Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
A gazety nie dały o niej, oczywiście, nawet wzmianki. Ale my, socjaliści, wiemy o tym prawie. Pisaliśmy o nim w naszych gazetach. Tylko że wy naszych gazet nigdy nie czytacie. — Ja natomiast dalej twierdzę, że pan to wszystko zmyślił — upierał się Calvin. — Kraj nigdy by nie pozwolił na coś podobnego. — A jednak pozwolił — odparł Ernest. — Jeśli zaś zmyślam — tu wydobył z kieszeni małą broszurę — powiedzcie, czy to ma wygląd zmyślony? Otworzył książeczkę i zaczął czytać: — Artykuł pierwszy: Niniejszym stanowi się itd. itd., że milicja składać się będzie ze wszystkich zdolnych do służby obywateli płci męskiej z odnośnych stanów i terytoriów oraz okręgu Kolumbia w wieku od lat osiemnastu do czterdziestu pięciu. — Artykuł siódmy: Oficer lub szeregowy — zapamiętajcie sobie artykuł pierwszy, panowie, (bo na jego mocy wszyscy jesteście szeregowymi — oficer lub szeregowiec milicji, który odmówiłby lub zaniedbał stawiennictwa w trybie przepisanym przed wyznaczoną do tego władzą, będzie postawiony przed sądem wojskowym i ukarany zgodnie z orzeczeniem sądu. Artykuł ósmy: Sądy wojskowe rozpatrujące sprawy oficerów i szeregowych milicji składać się będą wyłącznie z oficerów milicji. Artykuł dziewiąty: Milicja powołana do czynnej służby podlegać będzie tym samym przepisom i regulaminom wojskowym co armia regularna Stanów Zjednoczonych. Tak to wygląda, panowie obywatele Ameryki oraz milicjanci. Od dziewięciu lat my, socjaliści, byliśmy przekonani, że ta ustawa wymierzona jest przeciw robotnikom. Ale jak się zdaje, jest wymierzona także i przeciw wam. W czasie krótkiej dyskusji, na jaką pozwolono, kongresman Wiley powiedział, że ta ustawa „tworzy rezerwową siłę, aby wziąć tłum za łeb" — wy jesteście tym tłumem, panowie — ,,i chronić za wszelką cenę życie, wolność i własność". Więc jeśli nadejdzie czas, gdy powstaniecie, by przeciwstawić się siłą, pamiętajcie, że powstaniecie przeciw własności trustów i przeciw wolności wyciskania z was zysków, zagwarantowanej trustom przez prawo. Tak więc wyrwano wam kły i przycięto pazury, panowie. I w dniu kiedy powstaniecie do walki, pozbawieni pazurów i kłów, będziecie tak nieszkodliwi jak armia mięczaków. — Nie wierzę temu! — zawołał Kowalt. — Nie ma takiego prawa. To kaczka puszczona przez was, socjalistów. — Ustawę wniesiono w Izbie Reprezentantów 30 lipca 1902 roku — odrzekł Ernest. — Wniósł ją kongresman Dick z Ohio. Przyjęta została bez zwłoki i uchwalona jednogłośnie przez Senat 14 stycznia 1903 roku. Po tygodniu zaś uzyskała podpis prezydenta Stanów Zjednoczonych. ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY MATEMATYKA SNÓW Wśród powszechnego zdumienia, wywołanego tymi rewelacjami, Ernest zaczął znów mówić. — Kilku z panów wyraziło się dzisiaj, że socjalizm jest niemożliwością. Dowodziliście owej niemożliwości, a więc teraz pozwólcie mi wykazać nieuchronny bieg rzeczy. A nieuchronne jest nie tylko to, że przeminiecie wy, drobni kapitaliści, lecz że przeminą. także kapitaliści wielcy, podobnie jak trusty. Pamiętajcie, że nurt ewolucji nigdy nie płynie wstecz. Płynie naprzód, płynie od konkurencja do połączonych grup, od małych połączeń, do wielkich, od wielkich do olbrzymich, aż wreszcie wpływa w socjalizm, który jest zjednoczeniem najbardziej gigantycznym ze wszystkich. Powiecie, że śnię na jawie. Pięknie. Ja zaś wyłożę wam matematykę moich snów. I z góry wzywam każdego z was, by wykazał, czy w tej matematyce są błędy. Dowiodę nieuchronności załamania się ustroju kapitalistycznego i wykażę matematycznie, dlaczego się musi załamać. Bądźcie tylko cierpliwi, jeśli początkowo to, co powiem, wyda się wam dziwaczne. Zacznijmy od zbadania jakiegoś określonego procesu przemysłowego. I proszę was, przerwijcie mi, jeżeli powiem coś, z czym się nie zgadzacie. Weźmy na przykład fabrykę obuwia. Fabryka ta przerabia skórę na obuwie. Przypuśćmy, że mamy skórę wartości stu dolarów. Przerabia się ją w fabryce na buty, które są warte, załóżmy, dwieście dolarów. Co się tu stało? Do wartości skóry przybyło sto dolarów. Skąd ten przybytek? Zobaczmy. Ta dodatkowa wartość stu dolarów powstała dzięki kapitałowi i pracy. Kapitał dał fabrykę, maszyny i pokrył wszystkie wydatki. Pracy dostarczył robotnik. Wspólnym wysiłkiem kapitału i robotnika powstała dodatkowa wartość stu dolarów. Czy zgadzacie się z tym? Zebrani wokół stołu zgodnie przytaknęli. — Po wytworzeniu owych stu dolarów robotnicy i kapitał przystępują do ich podziału. Statystyki tego podziału są niedokładne, więc dla uproszczenia weźmiemy liczby przybliżone. Powiedzmy, że kapitał zabiera jako swój udział pięćdziesiąt dolarów, a udział robotników wynosi w formie płac drugie pięćdziesiąt dolarów. Nie będziemy wnikali w spory dotyczące podziału. Bez względu na ostrość sporów podział w tym czy innym stosunku dochodzi do skutku. A proszę zwrócić uwagę, że wszystko, co mówimy ó tym jednym przemyśle, odnosi się równie dobrze do pozostałych. Czy zgadzacie się ze mną? Goście skinęli głowami. — Przypuśćmy jednak, że robotnicy po otrzymaniu swoich pięćdziesięciu dolarów chcieliby buty odkupić. Mogliby odkupić, rzecz jasna, tylko ich część, wartą pięćdziesiąt dolarów. To chyba także jest jasne, prawda? A teraz przejdziemy od jednego przemysłu do łącznej produkcji przemysłowej w Stanach Zjednoczonych. Obejmie to i surowce, i transport, sprzedaż, słowem, wszystko. Powiedzmy dla zaokrąglenia, że łączna produkcja dóbr w Stanach Zjednoczonych przedstawia roczną wartość czterech miliardów dolarów. A w takim razie robotnicy otrzymali w tym samym okresie dwa miliardy dolarów płacy. Wytworzono dobra wartości czterech miliardów. A ile z tego świat pracy może odkupić? Za dwa miliardy. To chyba jest bezsporne. Bo moje obliczenia procentów są właściwie aż nadto umiarkowane. Kapitał ma przecież tysiące sposobów, by robotnicy nie mogli odkupić nawet połowy ogólnej ilości produktów. Ale do rzeczy. Przyjmujemy więc, że świat pracy może nabyć wyrobów za dwa miliardy. A tym samym może ich, oczywiście, spożyć też tylko za dwa miliardy. Czyli że pozostają jeszcze dwa miliardy, których robotnicy nie mogą ani odzyskać, ani spożytkować. — Świat pracy nie może spożyć nawet swoich własnych dwóch miliardów — wtrącił Kowalt — bo inaczej nie miałby żadnych depozytów w kasach oszczędnościowych. — To, co świat pracy złożył w kasach oszczędnościowych, stanowi tylko rodzaj rezerwy zużywanej równie szybko, jak się gromadzi. Są to oszczędności odkładane na starość, na wypadek choroby i niezdolności do pracy, a wreszcie na pogrzeb. Oszczędności w kasach to po prostu odłożony na półkę kawałek chleba, który będzie zjedzony jutro. Tak że świat pracy. zużywa właściwie cały swój udział w wartości wspólnej produkcji
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Nowy hetman przyspieszyB prace nad budow przepraw przez Plaszówk, którymi chciaB wyprowadzi wojsko z okr|enia, uderzy na oddziaBy LanckoroDskiego i stworzy w ten sposób mo|liwo[ wycofania si reszty powstaDców
- Po chwili mBody, kobiecy gBos przemówiB do niego dobr ruszczyzn, chyba z moskiewskim akcentem, cho Ryszard nie uwa|aB si za eksperta w dziedzinie wymowy i regionalizmów: Przepraszam, czy zechciaBby pan powtórzy swoje nazwisko? Ryszard zastosowaB si do pro[by
- Właściwa nazwa pojawiła się po ich trzeciej akcji, jaką przeprowadzili w ciągu dziewięciu miesięcy działania, kiedy to we Włoszech przeniknęli do wnętrza oddziału...
- Brałem jednak udział w konferencji, ponieważ przeprowadzenie natarcia wymagało opóźnienia zaplanowanego transportu morskiego niektórych barek desantowych do Anglii...
- We wrześniu tegoż roku opuściła dom Brighamów w Motton i przeprowadziła się do małego mieszkanka w centrum Chamberlain...
- Kiedy więc Królik zbliżył się do niej, odezwała się cichym i nieśmiałym głosikiem: - Przepraszam pana...
- Dy Joal, który zdążał do ibrańskiej granicy sam i w wielkim pośpiechu, zebrał ich w mieście leżącym u stóp tych gór, gdzie zarabiali na marny żywot, raz eskortując...
- Likwidację autonomii szkół wyższych przeprowadzono już jesienią 1947 roku...
- - Przepraszam, że postąpiłem jak egoista i ukradłem cimatkę, ale potrzebowała pewnej odmiany...
- Nie tylko rozwody, także i przeprowadzki źle robią książkom...