Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
Po paru dniach odwiedziłam je w celi szóstej, aby je rozruszać i otrząsnąć z apatii. Opowiedziałam im różne więzienne kawały i przedstawiłam nasze życie na wesoło. Rozbawiły się do tego stopnia, że na ogólną prośbę urządziły kabaret piosenki. Erykę Fichowską (Ścięta z wyroku sądu wojskowego w końcu 1941 w Poznaniu) zabrano w nocy na przesłuchanie. Chociaż więźniowie jeżdżą normalnie dwa razy dziennie specjalną karetką, sprawę Eryki prowadzi sąd wojskowy. Zakuwają ją w kajdanki i przesłuchują w nocy we własnym areszcie. Kwiecień 1941 Pawiak Z odwiedzeniem Irki w szpitalu mam coraz więcej trudności. Pomijając strażniczki, złapała mnie tam dwa razy sama komisarka, która wiedziała o naszej izolacji. Nie pomogły tłumaczenia, że muszę dostarczać siostrze produkty i czasem coś ugotować. Łamiąc izolację ryzykuję sama i narażam innych. Ponieważ "De wołowa" złapał już mnie tam parokrotnie, musiałam za wszelką cenę unikać z nim spotkania. Wyszła z tego straszliwa awantura. Spokojnie malowałam karty siedząc na łóżku Irki, kiedy przybiegła Helenka i ostrzegła: - "De wołowa" idzie! Dałam dęba i zamknęłam się w łazience, aby uciekając do celi nie spotkać się z nim nos w nos. "De wołowa" wpadł na salę i spytał o mnie. Kiedy usłyszał, że mnie nie ma, wrzasnął wściekły: - In der Zelle ist sie auch nicht! - i wybiegł trzasnąwszy drzwiami. Sytuacja była beznadziejna. Wiedziałam, że będzie szukał wszędzie. Wyskoczyłam z zagrożonego terenu szpitalnego i słysząc, że schodzi na oddział II, ukryłam się w "kąciku" na oddziale III. W samą porę. "Wołowy" po sprawdzeniu jeszcze raz celi, wrócił na dokładne poszukiwanie w szpitalu. Skorzystałam z tego i szybko powróciłam do celi. Powitano mnie okrzykami: - Gdzie byłaś? "Wołowy" szuka cię po całym więzieniu. Chowaj się, bo cię zabije. - Dałam nura pod pryczę. Kiedy znów przyleciał pytając, czy wróciłam, demonstracyjnie wygramoliłam się spod pryczy i spytałam, o co mu chodzi. Wpadł w szał. Z nabiegłymi krwią oczyma ciskał przekleństwa przez parę minut. Gdy na moment przerwał ten potok, oznajmiłam spokojnie, że nic nie rozumiałam. Zrobił się purpurowy ze złości i poleciał po tłumaczkę. Usłyszałam, że kpię z niego i z więzienia, że jestem bezczelna i że on się postara, abym na krok z celi nie wyszła, a z wolnością mogę się pożegnać. Urwały się wizyty w szpitalu i roznoszenie grypsów po oddziałach. Od tej pory "Wołowy" każdy dyżur zaczyna od sprawdzenia, czy jestem w celi. A z konieczności zaczęłam chodzić dobrowolnie do kartoflarni albo do pralni. Zamiast siedzenia bez ruchu, przynajmniej trochę urozmaicenia i okazja do zobaczenia kogoś ze znajomych i przekazania wieści i listów. Raz spotkałam ogolonego na pałę Sawana niosącego worki z bielizną. Gdy udało mi się dobrnąć do celi artystek, Lidia Wysocka była uradowana wiadomością i wypytywała o każdy szczegół jego wyglądu. Oczywiście usłyszała same zachwyty. Przeżyłyśmy koszmarną noc czwartego kwietnia. Już od wieczora zapanował niepokojący ruch. Wszędzie mówiono o kolosalnym transporcie. Na męskich oddziałach w pośpiechu wywołano mężczyzn i ustawiano czwórkami na podwórzu. O dziesiątej pod więzienie podjechały sznury autobusów. Rozpoczęło się ładowanie. Gestapowcy popychali, kopali i bili kolbami. Stałam na poręczy krzesła 3 godziny, aby widzieć przez okna, co się dzieje na ulicy. Napchane więźniami samochody odjeżdżały kolejno w ciemną noc. Wstrząsające wrażenie! Ogolone głowy, smutne twarze i skute kajdankami ręce. Żandarmi z karabinami stali przy drzwiach każdego wozu, a inni eskortowali na motorach. Jednostajny warkot i wrzask komenderujących Niemców akompaniował temu tragicznemu pochodowi. Trwało to do trzeciej rano. Nazajutrz dowiedziałam się, że wywieziono tym transportem Jasia Dangla i Ubyszewskiego (Zginął w Gross-Rosen) z naszej sprawy, Jaracza i Sawana ze sprawy Igo Syma. Ogólnie zabrano do Oświęcimia 1000 ludzi. Wielkanoc. Świąteczny nastrój, przyszły paczki z domu. W szpitalu w łazience urządziłyśmy ucztę. Zaprosiłyśmy Erykę, Danusię i Halszkę (Danielewicz, rozstrzelana w 1942 w Magdalence)
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- W chwili kiedy krewny, przybyBy na widzenie z wizniem, znajdzie si ju| w siedzibie Trzeciego OddziaBu, sprawujcego piecz nad danym obozem, musi podpisa zobowizanie, |e po powrocie do miejsca zamieszkania nie zdradzi si ani jednym sBowem z tym, co przez druty nawet dojrzaB po tamtej stronie wolno[ci; podobne zobowizanie podpisuje wizieD wezwany na widzenie, zarczajc tym razem ju| pod grozb najwy|szych mier nakazanija (a| do kary [mierci wBcznie) |e nie bdzie w rozmowie poruszaB tematów zwizanych z warunkami |ycia jego i innych wizniów w obozie
- Siedział przy trupie i myślał — myślał bardzo intensywnie, myślał zupełnie nowymi myślami...
- W pokoju między gabinetem dowódcy, a pokojem dyżurnego oficera, na fotelu, gdzie przed dwoma godzinami siedział Gódeler, siadł Bartha...
- Wyznał mi, że widział na własne oczy łzy Matki Boskiej, a na zakończenie dodał: «Uklęknąłem i długo modliłem się również i za ciebie, który tak bardzo kochasz Ojca Pio i...
- Najczęściej wtedy, gdy bardzo długo pracuje nad celem i nagle pojawia się w jego świadomości coś takiego, że wie wszystko, co można wiedzieć o danym celu...
- Bylisia długo się namyślała, co z tym zrobić, a w końcu powiedziała panu, że pani całe dopołudnia siedzi zawsze u grobu...
- Siedzi gdzieś w okolicach Bielańskiej, mieli już kilka ciężkich starć, ale jest zdania, że fason trzeba trzymać...
- Jedyna zaś pomylona istota z całej trójki siedziała w kącie celi cichutko jak szara myszka...
- Zai im zdążyła zająć się czymkolwiek, w ogrodzienaprzei iwko zaczęły siędziać dziwne rzeczy...
- Jak długo ma łubki na ręce? Zinsser spojrzał na towarzysza, a ten odrzekł: — Około osiemnastu godzin...