Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Była w tym oświadczeniu apodyktyczność -nieunikniona. Kolejny problem polegał na ustaleniu, do jakiej kategorii sygnałów należy "list". Według naszej wiedzy mógł być albo "spisany" w jakimś języku sprawozdawczym, podobnym do naszego, operującym jednostkami znaczącymi, albo stanowić system sygnałów "modelujących" - w rodzaju telewizji, albo wreszcie "receptę produkcyjną", czyli zestaw operacji potrzebnych dla wyprodukowania pewnego obiektu. Nareszcie mógł zawierać list opis takiego obiektu, więc pewnej "rzeczy", w kodzie "akulturowym", to znaczy takim, który odwołuje się wyłącznie do pewnych, dających się wykryć fizykalnie, niezmienników świata natury matematycznego typu. Odrębność tych czterech kategorii możliwych kodów nie jest całkowita. Obraz telewizyjny powstaje przez rzutowanie trójwymiarowych fenomenów na płaszczyznę, z rozdzielczością czasową, odpowiadającą mechanizmom fizjologicznym oka ludzkiego i mózgu. To, co my widzimy na ekranie, nie jest widzialne dla organizmów skądinąd wcale zaawansowanych w ewolucyjnym rozwoju, np. pies nie rozpoznaje w telewizorze (ani na fotografii) psa. Także granica pomiędzy "rzeczą" a "receptą produkcyjną" nie jest ostra. Komórka jajowa jest zarazem "rzeczą", materialnym obiektem i "receptą produkcyjną" ustroju, który się z niej rozwinie. Stosunki zachodzące więc pomiędzy nośnikiem informacji a nią samą mogą być niejednorodne i powikłane. Znając tedy kruchość schematu klasyfikacyjnego, ale nie dysponując niczym lepszym, przystąpiono do prób eliminowania kolejnych jego wariantów. Względnie najłatwiejsze było sprawdzenie "hipotezy telewizyjnej". W swoim czasie cieszyła się ona wielkim powodzeniem i była uznawana za najekonomiczniejszą. W rozmaitych kombinacjach próbowano więc zasilać kineskop telewizyjny sygnałem. Nie uzyskano ani śladu obrazów, cokolwiek przedstawiających człowiekowi, choć nie powstawał też, z drugiej strony, "kompletny chaos". Na białym tle występowały powiększające się, rosnące, zlewające i niknące czarne plamy, przy czym całość sprawiała wrażenie "wrzenia". Gdy sygnał wprowadzono tysiąc razy wolniej, obraz przypominał kolonie bakteryjne w stanie rozprzestrzeniania się, pochłaniania wzajemnego i rozpadu. 'Oko chwytało pewien rytm i regularność procesu, jakkolwiek nic nie mówiącą. Uruchomiono też badania kontrolne, wprowadzając do telewizora zapisy naturalnego szumu neutrino we-go. Powstawał wtedy pozbawiony ośrodków kondensacji bezład trzepotania i migania, zlewający się w jednolitą szarość. Można było myśleć i o tym, że Nadawcy mają inną od naszej telewizję, nie optyczną, ale - na przykład węchową lub węchowo-dotykową. Lecz jeśli nawet byli zbudowani inaczej niż ludzie, nie ulegało wątpliwości, że górują nad nimi wiedzą, musieli więc dysponować także wiadomościami o tym, że nie wolno uzależniać szansy odbioru od tego, czy adresat jest fizjologią swą identyczny z nadawcą. Tak więc i drugi wariant odrzucono. Pierwszy skazywał Projekt na niepowodzenie, bo, jak wspomniałem, bez słownika i składni nie można rozłamać naprawdę "obcego" języka. Pozostawały' dwa ostatnie. Potraktowano je łącznie, ponieważ (i o tym mówiłem) rozróżnienie pomiędzy "rzeczą" a "procesem" jest względne. Aby sprawę obszerną przedstawić zwięźle - Projekt wystartował z tych właśnie pozycji, uzyskał pewne wyniki "materializując" niewielką część "listu", a więc jak gdyby przekładając go skutecznie we fragmentach, lecz potem praca stanęła na martwym .punkcie. \ Zadanie, które mi postawiono, polegało na tym, aby wykryć, czy założenie (list jako "rzecz-proces") jest prawdziwe. Nie wolno mi przy tym było odwoływać się do rezultatów zyskanych dzięki jego przyjęciu, bo byłby to błąd logiczny (błędnego koła). Nie przez złośliwość tedy, lecz właśnie po to, abym się do problemu nie uprzedził stronniczo, na początku przemilczano przede mną wszystkie osiągnięcia. Mogłem bowiem stanowić - w pewnym sensie -r- wyniki "nieporozumienia"