Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
Zajrzałem tam, ciągnie wilka do lasu, dwóch młodzików siedziało, przyjemnie, trochę się pogadało, mówili, że teraz to mnie już do ludowców, do młodych tom trochę nazbyt łysawy... Nie palę się, za wiele rzeczy wokoło się dzieje, których zrozumieć nie mogę, jedno kłóci się z drugim. A za dużo mi się tu nie podoba, więc lepiej cicho siedzieć i patrzeć, co dalej. Ot, choćby w gazetach było niedawno, pewnie tak w październiku, że w Olsztynie odbył się zjazd autochtonów, Mazurów. Piękne to było, uroczyste, dziękowano im, że narodowość ocalili, polskość tej ziemi. A w naszym miasteczku takich samych Mazurów wysiedlono gwałtem prawie do Niemiec. Gdzie indziej też podobno krzyczą, że oni Niemcy. Więc w końcu jak: Niemcy, nie-Niemcy? I tak ze wszystkim. We władzach trafiają się różni, w którymś mieście burmistrz, co wszystkich trzymał za mordę, gwałtu robił najwięcej za komunizmem, za sojuszem ze Związkiem Radzieckim, okazał się zwyczajnym złodziejem z rynków warszawskich. Prawda, że go aresztowali, siedzi, ale po co takim dają władzę bez sprawdzenia? A potem ludzie się śmieją albo klną, ile wlezie. W ogóle według mnie za mało dbałości o porządek. Trudno coś kupić, bo w sklepach państwowych brakuje towaru, a w prywatnych drogo, obdzierają ze skóry. Na dodatek złotych jeszcze mało, najwięcej można zaradzić handlem zamiennym. Jedno, co w cenie, to wódka, wszystko jedno, państwowa czy zwykły bimber. Jak za wojennych czasów. Ja już też pędziłem dwa razy... Myślałem dzisiaj o Pacuku, o naszym gadaniu. Nie wiem, czemu od tylu miesięcy jeszcze tkwi md to w głowie, ciągle do tych rozmów nawracam. Może dlatego, że to dawny znajomy, nie trzeba przy nim hamować jeżyka ani czego się bać. Wie o mnie dużo, jeżeli nie wszystko; ja o nim też trochę wiem. Dlatego tyle ze starym gadałem, za cały poprzedni czas, kiedy samemu się było. Dopiero tam, u niego dowiedziałem się o okolicznościach śmierci jego żony. Bo o tej maleńkiej, miło zawsze uśmiechniętej Pacukowej tyle tylko do mnie doszło, że zginęła już w ostatnich dniach walk o Wilno. Pacukowie mieszkali przy Nowogrodzkiej, obok Drewnianego Rynku. Na nim sprzedawała Pacukowa ten bimber, który do nich woziłem przez okupację. W czasie walk, kiedy to artyleria obu stron przestrzeliwała się ponad miastem, burząc domy w bardziej wyniosłych miejscach, Pacukowie tkwili w mieszkaniu albo w piwnicy. Wychynęli stamtąd dopiero, gdy już bitwa zaczęła dogasać. Przy nielicznych otwartych sklepach pojawiły się kolejki. Na Trockiej stanęła też Pacukowa. Niemców nie było już w mieście. Byli tacy, co na przedmieściach spotkali czołgi radzieckie, inni zetknęli się z polskimi oddziałami partyzanckimi. Nastrój był radosny, nikt nie zwracał uwagi na z rzadka niosące się jeszcze huki artyleryjskie. Popłoch wszczął się dopiero, gdy na najbliższym rogu grzmotnęło z nagła w ścianę domu, a ta zawaliła się z hukiem. Drugi pocisk rozerwał się tuż obok długiego szeregu kobiet. Masakra. Pacuk, który powiadomiony przez kogoś przybiegł na miejsce, ciało żony znalazł od razu, ale długo nie mógł doszukać się głowy. Leżała po drugiej stronie ulicy... I dziś jaszcze, wspominając, nie mogę się otrząsnąć z wrażenia. Ta miła, zawsze zabiegana Pacukowa. Taki los... Tego samego dnia nadeszła wiadomość o zgonie młodszego syna. O starszym po dziś dzień wieści nie ma... A jednak Pacuk ułożył sobie życie... Rzecz w tym, że wie, jak patrzeć na nową Polskę, ma do niej jakiś stosunek. A ja ciągle się błąkam między Londynem a Warszawą, między płotkami i prawdą, nie znam swojego miejsca. Słuchałem, niby się z nim zgadzałem, a jednocześnie rósł we mnie bunt przeciw jego słowom. I właśnie tego, że wie, na jakiej ziemi się znalazł, mu zazdrościłem. Nawet tej jego roboty, jakiejś szerszej niż to moje borykanie się z własnym tylko zagonem, z myszami na nim i ostem. Nie zabawił robociarz długo u krewniaków w Poznaniu. Przy którejś wódce powiedział że nie podobali mu się, nic ich nie obchodziło poza chwytaniem w garść, co tylko popadnie. Wojnę przesiedzieli w Poznaniu. Jak się tylko z Cytadelą skończyło, a może i w trakcie walk jeszcze, zaczęli ściągać do siebie, co tylko lepsze, z opuszczonych mieszkań niemieckich: dywany, obrazy, kryształy, srebra. To Pacuk widział, a co dopiero musieli mieć pochowane głęboko po szafach... Narzekali, że ciężko, że trudno, węszyli za łatwym zarobkiem, tylko dla pozoru trzymając się jakiejś legalnej roboty... Wtedy zrozumiałem, czemu tak krzywo na mnie patrzyli, jak się wywiadywałem u nich o adres Pacuka. Podać podali, ale zaraz mi drzwiami trzasnęli przed nosem... Mnie tam zresztą niczego więcej nie było trzeba. Późnym wieczorem stukałem już do mieszkania Pacukowego przy stacji. Raźniej mi się zrobiło, gdy stary szeroko rozwarł ramiona na przywitanie, poznać od razu, szczerze był rad
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- A cóż dopiero, gdyby taka rzecz doszła do dworu w Buczynie? Boże święty! Suchecki gotów patrzeć na Arciszewskich niewiele łaskawszym okiem jak na swych...
- Antonia Brentano poznała czterdziestoletniego Beethovena w maju 1810 roku...
- — Nie zna pani jego rodziny, przyjaciół? — Nie...
- ...
- Duda Wojciech nigdy nie zaglÄ…da do kieliszka i cieszy siÄ™ we wsi powaĹĽaniem...
- Miałby on wszelkie cechy kompromisu historycznego - jako że kwestia ta zarysowuje się dość wyraźnie w historii opieki zakładowej - absolutnie niezbędnego dla dokonania...
- Cechy te, które stanowią jeden z warunków akceptacji kontaktów z inwalidami, wy- sunięte ogółem przez 81,7% o...
- - Tak - odparła Jo...
- w jaki sposĂłb...
- Taki widok znali ci, którzy spędzali życie na otwartych przestrzeniach...