Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Wiedząc, że „Dobry Człowiek” to określenie na Doskonałego, odpowiedziałem: – Nie jest to więc przyznanie się do winy, ponieważ mam już zeznanie dowodzące, że nim jesteś. – Ubieram się jak Dobry Człowiek. Noszę niebieską szatę i sandały. Nie spożywam mięsa, kiedy jem z innymi, i mówię o Wielkim Babilonie Kościoła Rzymskiego. Ale w duchu nie jestem heretykiem i nigdy nie byłem. Na to roześmiałem się głośno i przemówiłbym, gdyby on mnie nie ubiegł. Powiedział, że jego rodzice byli katarami; że ojciec został spalony na stosie jako heretyk, a matkę osadzono w więzieniu; że jego ojcowiznę skonfiskowano, a dom, w którym się narodził, zniszczono. Powiedział, że w wieku sześciu lat stracił wszystko, co kiedyś do niego należało. Młodość spędził w stodołach krewnych, doglądając ich owiec, jedząc resztki po nich. Wszystko to opowiadał spokojnie, łagodnym głosem, jakby mówił o pochmurnym dniu albo spleśniałym bochnie chleba. – Dobrzy Ludzie zniszczyli moje dziedzictwo – zakończył. – A jednak wciąż do mnie przychodzili, oczekując, że podzielę się z nimi łożem i strawą, spodziewając się, że będę ich prowadził z miejsca na miejsce, że dam im schronienie i pomoc i że ich wysłucham, nawet wtedy gdy narażają na niebezpieczeństwo całą wioskę. Moi krewni zawsze witali ich z otwartymi ramionami, a ja leżałem w nocy, nie śpiąc, w strachu, że ktoś powiadomi inkwizytorów. – Powinieneś sam nas powiadomić – zauważyłem. – I dokąd pójść, panie? Byłem tylko dzieckiem. Ale przysiągłem, że pewnego dnia odzyskam swoje dziedzictwo, niszcząc tych, którzy mnie z niego obrabowali. Mówił z siłą i spokojem, które znalazłem niezwykle przekonującymi. Wciąż jednak byłem w konfuzji. – To twoi wrogowie, a wstąpiłeś w ich szeregi. Nie rozumiem. – Aby zdradzić swego wroga, musisz dobrze go poznać – odpowiedział „S”. – Mój panie, Dobry Człowiek, Arnold, został schwytany wraz ze mną. Przyprowadziłem go do waszych drzwi. Mogę ci powiedzieć wszystko o nim, a także o innych Dobrych Ludziach, o ich zwyczajach, miejscach spotkań, o szlakach, których używają, i o ludziach, którzy są ich przewodnikami. Mogę wam oddać minione pięć lat swego życia i cały dystrykt Corbieres. – W imię wrogości? – zapytałem, ale on nie zrozumiał. (Nie był, jak wkrótce miałem odkryć, uczonym człowiekiem, chociaż umysł miał bystry). Musiałem więc ująć pytanie inaczej. – Ponieważ tak bardzo nienawidzisz heretyków? – Nienawidzę ich, to prawda. I chciałbym mieć z nich pożytek. Minione pięć lat daję wam za darmo, na znak swojej dobrej woli. Za następny rok musicie zapłacić. – Proponujecie, że będziecie dla mnie szpiegować? – Dla was, tylko dla was. – Spojrzał na mnie swoimi małymi, przejrzystymi oczyma koloru miodu, a ja wiedziałem, że musi być potężnym kapłanem, albowiem jego wzrok przykuwał uwagę. – Nikt inny nie może o tym wiedzieć. Opowiem ci swoją historię jako nawrócony heretyk. Ponieważ zdradzam tak wielu ludzi, moja kara będzie lekka. Puścicie mnie wolno, a ja wrócę do służby duchowej w nowym dystrykcie, w dystrykcie Rousillon. Za rok aresztujecie mnie w Tautavel. Powiem wam wszystko, czego się dowiedziałem, a wy zapłacicie mi dwieście liwrów. – Dwieście? Mój przyjacielu, wiecie, jakie są moje pobory? – Dwieście – powiedział stanowczo. – Za to kupię dom, winnice, sad... – Jak to zrobicie, jeśli zostaniecie uwięzieni? Nie mogę uwolnić nawróconego heretyka. Pójdziesz na stos. – Jeśli pomożesz mi uciec, panie, to nie pójdę – przerwał, a po chwili dodał: – Jeśli spodoba ci się moja praca, może najmiesz mnie na następny rok. W ten oto sposób nabyłem najznamienitszego familiara, jakiego kiedykolwiek najęło Święte Oficjum – nie na jeden rok, nawet nie na dwa, lecz na tyle, ile zechce mi dać. Jakimż grobem pobielanym był ten człowiek! Przebiegły jak parandus (który zmienia ubarwienie zależnie od kryjówki) i niebezpieczny jak lew wśród stworzeń leśnych. A jednak obdarzyłem go zaufaniem, a on odpłacił mi tym samym. Nie bój się ani nie lękaj, bo z tobą jest Pan Bóg twój we wszystkim, do czego się obrócisz. Przyznaję jednak, że nie wszyscy nasi familiarzy są godni zaufania. Niektórzy sprzedają swoją prawość za srebro, a biedak za parę butów. Taki właśnie był Grimaud Sobacca; jego lizusowskie zachowanie było fałszywe, ale ojciec Jakub rzucał niekiedy kilka liwrów za usługi haniebne i wątpliwej jakości