Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Bardzo się wtedy bali nawet najwięksi zwolennicy takich reform. Tym większa zasługa reformatorów gospodarki. Ale co z przełomem politycznym? Gdy w Polsce zaczynały się tamte wielkie rzeczy, władze NRD domagały się od Michaiła Gorbaczowa, by doprowadził do interwencji w Polsce albo ogłosił jej blokadę gospodarczą. Tak, sytuacja była groźna. Ale niedługo potem była już zupełnie inna. Mur Berliński został rozbity, Nicolae Ceau§escu zosta! rozstrzelany, Vaclav Havel został prezydentem. Historia unieważniła część porozumień, a wyobraźnia polityczna i odwaga polityczna nakazywałyby doprowadzenie do politycznego przełomu. Wtedy potrzebna była inna „gruba kreska", oddzielająca Polskę komunistyczną od wolnej Polski. Tej wyobraźni i odwagi zabrakło. Także woli politycznej, bo próbę rozliczenia zła, czyli próbę zrobienia 47 tego, co zrobiono u naszych południowych i zachodnich sąsiadów, nazwano wtedy zoologicznym antykomuni-zmem. A jak miało być przyśpieszenie, uosabiane przez lidera „Solidarności", to skończyło się wspieraniem lewej nogi. Tak ją wsparto, że Polska do dziś utyka na prawą. Potem była heroiczna walka z wszelkimi próbami przeprowadzenia w Polsce lustracji i dekomunizacji, gra na haki. Pozwolono tkwić w polskim życiu publicznym i w polskiej polityce ludziom, którzy powinni z nich zniknąć na wieki wieków amen. Mało tego, do tego grona dołączyły hordy im podobnych, no bo skoro mogą tamci, to dlaczego nie podobni, tylko trochę młodsi. Ktoś sprawił, że w polskim życiu publicznym znaleźli się Włodzimierz Czarzasty i Robert Kwiatkowski, ktoś był promotorem ich błyskawicznych karier. Chyba że tylko wydawało się, iż to perły, a potem okazało się, że jednak nie perły. Dalszym ciągiem tej drogi było zdemolowanie idei telewizji publicznej, zawężenie przestrzeni publicznej debaty i - bez eufemizmów - ograniczenie wolności słowa. Jedni, których nie rozliczono, cynicznie wkradli się w łaski elektoratu, odwołując się do lęków, frustracji, zawiści i oczywistych w pierwszym okresie polskich przemian trudności. Inni, ci z solidarnościowego pnia, uznali, że dostali od historii mandat i moralne prawo sprawowania władzy, więc jeśli społeczeństwo ich nie popiera, to oznacza, że nie dorosło ono i w związku z tym aż tak bardzo nie należy się nim przejmować. Niestety, zgubne skutki relatywizacji dotknęły też tych, którzy zdawali się mieć patent na moralność. Antykomuniści wykonali ogromną pracę dla skompromitowania polskiej demokracji, pracę może mniej zorganizowaną, ale równie imponującą w skutkach, co działania ich politycznych przeciwników z partii postkomunistycznej. PRL był nie tylko złem, mówią adwokaci ludowej ojczyzny. Na użytek rozważań o upadku etosu i publicznej 48 moralności w Polsce lepiej jednak powiedzieć, że PRL nie był całym złem. Były przecież demoralizujące pokolenia naszych przodków zabory, była okupacja. Tak, ale jednocześnie po długiej nocy zaborów mieliśmy dwudziestoletni czas nobilitacji patriotyzmu, obywatelskich cnót i wierności państwu. Nie ma co tamtego czasu idealizować. W polityce, owszem, było wtedy wiele brudu, był agresywny antysemityzm z ohydnym numerus clausus i z gettem ławkowym, była Bereza, była sterowana demokracja, był dyzmizm. Ale tamto państwo miało swój etos, tamto społeczeństwo miało swój etos. Chyba nie przez przypadek mówi się do dziś o „przedwojennych" nauczycielach, o „przedwojennych" dozorcach. Przed wojną administracja w Polsce była stabilna, sprawna i skuteczna. Przed wojną istniał w Polsce etos służby urzędniczej. Dozorcy robili to, co do nich należy, nauczyciele nie tylko uczyli, ale i wychowywali, poczta działała bez zarzutu, pociągi chodziły jak w zegarku. Z demokracją było krucho, ale była moralność. Może czasem dla dobra państwa jest ona nawet ważniejsza niż demokracja. Widocznie coś pękło dopiero po drugiej wojnie