Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

A poza tym przeszłość Milroya ma tu znacze- nie. On znał Trenta Helmera i brał udział w operacji, która do- prowadziła do rozbicia grupy Iraklis. Kriaras potaknął. - Ale niestety kryjówka, którą wynalazł, okazała się bardzo niepewna. - Nie możesz go winić za to, że ludzie z greckiej służby bez- pieczeństwa wzięli łapówkę i pozwolili więźniowi uciec. - Ja- eger spojrzał na zdziwioną Jane Forster. - Nie wszystko, co pa- ni tu słyszy, jest w aktach. Proszę zachować to dla siebie. Spojrzał na nią wymownie i zwrócił się do Kriarasa: - Podobno pańscy ludzie znaleźli kilku świadków, którzy po- trafią opisać żebraka spod Megaro. Policjant skinął głową. - Mamy go też na obrazie z kamery, ale niewiele widać. Bro- da zasłaniała twarz. - Ale to mógł być ten zabójca Iraklis - powiedział Jaeger. Kriaras wzruszył ramionami. - To mógł być każdy. Oliwne drewienko i oświadczenie, któ- re przysłano do gazety, wskazują, że to on. Musimy go złapać, zanim ten tekst zostanie opublikowany. Minister bardzo naci- ska na wydawcę, żeby to wstrzymać. Jeśli się nie uda, wybuch- nie panika. Bóg wie, kto jest następny na liście. Jaeger zamknął teczkę. - Z mojego doświadczenia wynika, że Bóg w takich opera- cjach nie pomaga. Radziłbym ujawnić treść tego oświadczenia - roześmiał się sucho. - Ale co ja mogę wiedzieć? Jestem zwy- kłym urzędnikiem ambasady. Kriaras poprosił, by natychmiast dano mu znać, jeśli Mavros i Grace Helmer zostaną zlokalizowani, ale jego wyraz twarzy świadczył, że niezbyt liczy w tym względzie na Amerykanów. I na tym spotkanie się zakończyło. Peter Jaeger poszedł do swojego biura, a Jane Forster niemal biegiem podążyła za nim. - Nie wspomniał pan o naszym człowieku Tejrezjaszu - jej południowy akcent zniekształcił to imię niemal nie do po- znania. OSTATNIA CZERWONA ŚMIERĆ PAUL JOHNSTON - Czy pani myśli, że mam zamiar ujawniać Grekom wszystkie nasze atuty? Musi się pani jeszcze sporo uczyć. W Kitta robiło się coraz zimniej, a deszcz padał z każdą chwi- lą gęstszy. Mavros wrócił do samochodu. - Cholera! Czy nie możemy włączyć ogrzewania? Kiedy dzwonił z budki, Grace przesiadła się na fotel kierowcy. - To nic takiego - powiedziała. - U mnie, to dopiero jest zimno o tej porze roku. Lód, śnieg, zamarznięte zamki samochodowe... - Tak, tak - rzucił Mawos, ścierając wodę z głowy. - Tam wszystko jest większe i lepsze, zimy też. - Nawet pogodę masz nam za złe? - Przepraszam. - Mavros starł krople wody ze swojego notesu. -1 czego się dowiedziałeś o Babisie Dimitrakosie? - Jego telefon został odłączony. I nie mieszka tutaj. - Czy to ten? Mavros pokiwał głową. - Chyba tak. Większość ludzi o nazwisku Dimitrakos nie chciało o nim mówić, nawet kiedy powiedziałem, że szukam go, bo wygrał wycieczkę na Seszele. - Bardzo sprytnie. Powiedziałeś „większość ludzi". Czy mam z ciebie wydusić gołymi rękami to, czego się jednak dowiedzia- łeś? - Chwyciła go za nadgarstek i ścisnęła. - To boli! Puść mnie! Jak często ćwiczysz na siłowni? - Jak widać, dostatecznie często - odparła, poluźniając swój uchwyt. - Porozmawiaj ze swoją klientką jak porządny prywat- ny detektyw, dobrze? Mavros dostrzegł przez ścianę deszczu starego człowieka w pelerynie, który prowadził przemokniętego osła dźwigające- go drzewo na opał. - No dobrze. Rozmawiałem zjedna z kuzynek tego faceta. Powiedziała mi, że jest bardzo chory. Dwa miesiące temu miał atak serca. W zeszłym tygodniu wrócił ze szpitala w Ka- lamata i podobno uparł się, żeby wrócić do swojego domu w górskiej wiosce na południu. Nie chciał żadnej pomocy od swoich krewnych. I nie ma już telefonu. Numer w książce jest od lat nieaktualny. 260 OSTATNIA CZERWONA ŚMIERĆ PAUL IOHNST ON - Wiesz, jak się nazywa ta wioska? - zapytała Grace, sięgając po mapę. - Oczywiście. Jestem przecież profesjonalistą. - To mów. - Kainourgia Chora, czyli „Nowa wieś". To podobno jakieś piętnaście kilometrów stąd. Grace przesunęła palcem po mapie. - Jest. Bardzo kręta droga. Mavros spojrzał przez szybę. - Robi się już późno. Kiedy tam dotrzemy, trudno będzie zna- leźć jakiś nocleg. Na końcu półwyspu nie ma wielu hoteli. - Co ty mówisz? Masz zamiar odkładać to do jutra? Chyba nie chcesz dodać sobie dniówki? Czy to jest profesjonalne podejście? - Jezu, daj mi trochę odpocząć - uniósł ręce z rezygnacją. - Górskie drogi nie są łatwe, zwłaszcza przy takiej pogodzie. Popatrzyła na niego i uśmiechnęła się. -W porządku. Możemy skończyć na dzisiaj