Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Sąsiedzi tłukli w ścianę i wołali: „Dosyć tego, nie jesteśmy we młynie!”. Mama powiedziała: „Mają ludzie rację” i „Przeklęta bieda!”. Wujek powiedział ciotkom: „Wy możecie się utrzymywać, robiąc napisy na wystawę dla fotografa”. Ciotki zapytały: „Jakie?”. Wujek przyniósł wzory różnych napisów, na przykład: „Co nie ma na wystawie, jest w sklepie”. Ciotki poprawiły błędy gramatyczne, przygotowały farby i wzięły się do roboty. Dawniej malowały widoczki jeziora Bied i inne, a teraz litety. Nie zgodziły się jednak wykonać faszystowskiego napisu „Victoria”, który musiał się znajdować na każdej wystawie. Wujek powiedział: „Oj, nie wiem, jak na tym wyjdziecie”. Tata powiedział: „Pewien szewc chce, żeby mu z kawałków drewna robić podeszwy do sandałów”. Tata przyniósł cały worek podeszew w kawałkach i wszyscy znów zaczęli stukać młotkami, niszcząc stary, cenny stół. Z kawałków drewna przeznaczonego dla nóg ujarzmionego narodu budowałem wieżę, ale zburzyli ją domownicy, żeby wykonać dzienny plan w zakresie nowego obuwia, faszystowskiego. Wujek co i raz uderzał się młotkiem w palce i mówił: „Co jak co, ale szewcem nigdy nie byłem”. Mama powiedziała: „Prawdziwi szewcy są Teraz tam, gdzie nasz Nikola, biedak i bohater!”. Przyszła dozorczyni, na którą mówiło się „hausmajstrowa”, i spytała: „Czy wy te wszystkie roboty zgłaszacie gdzie trzeba?”. Tata powiedział: „Nie!” i wyrzuci! hausmajstrową za drzwi. Odtąd zaczęła się kłaniać: „Dzień dobry, panie Ćosić, jak się pan miewa?” i podobnie. Mama próbowała robić kapelusze z papieru, i to gazetowego. Z maminej głowy można było wyczytać różne zdania, na przykład: „Sewastopol padł” albo „Spokój w Serbii?”; potem ciotki wszystko to zamalowały farbami w bardzo żywych kolorach. Dziadek zapytał: „A jak spadnie deszcz?”. Wujek zaczął wstawiać sprężynki w drewniane podeszwy swoich butów. „Jakbym miał skrzydła!” — mówił. Jego wielbicielki pytały: „Skąd pan to wziął?”. Wujek mówił: „Z Francji, przyszły w paczce”. Na czubkach butów ciotek zamontował żaróweczki, baterie umieścił w obcasach, bardzo grubych. Ciotki nie chodziły Bóg wie gdzie, ale wkładały te buty, żeby świecić, dla zabawy. Wujek powiedział: „Mógłbym zbudować pojazd, jakiego jeszcze nie było!”. Zgromadzi! części starych rowerów, moje wrotki nie nadające się już do użytku, dziurawe miednice, i z tego wszystkiego zmajstrował coś, na czym można było usiąść, a co poruszało się po ulicach zgodnie z wszelkimi przepisami. Mama powiedziała: „Dokąd my tym zajedziemy?...”. Niektórzy budowali pojazdy z jakichś kijów, jeszcze bardziej niebezpieczne. Kolejny raz odmówiłem jedzenia zupy składającej się z wody i gruzełkowatej zasmażki. Ta zupa nazywała się „ajnbrena”. Mama powiedziała: „Do grobu mnie wpędzisz!”. A po chwili: „Będziesz płakał, ale nikt ci łez nie otrze”. To było straszne. Potem mama opowiedziała, co robiła w ciągu dnia. „Nawet wyliczyć to trudno, a co dopiero zrobić” - wzdychała. Przyszedł jakiś człowiek i zaproponował: „Dajcie tysiąc dinarów, to wam przyniosę słoninę”. I dodał, że jego adres jest taki a taki. Mama dała mu tysiąc dinarów, a kiedy później poszła pod ten adres, powiedziano jej: „Ten dom został zburzony podczas pierwszych nalotów niemieckich”. Inny człowiek oświadczył: „Zdobędę wam cukier w kostkach, tylko dajcie mi jakieś stare ubranie, zostawię nazwisko i adres”. Mama dala mu spodnie ojca, a pod tym adresem powiedziano: „Nie |^. znamy takiego i nikt z nas nie handluje spodniami, nawet teraz, podczas wojny”. Pewna kobieta oświadczyła: „Oto fotografia mojego męża, który przywiezie z Vrnjaczkiej Banji specjalny przyrząd do ogrzewania pomieszczeń, ale przedtem trzeba wpłacić należną sumę”. Mama popatrzyła na fotografię i powiedziała: „Biedni ludzie, czym to się muszą zajmować!”. Mama dała całą tę sumę, kobieta wzięła fotografię i zniknęła na zawsze. Mama i wujek poszli do biura meldunkowego, żeby zebrać adresy ludzi, których znali tylko z nazwiska. W biurze meldunkowym stało mnóstwo pudełek z karteczkami, o każdym człowieku wiedziano wszystko co trzeba, ale o tych, których szukali mama i wujek, nie wiedziano nic. Mama powiedziała: „Kto mnie nie widział, ten mnie nie nabrał”. Była to święta prawda. Przychodzili jacyś ludzie i wmawiali, że jesteśmy ich krewnymi. Niektórzy z nich przewiązywali płaszcze sznurkiem albo drutem. I mówili: „Najbardziej lubimy pracować w pańskich domach, bo można tam słuchać kłótni, podczas których tłucze się ze złości cenną zastawę, rzucając talerzami”. A dziadek dodał: „1 sztućcami, które potem giną bez śladu”. Przyszedł także typ, który polecał miksturę przeciw łysieniu. Wujek mu powiedział: „Włosów mam na eksport, ale nie mam pieniędzy”. Ojciec potrafił zdobyć różne cenne rzeczy. Mama pytała: „Możesz zdobyć acetylocholin dla mojej przyjaciółki, która załamała się nerwowo?”. Albo: „Jeżeli możesz, zdobądź gdzieś dwa kilo smalcu, bez względu na cenę”. I wreszcie: „Czy mógłbyś zdobyć te rzeczy dla pani Darosavy, chciałaby je podarować mężowi na urodziny”. Tata powiedział: „Gdzie jej teraz znajdę kondomy?”. A mama: „Nie mów przy dziecku”. Piłowałem właśnie kawał dykty z narysowanym Indianinem, ale wiedziałem wszystko o rzeczach, których pani Darosava potrzebowała na prezent urodzinowy. Voja Blosza mówił: „To się wciąga i potem nie ma się dzieci”. Ja powiedziałem: „Na pewno są jeszcze inne wynalazki, o których nam się nawet nie śniło”. Voja Blosza powiedział: „Nie sądzę”. „Mam książkę, w której na obrazkach są wszystkie te rzeczy, a obok podają, ile każda z nich kosztuje” - powiedziałem. Panna z pierwszego piętra chodziła z zabandażowaną nogą. Voja Blosza powiedział: „Każda, która robi te rzeczy, nosi opatrunek, sam to stwierdziłem”. Powiedziałem: „Może upadła”. Voja Blosza powiedział: „Guzik prawda”. Przyszedł piekarz i powiedział: „Pomóżcie mi nalepiać bony z kartek żywnościowych”. Dziadek zaraz zaczął układać małe kwadraciki, nalepiało się je za pomocą klajstru z mąki i wody. „Przedtem zbierałem znaczki pocztowe z Jamajki, Nowej Zelandii i inne, teraz mogę nalepiać bony” - oświadczyłem. Ciotki nadal wklejały serię fotosów zwaną „Aktorzy naszego życia”, która zaczynała się od podobizny Tyrone'a Powera, szeroko uśmiechniętego. Wujek przyjrzał się naklejonym bonom i powiedział: „Łatwo byłoby je podrobić, wyglądałyby jak prawdziwe!”