Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Nienawi[? SBowo, tylko sBowo... - To zrozumiaBe - stara si wytBumaczy Lenkiewicz. -ZapamitaBe[ z ICH strony wszystko, co najlepsze. Natomiast ONA wydaje ci si niesprawiedliwa. Ale to nie jest prawdziwa nienawi[, PaweB. Wiem, bo sam kiedy[ nienawidziBem pewnego czBowieka tylko dlatego, |e byB ode mnie lepszy... - ByB lepszy jako pilot? - Tak. Szybowcowy. ChciaBem mu dorówna, nie dawaBem rady. Ambicja poniosBa. WoBaBem, |e miaB lepszy sprzt, warunki, mechaników. A to nieprawda. - I co byBo potem? - ZginB w wypadku samolotowym. Razem z caB zaBog i pasa|erami. Nie byBo w tym cienia jego winy. Zlepy los. Do dzi[ nie mog sobie z tym da rady. A upBynBo ju| wiele lat. - Wic czas nie zawsze jest klejem uniwersalnym? Lenkiewicz [mieje si cicho. Pochyla si przez stolik, dotykajc ramienia chBopca. - Jeste[ wspaniaBym kumplem, PaweB! Bardzo si ciesz, |e ci poznaBem. I chciaBbym cz[ciej si z tob spotyka tak jak dzi[: tylko we dwóch. - A co na to Królik? - Jaki królik? PaweB zachichotaB. UpiB Byk gorzkawego pBynu. - Zuzanna. Tak j przezwaBem. Lenkiewicz pogBadziB brod. Z bliska wida w niej byBo kilka siwych wBosków. - Kobiety s szalenie potrzebne. I kocham je obie. Ale 182 naprawd pogada mo|e tylko m|czyzna z m|czyzn. Wracajc do naszej rozmowy - cignB ustawiajc precyzyjnie na [rodku spodka kruch porcelanow fili|ank. - Je[li o mnie chodzi, mógBbym zaakceptowa wszystkie twoje warunki... - Jest jeszcze jeden, o którym zapomniaBem! - PaweB zagryzB wargi. Kapitan zmarszczyB brwi. - Mno|enie |daD nigdy nie przyniosBo niczego dobrego. Chyba sam to rozumiesz. - Tak, ale... to sprawa przyjazni! Zabieram ze sob Maka. - Tego kota? - Aha. Nie mog go zostawi samego na dziaBce. Zginie marnie. - Babcia... - zaczB Lenkiewicz, ale machnB dBoni. -W porzdku. Spróbuj j przekona do Maka. PaweB -powiedziaB powa|niejc - ale to ju| koniec? - Koniec. - No, to wypijmy za nasze zdrowie! Do dna! Obaj wysczyli resztki zBotawego pBynu, w którym topiBa si gdzie[ na dnie kropla kubaDskiego rumu. - Za nich te|, dobrze? {eby wrócili. Najlepiej z panem! Lenkiewicz przetarB oko. Co[ mu przeszkadzaBo pod powiek. - I |eby nie byBo niedomówieD... kapitan Szczuck te| znam. PaweB zagryzB usta.  Wie wszystko? O ucieczce te|?" - Pana nigdy, no... choby w dzieciDstwie, nie capnli gliniarze? 183 Lenkiewicz wybuchnB [miechem. - Nie mów tak brzydko! Chocia|... w ka|dym kraju [wiata milicja czy te| policja ma swoje specjalne, |argonowe okre[lenia. We Francji s to  fliki", w Londynie nazywaj ich  bobby", a w Ameryce  caps". Ale bez |artów