Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Glony były często wydeptane, co ułatwiało wprawdzie marsz, ale napięcie spowodowane koniecznością zachowania stałej czujności było znacznie większe. Ani razu jednak nie zostali zaatakowani. Następne dodatkowe połączenie między pokładami było zamknięte. Stalowe drzwi, idealnie dopasowane do framugi, pomimo zbiorowych wysiłków nie dały się sforsować. 63 — Musi istnieć jakiś sposób, aby je otworzyć — rzekł gniewnie Roffery. — Powiedz kapłanowi, aby zajrzał do tej swojej przeklętej książeczki — rzekł Wantage. — Jeżeli chodzi o mnie, siadam tutaj i biorę się do jedzenia. Marapper chciał iść od razu dalej, ale pozostali poparli Wantage^ i milcząc przystąpili do posiłku. — Co się stanie, jeżeli znajdziemy się na pokładzie, na którym wszystkie drzwi będą zamknięte, tak jak te? — zainteresował się Cómplain. — To wykluczone — rzekł stanowczo Marapper. — W tym wypadku nigdy nie słyszelibyśmy o Dziobowcach. Na pewno istnieje droga — i to więcej niż jedna — prowadząca na te tereny. Musimy tylko przejść na inny poziom i poszukać. Ostatecznie znaleźli przejście na pokład 59, a potem wyjątkowo szybko na 58. Tymczasem zrobiło się późno, -zbliżała się ciemna sen-jawa. Znowu opanował ich niepokój. — Czyście zauważyli ciekawą rzecz? — spytał nagle Cómplain. W tej chwili on prowadził całą grupę, zlany potem i sokiem 'glonów. — Zmienia się gatunek glonów. Była to prawda. Giętkie dotychczas gałęzie stawały się mięsist-sze, nie tak twarde. Mniej było listowia, za to częściej pojawiały się woskowate zielone kwiaty. Zmienił się im także grunt pod nogami. Normalnie był zbity i twardy, poprzerastany gęstą plątaniną korzeni wysysających każdą kroplę wilgoci, obecnie stał się miękki, a sama gleba zwilgotniała i pociemniała. Im dalej szli, tym objawy te były wyraźniejsze i wkrótce brnęli już w błocie. Minęli hodowlę pomidorów, potem jakieś krzaki z owocami, których nie mogli rozpoznać; wśród wyraźnie słabnących glonów pojawiały się coraz to nowe gatunki roślin. Ta zaskakująca zmiana zaniepokoiła ich. Mimo to w obawie przed zapadającą ciemnością Marapper zarządził postój. Przepchnęli się do bocznego pokoju, do którego już wcześniej dokonano włamania. Był on zawalony belami grubego materiału w bardzo zawiły wzór. Światło latarki Fermoura ujawniło obecność niezliczonej ilości moli. Z trudnym do opisania dźwiękiem uniosły się z materiału, z którego od razu zniknął wzorek, ale za to pojawiła się ogromna liczba wyżartych głęboko dziur. Mole krążyły po pokoju, wylatywały na korytarz; czuli się, jakby się znaleźli wśród burzy piaskowej. Na widok wielkiego mola lecącego prosto na jego twarz Cómplain uchylił się. Na krótką chwilę uległ dziwnemu złudzeniu, które 64 miał przypomnieć sobie później: chociaż mól przeleciał mu koło ucha, odniósł wrażenie, że wpadł mu prosto do głowy. Była to oczywiście halucynacja, ale czuł, że mu owad wypełnia mózg. Nagle całe to złudzenie minęło. — Wykluczone, aby tu można było zasnąć — rzekł pełen niesmaku i poprowadził towarzyszy dalej bagnistym korytarzem. Następne otwarte drzwi, jakie udało im się znaleźć, wiodły do pomieszczenia, które okazało się idealne na rozbicie obozu. Był to jakiś warsztat, duży pokój wypełniony stołami roboczymi, tokarkami i innymi przedmiotami, z ich punktu widzenia bezwartościowymi. Z kranu, który nie dał się zakręcić, płynął niepewnie strumień wody. Ściekała ona nieustannie do zlewu i dalej do znajdującej się gdzieś pod pokładem ogromnej instalacji do odzysku ścieków. Zmęczeni, umyli się i popijając pożywili się ze swoich zapasów. Gdy kończyli, pojawiła się ciemność, naturalny mrok występujący raz na cztery sen-jawy. Nikt nie domagał się modłów, duchowny także ich nie proponował. Był on równie zmęczony jak pozostali i zajęty tymi samymi co oni myślami. Pokonali dopiero trzy pokłady, a od sterowni dzielił ich jeszcze szmat drogi. Po raz pierwszy Marapper zrozumiał, że niezależnie od zalet jego planu, nie oddawał on nawet w przybliżeniu prawdziwych rozmiarów statku. Cenny zegar został wręczony Complainowi, który miał z kolei obudzić Fermoura, gdy większa wskazówka zatoczy pełne koło. Łowca obserwował z zazdrością, jak pozostali rozciągnęli się pod stołami i natychmiast zapadli w sen. Przez pewien czas z uporem stał, ale zmęczenie zmusiło go do zajęcia pozycji siedzącej. Intensywnie poszukiwał odpowiedzi na tysiące dręczących go pytań, ale i to zmęczyło go po pewnym czasie. Siedział oparty o stół, patrząc na zamknięte drzwi