Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

- Nic podobnego nie zrobiłam! Musi koniecznie przekonać obywatela Juliena, że można jej ufać. Nie będzie wtedy ciągle miał się na baczności, a ona zdoła uciec. Ku jej zdumieniu zerwał się z łóżka błyskawicznie. Zacisnął ręce na jej ramionach jak stalowe kajdany. Obrócił ją ku sobie z taką siłą, że zęby jej zaszczekały. - Nie pozwolę oczerniać nikogo, komu ufam! - ostrzegł ją cichym, groźnym głosem. - Zapamiętaj to! Potrząsnął nią z całej siły. Chciała obstawać przy tym, że wcale nie skłamała, ale pełne gwałtownej pasji spojrzenie Juliena sprawiło, że zrezygnowała z tego. - Tak - wyjąkała. - Rozumiem. Puścił ją natychmiast. - To dobrze - odparł krótko. - A teraz niech się pani przebiera! Rozmasowała ramiona, które tak brutalnie ścisnął. Wzięła z umywalki dzbanek i miednicę i zaniosła je za parawan. Dość długo trwało, nim się umyła dokładnie i włożyła swój nowy chłopski strój. Suknia i bluzka okazały się jeszcze bardziej grube i szorstkie (o ile to było możliwe) niż jej chłopięce przebranie. W końcu wyszła zza parawanu. - O wiele lepiej - stwierdził obywatel Julien, przyjrzawszy się jej krytycznie. Zdjął kurtkę i podwinął rękawy koszuli. - Proszę tu usiąść. Wskazał jej krzesło stojące pośrodku pokoju. Jacqueline posłusznie usiadła, oczekując, że obywatel Julien zacznie ją charakteryzować kosmetykami, które leżały na umywalce. Zamiast tego stanął za nią i poczuła, jak zęby grzebienia przedzierają się przez rozczochrane kosmyki jej włosów. - Szkoda, że nie mogę ich umyć - powiedziała z żalem. Obywatel Julien uniósł pasmo włosów do góry i zaczął je starannie rozczesywać. - Niestety, nie ma na to czasu - odparł. - Ale kiedy znajdziemy się już na pokładzie „Angelique”, każę przygotować dla pani gorącą kąpiel, o ile nie będzie pani zbyt zmęczona. - Na pokładzie „Angelique"? - powtórzyła Jacqueline. - To statek, na którym przepłyniemy kanał La Manche. - Należy do sir Edwarda? - Nie - odparł. - Do mnie. Spojrzała na niego ze zdumieniem. - Ma pan własny statek? W jego oczach pojawił się leciutki błysk rozbawienia. - Tak to panią dziwi, mademoiselle? - spytał z kpiną w głosie. - Raczej tak - przyznała. -Widzę, że ratowanie ludzi opłaciło się panu! - zauważyła sucho. Szarpnął ją za włosy tak boleśnie, że krzyknęła. - O, przepraszam - powiedział, ale w jego głosie nie było słychać skruchy. Biedził się nad jej włosami jeszcze przez kilka minut, zanim zostały porządnie rozczesane. Potem uniósł je do góry i owinął jej ramiona ręcznikiem. - Co pan robi? - spytała, gdy podszedł do umywalki i wziął stamtąd mniejszy z dzbanków. - Zmieniam pani kolor włosów - wyjaśnił i zamieszał zawartość. - Na jaki? - spytała z niepokojem. Wcale jej się nie podobał ten pomysł! Azją to zdziwiło. Nie pożyje już długo, a jakie w końcu znaczenie ma kolor włosów? - Ciemnobrązowy. - Zaczął ostrożnie polewać jej głowę cieczą z dzbanka. -Władze poszukują kobiety z krótkimi, jasnymi włosami. Musimy zrobić, co w naszej mocy, by ten opis nie pasował do pani. - Wcierał jej we włosy niemile pachnący roztwór. - Nie musi się pani martwić, kolor zmyje się podczas jutrzejszej kąpieli. Kąpieli, która ją ominie, ponieważ nie popłynie razem z nim na „Angelique”. I nagle wbrew sobie uznała to za krzyczącą niesprawiedliwość. Z powodu Nicolasa przepadnie jej ostatnia w życiu kąpiel! Dodała jeszcze i to do listy krzywd, jakich od niego doznała. - Niech się teraz utrwali, a ja zajmę się pani twarzą – powiedział obywatel Julien, odstawiając dzbanek. Zmył z rąk ciemną farbę i sięgnął po niewielki słoiczek i gąbkę. Przez następnych piętnaście minut zwilżał, malował, mieszał farby i przypudrowywał, mierząc krytycznym wzrokiem twarz Jacqueline, ilekroć odstawiał jeden słoiczek i brał do ręki drugi. Od czasu do czasu kazał jej się uśmiechać, podnosić brwi czy marszczyć czoło i podkreślał cieniutkim pędzelkiem zmarszczki. Jacqueline była coraz bardziej ciekawa swojego nowego wyglądu. Sądząc z tego, jak potrafił zmienić siebie, był mistrzem charakteryzacji! - Skąd tak dobrze zna się pan na kosmetykach? Pogłębiał właśnie cienie wokół jej oka. - Ktoś z moich przyjaciół mnie nauczył - odparł wymijająco. - Czy to był aktor? - spytała. - Aktorka - poprawił. - Proszę zamknąć oczy. Jacqueline posłuchała i poczuła na powiece łaskotanie malutkiego pędzelka. Nie przywykła do tego, by jakikolwiek mężczyzna stał blisko niej, spełniając tak intymne czynności. Gdy się nad nią pochylał, wydał się jej nagle zbyt męski, zanadto poufały. Poruszyła się niespokojnie na krześle. - Proszę się nie wiercić - upomniał ją i uchwyciwszy za brodę, ustawił jej twarz pod właściwym kątem, po czym wrócił do delikatnego podmalowywania powieki. - Czy to była Angelique? - spytała bez zastanowienia. Pędzelek znieruchomiał. - Kto taki? - Ta aktorka - odparła, żałując już, że zadała to pytanie. Było stanowczo zbyt osobiste, jakby ją ciekawiło, czyim imieniem nazwał swój statek. A przecież wcale jej to nie obchodziło! Nie odpowiedział, wiedziała jednak, że patrzył na nią, czuła to, choć oczy miała nadal zamknięte. - Nie - odezwał się po chwili. - To nie ona. Z tonu jego głosu poznała, że nie życzy sobie dalszej rozmowy na ten temat. Żadne z nich nie odezwało się więcej. Uporawszy się z twarzą, szyją i rękami, Julien przetarł jej włosy ręcznikiem, usuwając nadmiar farby, i rozczochrał znów włosy. Następnie przyczesał je, nakrył niezdarnym czepkiem i odsunął się nieco, by ocenić całość dzieła. - No więc? - dopytywała się ciekawie. -Jak wyglądam? Uśmiechnął się z wyraźnym zadowoleniem. - Proszę samej zobaczyć. Podeszła do wiszącego nad umywalką lustra. Na widok odbicia zaparło jej dech ze zdumienia. Wszystko w niej uległo zmianie. Jasna, przezroczysta skóra stała się szorstka i zaczerwieniona, z mnóstwem zmarszczek, świadczących o ciężkiej pracy przy każdej pogodzie. Oczy wydawały się bliżej osadzone, jedno z nich było podbite. Pełne i kształtne wargi zrobiły się blade i wąskie. Pozbawiona wyrazu twarz była zmęczona, zniszczona i zwiotczała. Przyciemnione włosy zwisały w niechlujnych strąkach spod brudnego czepka. Sprawiały wrażenie nigdy niemytych i nieczesanych. Wyglądała naprawdę okropnie! Okręciła się w kółko z wielkiej radości. - Nawet Nicolas mnie teraz nie pozna! - zawołała z entuzjazmem. - Nie będzie miał okazji - zauważył obywatel Julien. W jego głosie brzmiała zawoalowana groźba. Podał Jacqueline niewielki garnuszek. - Ma pani zbyt białe zęby. Proszę je tym przyciemnić