Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Ślub Margaret Brigham i Ralpha White'a odbył się 23 marca 1962 roku. Trzeciego kwietnia karetka pogotowia zabrała Margaret White do szpitala w Westover. - Nie, nigdy nam nie powiedziała, co jej było - mówi Harold Alison. - Kiedy jedyny raz poszliśmy ją odwiedzić w szpitalu, oświadczyła nam, że chociaż się pobraliśmy, to i tak żyjąc ze sobą popełniamy cudzołóstwo i będziemy smażyć się w piekle za grzechy. Powiedziała, że Bóg napiętnował nasze czoła niewidzialnym stygmatem hańby, ale ona i tak go widzi. Zachowywała się jak wariatka. Matka próbowała ją uspokoić. Chciała się dowiedzieć, na co jest chora. Wtedy Margaret wpadła w histerię i zaczęła bredzić, że anioł z mieczem ognistym będzie chodził po parkingach moteli i zabijał grzeszników. Więc wyszliśmy. Jednakże Judith Alison domyślała się, dlaczego jej córka leży w szpitalu. Uważała, że Margaret miała poronienie. Gdyby tak było rzeczywiście, dziecko musiałoby być poczęte przed ślubem. Potwierdzenie tego faktu mogłoby stanowić interesujący przyczynek do tego, co już wiemy o charakterze matki Carrie. W swoim długim i dość histerycznym liście do matki, datowanym 19 sierpnia 1962 roku, Margaret pisała, że ona i Ralph żyją w czystości, powstrzymując się od "grzechu stosunku płciowego". Nalegała, żeby Harold i Judith Alisonowie również tak postępowali, a przede wszystkim żeby zamknęli bar, który stanowi "gniazdo rozpusty". "Tylko wtedy - ostrzegała w zakończeniu swojego listu - ty i ten mężczyzna zdołacie uniknąć (sic) kary boskiej. Ralph i ja, tak jak Maria i Józef, nigdy nie poznamy i nie splugawimy (sic) nawzajem swoich ciał. Co do reszty, zdajemy się na Boską Opatrzność". Oczywiście z kalendarza wynika, że Carrie została poczęta nieco później tego samego roku... Dziewczęta w milczeniu przebierały się na pierwszą poniedziałkową lekcję gimnastyki. Tym razem nikt się nie wygłupiał i nie wrzeszczał. Nikt też się nie zdziwił, kiedy w drzwiach stanęła nagle panna Desjardin. Jak zwykle, srebrny gwizdek dyndał jej między małymi piersiami, a jeśli nawet miała na sobie te same szorty co w piątek, to nie został na nich żaden najmniejszy ślad krwi Carrie. Dziewczęta dalej przebierały się w ponurej ciszy, starając się na nią nie patrzeć. - Chyba w tym roku zdajecie maturę? - odezwała się cicho panna Desjardin. - Kiedy to ma być? Za miesiąc? A jeszcze przedtem mamy wiosenny bal. Założę się, że większość z was ma już partnerów i sukienki. Sue, ty na pewno idziesz z Tommym Rossem. Helen z Royem Evartsem. Chris z pewnością będzie mogła przyprowadzić swojego kawalera. Kto jest tym szczęściarzem? - Billy Nolan - odparła Chris ponuro. - Cóż, chłopak ma szczęście - powiedziała panna Desjardin. - Co zamierzasz mu ofiarować na pamiątkę tego spotkania, Chris? Zakrwawiony tampon? A może trochę używanego papieru toaletowego? Zdaje się, że ostatnio kolekcjonujesz takie przedmioty? Chris poczerwieniała. - Wychodzę. Nie muszę to wysłuchiwać. Przez cały weekend panna Desjardin nie mogła się pozbyć sprzed oczu obrazu zabeczanej, rozhisteryzowanej Carrie. Wciąż widziała ten tampon, który utkwił w jej włosach łonowych - i wciąż na nowo przeżywała swoją wściekłość i wstyd. Więc teraz, kiedy Chris chciała wybiec z szatni, panna Desjardin pchnęła ją na rząd obdrapanych szafek, pomalowanych na kolor zgniłej zieleni. Zaskoczona Chris popatrzyła na nią z niedowierzaniem. Potem na jej twarzy pojawił się wyraz morderczej furii. - Nie wolno pani nas bić! - wrzasnęła. - Za to się idzie do więzienia! Przekonasz się o tym, ty dziwko! Pozostałe dziewczęta drgnęły, spuściły oczy i wbiły wzrok w podłogę. Sprawy zaszły trochę za daleko. Sue kątem oka dostrzegła, że Fern i Donna Thibodeau trzymają palce. - Wszystko mi jedno, Hargensen - oświadczyła panna Desjardin. - Jeśli myślisz... jeśli którakolwiek z was myśli, że przemawiam ze stanowiska nauczycielki, to bardzo się mylicie. Chcę tylko wam powiedzieć, że to, co zrobiłyście w piątek, to zwykłe świństwo. Zwykłe, parszywe świństwo. Chris Hargensen wpatrywała się w podłogę z drwiącym wyrazem twarzy. Pozostałe dziewczęta starannie omijały wzrokiem twarz nauczycielki