Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
Tradycyjni współzawodnicy wyprzedzili nieco Rzeczpospolitą na drodze do mogiły. Nie było przypadku w tej wspólnocie losu. 226 IV Rozpoczął się teraz okres ułudy, szesnastolecie, które mogło się ludziom ówczesnym wydawać przedwiośniem rozkwitającym w bujny maj, lecz było tylko jesienią, u samego swego schyłku upalną i piękną. W tym czasie przyszło Rzeczypospolitej odświętować setną rocznicę bitwy wiedeńskiej. Stanął więc na moście łazienkowskim kamienny wizerunek króla Jana, wyrzeźbiony przez Austriaka Franciszka Pincka, a będący - nie bez złośliwości twierdzą niektórzy znawcy - pomnikiem nie tylko bohatera, lecz i artystycznego gustu fundatora. Warszawę obiegł zaraz wierszyk ulotny o historiozoficznych pretensjach: Wart pomnik sto tysięcy! Ja bym dwakroć łożył, Byle Stanisław umaił, a Jan III ożył. Wielkie głupstwo, wyrażone zwięźle i z wdziękiem! Nie pora było krajowi wzdychać do tryumfatora (który w pewnej mierze wyprzedził zresztą Stanis- ława Augusta: widząc, że inaczej nie poradzi, zrzekł się na wschodzie ziem znacznie rozleglejszych od tego, co w tejże stronie kosztował pierwszy roz- biór). Nie było człowieka lepiej przystosowanego do wielu potrzeb chwili niż nasz smętny pedagog w peruce. Gdybyż sama chwila zechciała być łaskawie spokojniejsza, gdybyż dłużej trwała cisza po burzach wojen śląskich, siedmio- letniej, tureckiej! Gdybyż europejski stary porządek - ancien regime - trwał przynajmniej do zgonu Stanisława Augusta! Niestety, kontynent znalazł się na samym progu jednego z najbardziej burzliwych rozdziałów swej historii i jeszcze za życia króla przekroczył ten próg. Uplanowano podówczas i zaczęto urzeczywistniać w Warszawie Oś Stanis- ławowską. Opodal, w Łazienkach, stanęły najpierw pawilony, potem nabrał ostatecznego kształtu Pałac na Wyspie. Pod tą samą ręką Dominika Merliniego stary Zamek Królewski uległ przebudowie, wnętrze jego zaczęło imponować majestatycznym wyglądem, rozścieliły się po komnatach posadzki, nie mające sobie równych. W Wilnie Wawrzyniec Gucewicz - Litwin, uszlachcony syn chłopski, profesor Akademii, były ksiądz i dożywotni mason - w stylu czys- tego, pozbawionego warszawsko-królewskich dewiacji, klasycyzmu postawił ratusz i nadał nową formę katedrze. Wielkim głosem żądają wzmianki jeszcze inne budowle, jak chociażby stołeczna Królikarnia i monumentalny pałac w bardzo prowincjonalnych Szczekocinach, do dziś świadczący, że nie tylko w 227 pobliżu metropolii - więc w Natolinie albo w Werkach - powstawały wtedy rzeczy w europejskiej skali cenne. Jednakże w książce, poświęconej dziejom państwowości, godzi się zwrócić uwagę na jedno z ówczesnych przedsięwzięć, którego losy wręcz kuszą nie- zamierzoną przez twórców symboliką. Jeszcze się nie skończył sejm rozbior- czy, kiedy Izabela z Flemmingów Czartoryska zaczęła pod samą Warszawą zakładać sobie wiejską jak gdyby rezydencję, tcimącą tą samą sztuczną siel- skością, która przepoiła słynne Trianon Marii Antoniny, dzieło już wieszczące romantyczne jutro. Nie było tam dużych budynków. Wśród drzew widniały kryte słomą chatki chłopskie o wnętrzach zaskakujących przepychem. Wy- brana przez księżnę miejscowość nosiła nazwę Powązek i nadal ją nosi, zmie- niwszy wkrótce przeznaczenie. W roku 1834 do zbiorowej mogiły przy kościele powązkowskim włożono prochy Stanisława Konarskiego, usunięte ze fwiątyni Pijarów, skonfiskowanej przez rząd carski. Zachowała się tylko puszka v sercem reformatora, którą w kilkadziesiąt łat później kupiec żydowski Jakub Pik przewiózł ukradkiem do Krakowa i oddal umtejszym zakonnikom. W roku 1830 lekar/. z Wilna doktor Stanisław Morawski znalazł się na południu Rosji w misji całkowicie legalnej ; popieranej przez rząd. Pojechał zwalczać cholerę na Powołżu. U bogatego kupca w Wolżsku zobaczył duży zbiór portretów polskich, przy których jakoby były płótna Rembrandta. „Polskie portrety i bogata kolekcja Rembrandtów na pustyni obok koczowisk kałmuckich!" - dziwił się nasz eskulap. Właściciel chętnie wyjaśnił zagadkę. Wszystkie te obrazy zostały złupione w Rzeczypospolitej, w Nieświeżu i po innych rezydencjach, i ofiarowane Platonowi Zubow, który podarował je swej siostrze, pani Żerebcow. Ta z kolei, potrzebując gotówki, wystawiła kolekcję na sprzedaż, nabab z Wołżska zakupił wszystko hurtem i przewiózł do siebie, w pobliże wyżej wzmiankowanych koczowisk kałmuckich. Za czasów ostatniego króla dokonała się u nas rozległa i zasługująca na szacunek praca około podźwignięcia i wszechstronnego wzbogacenia kraju. Przykład dany przez braci Załuskich znalazł naśladowców na wielu polach. Finał wysileri był jednak tego rodzaju, że nie popadnie w przesadę ten, kto dopatrzy się symboliki w metamorfozie Powązek, przemienionych z rezyden- cji pańskiej w najsławniejszy polski cmentarz. „Tuda i doroga!" - należy zacytować ludowe powiedzenie rosyjskie. Stanisław August i jego ludzie nie mogli przewidzieć, ku czemu wędruje historia Rzeczypospolitej. Zachowywali się tak, jakby ciasna i niewygodna 228 ścieżka była jednak pomimo wszystko otwarta. Wdrażali prace obliczone na stopniowe dojrzewanie i obfite żniwa w przyszłości. Eks-kanclerz Andrzej Zamoyski bardzo poważnie potraktował zlecenia sej- mu, do pracy nad projektem kodeksu praw sądowych zabrał się gorliwie i z pośpiechem zasługującym na najpilniejszą uwagę. Grono współpracowników dobrał sobie cenne: Feliks Łojko, Michał Węgrzecki, Antoni Rogalski, zasłu- żony w Komisji Edukacyjnej Joachim Litawor Chreptowicz rozwijali działal- ność nie budzącą niczyich wątpliwości. Zdaniem badacza tych spraw, Łukasza Kurdybachy, jeden tylko Krzysztof Szembek, biskup płocki, grał rolę dwu- znaczną. Bogusław Leśnodorski ujmuje się jednak za tym duchownym, powo- łując się na przechowywany w Bibliotece Jagiellońskiej egzemplarz Zbioru praw, zaopatrzony w cenne uwagi i poprawki pióra Szembeka. Całkiem osobno wymienić należy najczynniejszego po samym Zamoyskim człowieka, czyli Józefa Wybickiego. Obaj oni zdobyli sobie ogromny mir u szlachty śmiałym protestem przeci- wko porwaniu senatorów. Zamoyski pogardzał tłumem ciemnych, zacofanych panów braci. Wybicki, po krótkiej służbie wśród konfederatów barskich, udał się do Francji, skąd przywiózł przekonania i teorie nie do przyjęcia dla tychże mociumpanów. Pochodził z Pomorza Gdańskiego, o czym godzi'się wspomnieć dla wykazania, że prymat Wschodu, Wielkiego Księstwa, nie był tak już całkowity, że w całej Rzeczypospolitej, jak długa i szeroka, budziła się wola odnowy. Grono redakcyjne zorganizowało rzecz, którą socjolog nam współczesny skłonny byłby może nazwać „sondażem" opinii publicznej. Kraj w znamienny sposób odpowiedział na apel Zamoyskiego
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Nazwa pochodziła od „ryku"; przed każdą serią wybuchów słychać było sześć (?) ryków, sześć złowieszczych jak gdyby nakręceń jakiejś maszynerii, po chwili następowały wybuchy...
- A może to nie była miłość, może to było coś, co zastępuje miłość tym, którzy skapitulowali...
- Było to rozpaczliwe łkanie umęczonej duszy człowieczej i pasaż jęków rozdartego serca i cichy, rozdzierający płacz dziewczęcy i pieśń żałobna wieczystej rozłąki...
- Pierwszym celem była obrona chłopów, a drugim celem Szewczenki było dążenie do ukazania duszy chłopskiej w jej całej krasie i niewinności...
- W wiele lat później Garp miał sobie uświadomić z rozczuleniem, że to jąkanie starego było czymś w rodzaju posłania dla Tincha od ciała Tincha...
- Przez tłum ludzi i koni nie można było jak należy zajechać i ojciec mój był na to markotny, mówiąc: – Już nam, widzę, trza dojść pieszo do ganku, jakbyśmy przyjechali za służbą...
- W moim życiu nie było przesadnie dużo powodów do dumy i nie bardzo mogłam się czymś przechwalać, nie przypominając przy tym kogoś z rodziny Charlesa Man-sona1...
- Wnętrze było przepiękne: ściany z błękitnego i różowego marmuru; sklepienie, którego trzy kopuły ozdabiały jaskrawe malowidła serafinów; bogate freski; cudownie...
- 126 Na widok wielkiego wojska stojącego na lądzie zatrzymał okręt i przypuszczając, co było prawdą, że tam się i król znajduje, posłał do niego swych ludzi, którzy mieli...
- Kto by pomyślał kilka lat przedtem, że ta wspaniała Sabina i jej krewni znajdą się w jednym i tym samym wagonie bydlęcym ze mną i z moimi dziećmi? A jednak było przyjemnie...