Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Ona jednak nie potrafi wyjaśnić mi więcej... Gdybym umiała się kontrolować i czynić jak Mojżesz: zakryć twarz zasłoną... 47. OPĘTANI Z GERAZY [por. Mt 8,28-34; Mk 5,1-20; Łk 8,26-39] Napisane 30 stycznia 1944. A 5303-5314 Po przemierzeniu jeziora, z północnego zachodu na południowy wschód, Jezus prosi Piotra, żeby Go wysadził blisko Hipposu. Piotr wykonuje polecenie bez dyskutowania. Płynie łodzią do wylotu rzeczki, którą niedawna gwałtowna wiosenna ulewa napełniła wodą i błotem. Wpada ona do jeziora przez cieśninę chropowatą i skalistą. Cały brzeg jest w tym miejscu taki. Pomocnicy zabezpieczają łodzie. Na każdej z nich jest jeden. Mają czekać do wieczora, aby powrócić do Kafarnaum. «Bądźcie jak ryby, gdy ktoś was będzie pytał – radzi Piotr. –Temu, kto was zapyta, gdzie jest Nauczyciel, odpowiedzcie bez wahania, że nie wiecie. Temu, kto będzie chciał wiedzieć, w jakim poszedł kierunku – tak samo. To wszystko jest prawdą: nie wiecie tego.» Rozstają się i Jezus rozpoczyna wspinaczkę stromą ścieżką, która pnie się po skale prawie pionowo. Apostołowie idą za Nim aż do szczytu uciążliwą drogą, która staje się łagodniejsza na płaskowyżu obsianym dębami, pod którymi pasą się liczne świnie. «Śmierdzące zwierzęta! – wykrzykuje Bartłomiej. – Przeszkadzają nam przejść.» «Nie. Nie przeszkadzają nam. Jest dosyć miejsca dla wszystkich» – odpowiada spokojnie Jezus. Pasterze, widząc Izraelitów, usiłują zgromadzić świnie pod dębami, pozostawiając ścieżkę wolną. Apostołowie przechodzą, robiąc tysiące grymasów z powodu nieczystości pozostawionych przez zwierzęta. Te ryją i chrząkają – tłuste, a wciąż szukające jeszcze większej otyłości. Jezus przeszedł bez podobnych reakcji. Mówi do czuwających nad stadem: «Niech Bóg was wynagrodzi za waszą grzeczność.» Pasterze – biedni ludzie, niewiele mniej ubrudzeni od świń, za to w przeciwieństwie do nich nieskończenie bardziej chudzi – patrzą na Niego zaskoczeni, a potem szepczą jeden do drugiego. Jeden mówi: «Czyżby to nie był Izraelita?» Na to inni odpowiadają: «Nie widzisz, że ma frędzle u szaty?» Apostołowie, kiedy już mogą iść dalej w grupie, gromadzą się na polnej, dosyć szerokiej drodze. Krajobraz jest przepiękny. Miejsce wznosi się zaledwie o kilkadziesiąt metrów ponad jezioro, a panuje już nad całym zwierciadłem wodnym i miejscowościami rozproszonymi na brzegach. Tyberiada lśni pięknymi budowlami naprzeciw miejsca, gdzie stoją apostołowie. Poniżej, u stóp podwodnej bazaltowej skały, mała plaża wydaje się poduszką z zieleni. Tymczasem na przeciwległym brzegu od [strony] Tyberiady, u ujścia Jordanu, równina jest raczej rozległa i podmokła z powodu wód rzeki. Wydaje się ona zwalniać tu bieg, by podjąć go po zatrzymaniu się na spokojnym jeziorze. Równina obfituje w różnorodne trawy i krzewy miejsc bogatych w wodę i tak napełnia ją wodne ptactwo o intensywnych kolorach, jakby to były rozrzucone klejnoty. Miejsce to wygląda jak ogród. Ptaki podrywają się z gęstych traw i trzcinowych zarośli. Lecą nad jezioro, zanurzają się, aby wyłowić z wody rybkę. Potem wzlatują, błyszcząc jeszcze bardziej z powodu wody, która ożywiła kolory piór, i powracają w kierunku ukwieconej równiny, na której wiatr bawi się zmieniając ich kolory. Tutaj znajdują się skupiska bardzo wysokich dębów, pod którymi trawa jest giętka i szmaragdowa. Poza tym skrawkiem lasu wzniesienie ponownie pnie się w górę, za wąwozem, tworząc stromy skalisty czubek, na którym umieszczone są domy, zbudowane na skalnych tarasach. Sądzę, że góra stanowi jedną całość z budowlami, udzielając swoich pieczar na mieszkania. Jest to więc mieszanina osady jaskiniowca i zwyczajnego miasta. Charakterystyczne jest tu zbocze pokryte tarasami. Dachy domów usytuowanych poniżej są na wysokości parterowego wejścia domów stopnia położonego wyżej. Tam gdzie góra jest bardziej stroma – stroma do tego stopnia, że nie pozwala na żadne budowanie – znajdują się jaskinie i głębokie szczeliny, spadziste zejścia do doliny. W czasie gwałtownych ulew te pochyłości muszą stawać się dziwacznymi strumyczkami