Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

O.K.S., (Wszechrosyjskiego Towarzystwa Kontaktów Kulturalnych z Zagranicą) człowieka któremu przetrącono kręgosłup, chylącego się na bok i nie potrafiącego powstrzymać łez, można się było dwiedzieć, jak bije (w 1948 roku) sam Abakumow. A tak, tak, sam minister bezpieczeństwa państwowego nie gardzi tą czarną robotą (Suworow na linii frontu!)* nie wzdraga się przed wzięciem gumowej pałki we własne ręce; tym chętniej bije jego zastępca -Riumin. Robi to w, Suchanowce, w „generalskim" gabinecie śledczym. Gabinet ma ściany wyłożone orzechową boazerią, jedwabne portiery na drzwiach i story na oknach, podłogę ma zasłaną perskim dywanem.. Żeby tych cudów nie zniszczyć, dla bicia kładzie się na dywanie brudny chodnik, poplamiony już krwią. Przy biciu pomaga Riuminowi nie zwyczajny strażnik tylko pułkownik. „Tak — mówi uprzejmym tonem Riumin, gładząc gumową pałkę grubości dobrych czterech centymetrów — próbę bezsenności wytrzymał pan z honorem (Aleksander Dołgan zdoła! wytrzymać cały miesiąc bez snu dzięki sprytnemu wybiegowi — nau-' czył się spać na stojąco) — teraz spróbujemy pałeczki. U nas nikt nie '5 wytrzymuje więcej niż dwa, trzy seanse. Proszę spuścić spodnie i położyć ^ się na chodniku". Pułkownik siada bitemu na plecach. Dołgan zamierzą liczyć uderzenia. Nie wie jeszcze czym jest cios tą gumową pałką w nerw kulszowy, jeśli pośladek schudł od długiego głodu. Ból"odzywa" się nie w miejscu uderzenia — tylko pęka głowa. Po pierwsz'ym ciosie l! " W istocie Pincow chciał poprowadzić tak swoją brygadę, ale z jakiegoś powodu nie skierował jej tam. Zresztą, tego nie bierze się pod uwagę. Z tym wszystkim, po-tych | wszechstronnych torturach dali mu... 10 lat z wyroku OSO. Aż do tego więc stopni* żandarmi nie dowierzali własnym osiągnięciom. 124 bity wariuje z bólu, obłamuje paznokcie o chodnik, Riumin wali starając się dobrze celować. Pułkownik napiera całym swoim ciężarem. Jak na trzy duże gwiazdy na pagonach — zajęcie w sam raz — żeby asystować wszechmocnemu Riuminowi! (po seansie pobity nie może chodzić, więc go nie wynoszą, rzecz jasna, tylko wywlekają rażeni z chodnikiem. Pośladek wkrótce tak rozpuchnie, że nie sposób będzie dopiąć spodni — a blizn prawie nie widać. Zaczyna się dzikie rozwolnienie i siedząc w swojej pojedynce na kiblu, Dołgan zanosi się śmiechem. Ma przed sobą jeszcze drugi seans i jeszcze trzeci. Skóra mu popęka i Riumin, ogarnięty wściekłością, zacznie go bić po brzuchu, przebije opony, jelita wywalą w kształcie ogromnej ruptury, aresztant zostanie odniesiony do Butyrskiego szpitala z zapaleniem otrzewnej i na jakiś czas przestaną go zmuszać, aby popełnił podłość). Mogą tak i ciebie zadręczyć! Po tym wszystkim po prostu ojcowską pieszczotą wyda się, uprawiane przez kiszyniowskiego śledczego Dani-' łowa, bicie popa, Wiktora Szypowalnikowa, pogrzebaczem po karku i włóczenie go za długie włosy (duchownych wygodnie tak'włóczyć; świeckich też można — jeżeli ma facet brodę, wtedy łatwo ciągać go z jednego kąta gabinetu w drugi. A Ryszarda Acholę — fińskiego czer-wonogwardzistę, uczestnika łowów na brytyjskiego agenta, Sydneya Rayleya oraz dowódcę kompanii, biorącej udział w zduszeniu buntu kronsztadzkich marynarzy, chwytali cęgami to zajeden, to za drugi suty wąs i trzymali go przez dziesięć minut w powietrzu, tak, żeby nogami nie sięgał ziemi). Ale mogli z człowiekiem zrobić coś jeszcze gorszego: rozebrać do goła od pasa w dół, położyć na podłodze na wznak, nogi na bok, posadzić na nich pomocników (sławny korpus podoficerski), którzy trzymali jednocześnie człowiekowi ręce, ą wtedy śledczy — nie brzydziły się tym także panie — stając między tymi rozkraczonymi nogami, czubkiem swojego buta (albo pantofelka) stopniowo, miarowo, coraz silniej przygniatał do podłogi to, co czyniło niegdyś z ofiary mężczyznę i patrząc w oczy powtarzał swoje pytania albo propozycje zdrady. Jeśli nie za wcześnie użył całej siły, to człowiek miał jeszcze piętnaście sekund czasu, aby krzyknąć, że się przyznaje, że gotów jest wsadzić także tych dwudziestu ludzi, których chcieli mieć, albo obrzucić błotem w prasie każdą rzecz dotychczas świętą... I niech go Bóg za to sądzi, a nie ludzie... „Nie ma wyjścia! Trzeba się przyznać do wszystkiego!" — podszeptują kwoki, podsadzone do tej samej celi. 125 — Prosta kalkulacja: grunt, to zachować zdrowie — mówią: i ludzie. . ". . ' - ••-'';, .'.-- • ./ ' ' '• •- - ; •'-. • . -^ Zębów później nie wstawią — powiadają ci, co ich już nie ^— Wszystko jedno, :będzie wyrok, czy "się człowiek przyzna, nie—konkludują ci, co poznali sję na rzeczy: — Kto nie podpisze, tego rozstrZeliWują T- przepowiada jeszcze kW 2 kąta. -^ Żeijy się zemścić! Żeby nie vzostało%śladu po takim śledztwie^ — A jak skonasz w gabinecie, to powiedzą krewnym, żeś dostał obóz bez prawa korespondencji. I niech szukają. « ,•. ~: A jeśli należysz do ortodoksów, to zbliży się do ciebie drugi ortodok .i rzucając wrogie spojrzenia — czyfktoś niewtajemniczony nie podshjl chuje — zacznie gorącym szeptem kłaść ci w ucho: — Naszym obowiązkiem jest okazać poparcie sowieckiemu aparat wi śledczem,u. To — jak na wojnie. Samiśmy winni; byliśmy źby| tot ; j-ancyjni i rozlała się po-kraju tą zgnilizna. Toczy: się bezwzględna, taj|| wojna. Tu też są WrógoWie dookoła -r- słyszałeś te ich Wypowie Przecież partia nie ma obowiązku thimaczyć każdemu z; nas — po i 4toczegó|{ifcżeii tego żąda -^ to trzeba podpisać i już; I jeszcze||ikiś ortodoks podrzuca swoje: » f— Podpisałem na trzydziestu pięciu ludzi, na wszystkich znajomy Warn też tak radzę: jak .najwięcej nazwisk, jak najwięcej ludzi wią . z sobą! Wtedy będzie przecież jasne, że to nie trzyma się kupy i ws '•.. kich,Wypuszczą!' '.. . .•. ;''.-, '- •-' ^ '., •_ :- ;,''.- ..,' A Organom właśnie w • to graj! Wysokie uświadomienie' ortodc ' i cek NKWD były naturalnie zbieżne. NKWD potrzebny jest ten . roki Wachlarz nazwisk, ta wzmożona reprodukcja ich. To jest dow staranności^ W pracy i tor są, kołki ;do zarzucania nowych arii „Wspólnicy! Wspólnicy! Nazwiska twoich kompanów!" satarczywie 1 rmosiłi każdego. (Podobno R. Rałow wymienił wśród- swoich komj nów kardynała Richelieu, nazwisko znalazło się w protokole'•—* i; procesu tehabiKtaeyjnego W 1956 roku nikt się nie dziwił), JI A"própęs ortodoksów: t51a takiej GZYŚTKI potrzeba^ było Śt ale partia też była potrzebna właśnie taka: większość z nich, nal do elity .władzy, aż do chwili własnego aresztowania bez żadnej li pakowała innych do więzienia, posłusznie likwidując sobie podobny w myśl tych samych instrukcji, oddając na zgubę przyjaciół albo tov rżyszy walk