Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Czego nie dowiedziała się wprost, wyczytała między wierszami i otrzymała portret ni to biznesmena, ni to gangstera. W każdym razie Bujała miał wszystko, co mężczyzna powinien mieć: pieniądze, dom, samochód i na dodatek jacht. Żonę też pewnie jakąś miał, lecz fakt ten chwilowo pozostawał bez znaczenia. - Podwieziesz mnie? - spytała, gdy wyszli na pustawy plac Wolności. - Trochę się śpieszę, bo o szóstej wpadnie po mnie Julia i jedziemy pracować do Leszka. Stary zadał nam wyjątkowo wredną robotę. Konrad milczał. Liczył, że po wspólnym obiedzie zjedzą wspólną kolację, może nawet przedłużą miłe chwile aż do następnego ranka, czyli do śniadania, jednak zachował ten pomysł dla siebie. - Gniewasz się na mnie? - spytała, gdy już ruszyli. -Ja? W jego głosie było wszystko: śmiech, zdziwienie, radosna pewność siebie, lecz na pewno nie było gniewu. Karolina zmarkotniała, co sprawiło mu dodatkową satysfakcję. Prawdziwy gniew dopadł go dopiero wówczas, gdy dziewczyna wysiadła. Poczuł się wodzony za nos i lekceważony. Ruszył z piskiem opon i o mały włos nie wytrząsnął duszy ze starego forda. Ledwie podjechał na własny parking, obok samochodu wyrosła Żaneta z nieodłącznym synkiem. Jej ziemista, zniszczona twarz nie zdradzała zmęczenia ani radości. Najprawdopodobniej czekała od piętnastej. Inna kobieta na jej miejscu dawno by się zniechęciła, ale ona była cierpliwa i uparta. Od kilku miesięcy, to jest od czasu, gdy wpadła na trop Konrada, zaczęła pojawiać się przed jego domem. Najpierw raz na parę tygodni, potem coraz częściej miał wątpliwą przyjemność oglądania jej kolorowej spódnicy i męskiej kurtki. - Radek, nie mam pieniędzy - powiedziała bez zbędnych wstępów. - To się przejdź do opieki społecznej! - warknął. - Tata? - spytał chłopiec. 44 - Nie, to nie tata - wyjaśniła Żaneta i dodała to, co mówiła przy każdym spotkaniu: - On mały, on na wszystkich facetów mówi tata. Pociągała płaczliwie nosem i patrzyła błagalnie. Konrad dobrze wiedział, że dając pieniądze, nigdy nie uwolni się od Żanety i parszywej przeszłości. Drobne czy grubsze datki niczego nie załatwiały, to była studnia bez dna. Studnia, w którą on nie miał zamiaru skakać. - Nie przychodź tu więcej - powiedział ostro. - Weź się do roboty i najlepiej zapomnij, gdzie mieszkam, bo w końcu wezwę policję. Drzwi wejściowe trzasnęły głucho. Dopiero na górze nieco ochłonął, ale wciąż jeszcze miotała nim wściekłość. Z trudem uporał się z zamkiem. Własne mieszkanie wydało mu się dalekie i obce. Na meblach i wszędzie, gdzie spojrzał, pełno było kurzu. Ostatnio jakoś brakowało mu czasu dla domu. Z natury był pedantem. Przede wszystkim dbał o swój warsztat pracy, o komputer i sosnowe biurko. Tam wszystko musiało lśnić, co nie znaczy, że reszta go nie interesowała. Mieszkanie, odziedziczone po ciotce Ewelinie, pełne było bibelotów i różnych niepotrzebnych staroci. Kilka razy przymierzał się do remontu i zmiany wystroju, jednak nie miał pomysłu na nowe wnętrze. Odkurzał więc figurki, zdjęcia, obrazeczki, irytował się, że jest tego aż tyle, i zostawiał wszystko swojemu losowi. - Cholerny świat - mruknął niechętnie. -Może wreszcie dostanę solidnego kopa i wyjadę z tego grajdołka. To nie do zniesienia. Tu wszyscy wszystkich znają. Ona i Bujała, kto by pomyślał! Sam już nie wiedział, czy bardziej dokuczało mu wspomnienie pięknej Karoliny, czy zaniedbanej Żanety. A może obu kobiet i na dodatek Bujały. Domofon Karoliny był popsuty i Julia musiała wchodzić na drugie piętro tylko po to, żeby się zameldować. Jamnik mojej Gajewskiej jak zwykle narobił hałasu na całą klatkę schodową. Obowiązkowo należało mówić „moja Gajewska", tak jak mówiła Karolina. To nie była jakaś tam twoja, wasza ani nasza sąsiadka, ona była wyłącznie „moja". Kiedy staruszka czuła się gorzej, Karolina biegała dla niej po zakupy, wyprowadzała Figę na spacer i wpadała na ploteczki. Moja Gajewska, w przeciwieństwie do większości staruszek, żyła dobrymi wiadomościami z przeszłości i współczesnymi romansami. Nie zrzędziła, nie krytykowała, cieszyła się, że młodzi mają teraz dobrze. Suczka Figa nie była już tak przyjaźnie nastawiona do ludzi, a jeśli nawet była, to swoją radość demonstrowała dość hałaśliwie. Karolina otworzyła drzwi w spódniczce i staniku. 45 - Nie jesteś sama? - wystraszyła się Julia. - Też coś! Przy gościu, o którym myślisz, biegałabym nago, nie w uniformie - odpowiedziała ze śmiechem. - Klapnij, gdzie ci wygodnie, zaraz będę gotowa. Wyciągnęła z szafy kolorowe łaszki i w wielkim skupieniu zestawiała spódnice z bluzkami, bluzki z żakietami. Przechylała głowę, patrzyła krytycznie i próbowała następnych połączeń. - Kupiłam spódnicę, widziałaś? - pochwaliła się Julia. - Czysta bawełna, żadnych dodatków. Fajna, nie? Wstała z krzesła, żeby zademonstrować uroki nowego nabytku. Karolina słowem nie zdradziła zachwytu. Zerknęła tylko na suto marszczone cudo w kolorze zgniłego buraczka i wróciła do swoich wieszaków. - Nie podoba ci się? - spytała zmartwiona Julia. Przyjaciółka przysiadła na poręczy fotela. Lubiła tak przysiadać czy to na poręczy, czy na biurku