Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

— Halo! — zawołał. — Halo! — odpowiedziała. ioe nie wiedział, co ma powiedzieć, ale przystanął. — Nie było mnie dłuższy czas w domu, wyjeżdżałam do szkoły zaczęła dziewczynka. po- — Tak? Byłaś w szkole? — Byłam. Ale teraz mam wakacje. Joe pomyślał ze smutkiem o swoich wakacjach. — Nasze wakacje zaczną się dopiero za dwa tygodnie wiedział. I znowu nastąpiła chwila milczenia, potem dziewczynka zap/~ tała: — A jak się czuje Lassie? Joe odpowiedział ciepłym uśmiechem. Rozejrzał się na wszystkie strony, jak gdyby chcąc się upewnić, że nikt ich nie podsłuchuje. — Jeżeli chcesz, możesz przyjść i zobaczyć — rzekł takim tonem, jakby wyświadczał dziewczynce wielką łaskę. Poprowadził ją boczną drogą do małego domku rodziców, gdzie po białej ścianie pięły się róże o soczystych kolorach. Otworzył drzwi. — Mamo! — zawołał. — Przyszła miss Prisciłla, chce zobaczyć Lassie. — Proszę wejść, miss Priscillo — zapraszała matka wygładzając fartuch; potem strzepnęła wyimaginowany pył z białego obrusa na stole. Joe zaprowadził dziewczynkę do chłodnej komory, gdzie w mrocznym kącie stała obszerna, płytka skrzynia. W skrzyni leżała Lassie, a koło niej — siedem śpiących, puszystych kłębus2" ków. — A widzisz — powiedział Joe z dumą. — Umieściliśmy 33 tutaj, bo w psiarni jest zbyt hałaśliwie i to by ją denerwował0-Ona lubi spokój, bo jest psem domowym. Dziewczynka przysiadła obok skrzyni i ostrożnie dotknęła palcem puszystego kłębuszka. Szczeniątka, dopiero co nakarmione przez matkę, dostały czkawki, co w pierwszej chwili wystraszy^0 dziewczynkę. Szybko cofnęła palec. Dzieci roześmiały się. — Czy one są jeszcze ślepe? — zapytała Prisciłla. Joe udzielił dokładnych objaśnień: — Oczywiście nie. Szczeniaki zaczynają widzieć, gdy mają dzie" sieć dni. A te mają już przeszło trzy tygodnie. Nawet potrafią jt biegać, ale wydaje mi się, że najchętniej śpią. j69 3dy Lassie podniosła głowę, uśmiechnął się i pogłaskał ją le. — Ty chyba dobrze znasz się na szczeniakach? — spytała ewczynka, której zaimponowały wyjaśnienia chłopca. — Nie bardzo się znam, ale ona miała już raz młode — odpo-?dział Joe zadowolony z uznania dziewczynki — i dobrze przy-ninam sobie tamte czasy. Dziś jest znowu tak samo jak dawniej nieprawdaż, Lassie? 'ochylił się nad skrzynią i z zadowoleniem przyglądał się szczekom i Lassie. Było teraz znowu jak dawniej. Ostatnio myślał ym często. V gdy dziewczynka odeszła, serdecznie żegnana i zapraszana, f wkrótce znowu zajrzała do małych piesków, Joe ciągle jeszcze ym myślał. Zdawało mu się, że znalazł jakąś prawdę o życiu, >rej będąc małych chłopcem — dotąd nie pojmował. Jyło teraz znowu jak dawniej. A choć mieszkali w innym dom- pod wieloma względami było jednak tak samo jak mniej wię-przed rokiem. 5dy na przykład przy śniadaniu nabierał kopiastą łyżkę cukru owsianych płatków, matka już go nie karciła i nie mówiła: strożnie z cukrem, synku, bo cukier drogi!" Ubo gdy wracał ze świeżego powietrza do domu i przechwalał jaki jest głodny, już nie widział dziwnie wystraszonych oczu tki, lecz jej dobrze znany, serdeczny uśmiech. - O Boże — mówiła — doprawdy, sama nie wiem, jak mam cię mić! Gdzie ty to wszystko pomieścisz, chłopaku? zawsze w jej głosie brzmiała nuta dumy, że jej syn ma taki :tyt. Zupełnie jak dawniej. todzice nie przerywali rozmowy, kiedy Joe wpadał nagle do nu, ich głosy nie podjiosiły się ani nie przycichały w czasie mżących sprzeczek, kiedy chłopiec leżał już w łóżku. Ojciec nie icał znużony, zniechęcony i milczący ani nie przesiadywał przy ninku patrząc godzinami w ogień. 'eraz, gdy jego kroki zachrzęściły na żwirowanej ścieżce, matka wała się z krzesła i wołała z ożywieniem: - Joe, zobacz, to na pewno ojciec wraca! Prędko do roboty! 'otem uwijała się między kuchnią a stołem, wycierała nagrzaną sę do zupy, przesuwała garnki na płycie, a wszystko to ro- biła z takim pośpiechem, jakby życie jej zależało od tego, czy jedzenie będzie gotowe z chwilą pojawienia się męża w drzwiach. Oczekiwała go ze wspartymi na biodrach rękami i wołała: — Spiesz się, Samie, prędko umyj ręce! Dziś mamy na obiad baraninę z kluskami, a z tym długo czekać nie można. Tak, teraz znów było jak za dawnych czasów. Ojciec, siedząc przy stole z głową pochyloną nad talerzem, podnosił oczy i pytał: — A jak sprawował się dziś Joe? Czy dobrze ci poszło z lekcjami w szkole? Dawniej było tak właśnie jak dziś. Potem odmieniło się wszystko. Lecz dziś jest znowu jak dawniej. Co się przyczyniło do tej nagłej zmiany? Joe rozmyślał właśnie o tych sprawach podczas wieczerzy. Potem, gdy matka sprzątała ze stołu, a do izby wsunęła się Lassie, Joe położył się przy niej na dywaniku i głaskał ją. Nagle zaświtało mu coś w głowie, znalazł odpowiedź na swoje pytanie. To było zasługą Lassie! Oczywiście, że jej! Jak długo Lassie była w domu, wszystko działo się jak najlepiej. Z chwilą gdy ją sprzedano, wszystko poszło na opak. A teraz, kiedy wróciła, znowu los się odmienił i wszyscy byli szczęśliwi. „Wróciła do domu i przyniosła nam szczęście — pomyślał chłopiec. — To ona to zrobiła. Tak, wróciła do domu i przyniosła nam szczęście". W radosnym uniesieniu zanucił coś, objął Lassie i wtulił twarz w jej jedwabistą sierść. Lassie westchnęła zadowolona. — Co ty wyrabiasz, Joe? — odezwała się matka. — Nie leż przy niej na dywaniku