Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
Powstrzymał ich dopiero widok błyszczących mieczy nad wygolonymi głowami mnichów. - Nie pozwól im się zbliżyć - warknął Shef do opata. - Wypuszczę połowę twoich braciszków, gdy tylko wejdziemy na pokład. Ty i reszta zostaniecie z nami jeszcze przez moment. - Jak rozumiem to oznacza, że stracimy konie - ode- zwał się Guthmund ponuro. - Ukradłeś je. Możesz ukraść sobie nowe. Tak więc o zmroku wpłynęliśmy na wiosłach do zatoki Humberu, dobiliśmy do brzegu na noc, kiedy byliśmy już pewni, że nikt nas nie śledzi, a rano powiosłowaliśmy w górę rzeki. Razem z łupem. - Ile tego jest? - zapytał Brand, siedząc wraz z innymi członkami zgromadzonej naprędce rady. - Już zważyłem - odparł Thorvin. - Naczynia, świeczniki, te małe pudełeczka, w których chrześcijanie trzymają palce swoich świętych, kielich na kawałki ciasta, które nazywają ciałem swego Boga, puszki, w których palą kadzidło a także sporo monet. Sądziłem, że mnichom nic nie wolno posiadać na własność, ale Guthmund mówi, że kiedy się dobrze potrząśnie, z każdego habitu wypadnie sakiewka. W każdym razie po podziale z rybakami zostały nam dziewięćdziesiąt dwa funty srebra. No i jeszcze złoto. Korona, którą zdjęliście z posągu Chrystusa, była szczeroz- łota, i dość ciężka. Tak samo kilka talerzy. To daje dodatkowo czternaście funtów. A ponieważ złoto jest osiem razy cenniejsze od srebra, razem mamy dwieście cztery funty. - Dwieście cztery - powtórzył Brand w zamyśle- niu. - Trzeba będzie podzielić to między załogi i pozwolić im dokonać własnego podziału. - Nie - odezwał się Shef. - "Nie" wydaje się ostatnio twoim ulubionym sło- wem - zauważył Brand. - To dlatego, że ja, w przeciwieństwie do innych, wiem co robić. Nie wolno nam dzielić tych pieniędzy. To będzie wojenny skarbiec armii. Dlatego zorganizowałem tę wyprawę. Gdybyśmy dokonali podziału, wszyscy byliby odrobinę bogatsi. A ja chcę ich użyć, żeby wszyscy stali się dużo bogatsi. - Skoro tak to ujmujesz, sądzę, że armia nie wyrazi sprzeciwu - powiedział Thorvin. - W porządku. Osta- tecznie sam zdobyłeś te pieniądze. Ale jak chcesz sprawić, żebyśmy się wszyscy wzbogacili? Shef wyciągnął spod tuniki mapę, którą zdjął ze ściany katedry. - Spójrzcie - powiedział. Kilkanaście głów pochyliło się nad welinową kartą. Twarze wyrażające rozmaite stopnie zdumienia wpatrywały się w nakreślone tuszem znaczki. - Czy umiecie czytać takie pismo? - zapytał chłopak. - Tu, w środku - odezwał się Skaldfinn, kapłan Heimdalla - nad tym małym obrazkiem, jest napis: "Hierusalem". To święte miasto chrześcijan. - Kłamstwo, jak zwykle - skomentował Thorvin. - Ta czarna plama ma przedstawiać Ocean, wielkie morze otaczające całą Mithgarth, ziemię. Chcą nam wmówić, że ich święte miasto znajduje się w centrum świata. Bardzo typowe. - Rozejrzyjmy się po brzegach - zagrzmiał Brand. - Zobaczmy, co znaki mówią o miejscach, które znamy. Jeśli kłamią na ich temat, możemy sądzić, że cała reszta też jest kłamstwem, jak mówi Thorvin. - Dacia et Gothis - przeczytał Skaldfln. - Gocja. To ten kraj na południe od Szwecji. Chyba że chodziło im o Gotlandię. Ale Gotlandia jest wyspą, a to tutaj jest zaznaczone jako stały ląd. Zaś tuż obok napisano: "Buł- garia". Rada wybuchnęła gromkim śmiechem. - Bułgarowie są wrogami cesarza Greków - odezwał się Brand. - Podróż z kraju Gotów do Bułgarów zajmuje co najmniej dwa miesiące. - Po drugiej stronie Gocji jest napisane: "Slesvic". No, w tym przynajmniej nie ma nic niejasnego. Wszyscy znamy Szlezwik zamieszkany przez Duńczyków. A te małe literki głoszą: Hic abundanł leones. To znaczy: "Tu jest wiele lwów". Kolejny ryk śmiechu. - Wiele razy byłem na rynku w Szlezwiku - rzekł Brand. - I rzeczywiście spotkałem człowieka, który opo- wiadał o lwach. Lwy wyglądają jak wielkie koty, a żyją w gorącym kraju daleko na południu. W Szlezwiku nigdy nie było lwów, zwłaszcza wielu. Straciłeś tylko czas przy- nosząc nam tę - jak jej tam? - tę mappa. To czysty nonsens, jak wszystko, co chrześcijanie uważają za mądrość. Shef wodził palcem po welinie, mrucząc pod nosem litery, których z takim trudem usiłował go wyuczyć ojciec Andreas. - Tu jest jakiś napis po angielsku - powiedział. - Dopisany inną ręką. Mówi on: "Suth-Bryttas", co znaczy "południowi Brytowie". - To ma oznaczać Bretończyków - odezwał się Brand. - Mieszkają na dużym półwyspie po drugiej stronie Kanału. - A więc nie wszystko jest kłamstwem. Można znaleźć prawdę na mapie. O ile się ją tam umieści. - Nadal nie rozumiem, jak to ma nas wzbogacić - odparł Brand. - Od tego przecież zaczęliśmy rozmowę. - Ta mapa nas nie wzbogaci. - Shef zwinął welin, odrzucił go na bok. - Ale sama jej idea może to zrobić. Musimy znać więcej ważnych rzeczy. Przecież gdybyśmy nie wiedzieli, gdzie jest Riccall, tego dnia podczas zawiei, moglibyśmy zamarznąć albo dać się wyrżnąć co do nogi. Kiedy wyruszałem do Beverley znałem kierunek, ale bez przewodnika nigdy nie trafiłbym do katedry. Bridlington zaś i człowieka, który wyprowadził nas z pułapki, odnalazłem tylko dzięki temu, że byłem tam już wcześniej. Rozumiecie, o co mi chodzi? Posiedliśmy mnóstwo wiedzy, ale jesteśmy zależni od ludzi. Nie ma takiego człowieka, który umiałby odpowiedzieć na wszystkie pytania. Na mapie można umieś- cić mądrość wielu osób. Gdybyśmy ją mieli, moglibyśmy odnaleźć drogę do miejsc, w których nas nigdy nie było. Potrafilibyśmy określić kierunek, zmierzyć odległość. - Dobrze więc, sporządzimy sobie taką mappa - po- wiedział Brand stanowczo. - A teraz przejdź wreszcie do tego bogactwa. - Posiadamy jeszcze jedną cenną rzecz - zaczął Shef. - A tej nie dostaliśmy od chrześcijan. Thorvin wam opowie. Kupiłem ją sam. Od Munina, kruka Odyna. Okupiłem ją bólem. Pokaż im, Thorvinie. Thomn wyjął spod tuniki małą, kwadratową deszczuł- kę. Widniały na niej szeregi runicznych liter, wydrapanych nożem i zabarwionych czerwoną farbą. - To jest zagadka. Ten, kto ją rozwiąże, odnajdzie skarb Raedwalda, króla East Anglii. Tego właśnie szukał Ivar zeszłej jesieni. Ale król Edmund zabrał tajemnicę do grobu. - Królewski skarb - zamyślił się Brand. - To mogłoby być warte zachodu. Więc najpierw rozwiążmy zagadkę
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Dorota Turska UMCS, Lublin Wspieranie rodzin dzieci zdolnych — przykładowe doświadczenia angielskie Program XXIX Zjazdu Naukowego PTP (Gdańsk, wrzesień 1996)...
- Quinlan dorzucił: - To był stary pistolet Roth-Steyr, najprawdopodobniej kupiony przez twojego ojca od jakiegoś dawnego angielskiego żołnierza, uczestnika...
- Chcąc sprecyzować tę niezwykłą właściwość dzieła sztuki należy zwrócićW^^ge na fakt, że człowiek posiada swój własny sposób percypowania rze^wistości, który różni go od...
- Z tej samej przyczyny, dla której porucznik Timoszenko tak świetnie mówi po angielsku: Pogodin pełni misję szpiegowską...
- Teraz zaczB energicznie uczy si innych jzyków, przede wszystkim niemieckiego i angielskiego
- Zadumała się nad dziełem Modiglianiego i nie zauważyła, kiedy otworzyły się drzwi i stanął w nich wysoki, przystojny i elegancki pięćdziesięciolatek, który przyglądał jej...
- Otóż ów pisarz po to, aby ocalić tradycyjny, przedatomowy schemat wartościowania, nie chcąc — w pseudorealistycznym utworze — samego Pana Boga fatygować na spopieloną...
- - Idziecie jutro na szczyt? - zapytał po angielsku...
- Trudno uwierzyć, że kawałek papieru może przetrwać wiele tygodni w morzu i ponad wiek w lodzie! - Przeciągnął ręką po czole...
- Musimy za wszelką cenę pokonać te trudne pięćdziesiąt metrów, zanim uniemożliwi nam to śnieg...