelkie oznaczenia i zastąpiono je fałszywymi numerami. Oprócz wymiany części oraz napraw, które były konieczne, dokonaliśmy także kilku zmian i modyfikacji. Jeżeli pozwolisz, polecę nim teraz do bazy na księżycu, żeby wcielić go do naszej floty. Wprawdzie lekkie frachtowce nie są najlepszymi jednostkami bojowymi, ale w rękach wprawnego pilota potrafią zadawać ciężkie straty - a "Sokół" jest bardziej bojowym statkiem niż frachtowcem. Doole kiwnął głową. - To dobrze, doskonale. A jak postępują prace przy instalowaniu generatorów pól ochronnych? Chcę, by były gotowe jak najszybciej, na wypadek gdyby pojawiła się flota Nowej Republiki. - Nasi inżynierowie w bazie na księżycu sądzą, że potrafią dokonać kilku zmian w projektach, dzięki czemu będziemy mogli się obyć bez wszystkich brakujących części. Niedługo Kessel będzie niemożliwa do zdobycia. Jedyne oko Doole'a zapłonęło wewnętrznym światłem. - Czy Han Solo i Chewbacca zostali już odtransportowani do kopalni? Skynxnex złożył razem palce dłoni. - Zamówiłem opancerzony poduszkowiec i sam odwiozę ich za godzinę - odparł, wyciągając jedną dłonią dwulufowy blaster. - Jeżeli spróbują jakichś sztuczek, chcę rozprawić się z nimi osobiście. Doole się uśmiechnął. - Cieszę się na myśl o tym, że zgniją jak w ciemnicy - powiedział, a potem machnął ku Skynxnexowi dłonią podobną do płetwy. - No, na co jeszcze czekasz? Odwróciwszy się, strach na wróble opuścił biuro naczelnika, pokracznie stawiając długie nogi. Na myśl o zemście, jaką wywrze na Hanie Solo, Doole uśmiechnął się po raz drugi, lecz po chwili poczuł ogarniający go niepokój. Nowa Republika mogła znajdować się daleko i na razie mu nie zagrażać, ale badając umysł Hana, poznał moc i siłę ognia statków, jakie w każdej chwili mogły zostać skierowane przeciwko Kessel. Od czasu, kiedy z rąk poprzednich władców przejął kontrolę nad kompleksem więziennym, nie czuł tak bezpośredniego zagrożenia. Pomyślał, że w czasach starego systemu wszystko było o wiele prostsze. Szantażując lub przekupując więziennych Strażników, Doole stał się najważniejszą osobą kontaktującą się z przemytnikami i dostarczającą im towar mimo czujnych oczu imperialnych urzędników. Sprzedawał planetarne mapy i kody umożliwiające przedostawanie się przez pola ochronne. Nie Zapominał także o wydobywaniu na drugiej półkuli niewielkich ilości przyprawy na własną rękę. Wykorzystywał w tym celu mniej fortunnych przedsiębiorców, którzy eksploatując swoje małe kopalnie, potajemnie sprzedawali surowiec Doole'owi. Gdy ich żyły zawierające przyprawę wyczerpywały się lub kończyły, Doole, działając tym razem jako lojalny urzędnik, "dowiadywał się" o nielegalnym przedsięwzięciu i przekazywał przedsiębiorcę w ręce władzy. Imperialni szturmowcy opanowywali kopalnię, a wybrani przez samego Morutha strażnicy dbali, by ataku imperialnych wojsk nie przeżył nikt, kto mógłby później oskarżyć Doole'a. Innych pracujących dla niego ludzi skazywał na ciężką pracę w legalnych kopalniach. Była to gra, która zawsze zapewniała mu wygraną. Podczas buntu w więzieniu pomyślał przede wszystkim o najgroźniejszych konkurentach i nasłał najsilniejszych strażników na najbardziej aktywnych przemytników, wskutek czego i jedni, i drudzy wymordowali się w zażartej walce. W taki sposób Moruth Doole stał się jedynym władcą, a Skynxnex jego prawą ręką. Pochwyciwszy naczelnika więzienia, Doole skazał go na pracę w kopalni i trzymał tam tak długo, aż złamał jego opór. Potem, dla zwykłej rozrywki, naszpikował jego ciało przyprawą. Kiedy narkotyk zaczął przeżerać wnętrzności nieszczęśnika, jego twarz zaczęła się wykrzywiać z bólu. Wówczas Doole zatopił go w bryle karbonitu, używając w tym celu aparatury, stosowanej do zamrażania najbardziej niebezpiecznych i krnąbrnych więźniów przed transportem. Napływ wspomnień zawsze go podniecał. Z szuflady wielkiego biurka Doole wyciągnął jaskrawożółty szal, oznaczający gotowość do kopulacji. Umieścił go na właściwym miejscu, z cichym sykiem głęboko westchnął, a potem skierował na siebie obiektyw mechanicznego oka