Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
Stephanie, młodsza, miała pięć lat, właściwie za mało jak na szkołę z internatem. Jednak, jako że jej starsza siostra uczyła się w klasztornej szkole, matka przełożona zrobiła dla niej wyjątek. Mata była ładniejsza, drobna, demna, z jasnymi oczami matki i żwawa jak ptaszek. 155 Każdego piątkowego ranka Nigel i Helen Goodwin przejeżdżali sto dwadzieścia pięć kilometrów z ranczo do miasta. O pierwszej zabierali dziewczynki z klasztoru, jedli lunch z butelką wina w hotelu „Selborne", a po południu robili zakupy. Helen uzupełniała zapasy artykułów spożywczych, wybierała materiały na sukienki dla siebie i dziewczynek, a potem, kiedy dziewczynki szły do kina na seans dla dzieci, udawała się do fryzjera — jedyny luksus jej prostej egzystencji. Nigel był w komitecie Związku Farmerów Kraju M atabele i spędzał godzinę czy dwie w biurze Związku na niespiesznej rozmowie z sekretarzem i tymi członkami, którzy byli tego dnia w mieście. Potem przechadzał się szerokimi, wypalonymi słońcem ulicami, ze zsuniętym do tyłu kapeluszem z odgiętą do dołu połową ronda; ręce trzymał w kieszeniach, zadowolony pykał czarną fajkę z korzenia wrzośca, pozdrawiał przyjaciół i znajomych, zarówno białych, jak czarnych, i zatrzymywał się co kilka metrów, aby zamienić słowo czy uciąć pogawędkę. Kiedy wrócił pod Spółdzielnię Farmerów, gdzie zostawił toyotę, czekał tam na niego jego matabelski brygadzista Josiah z dwoma robotnikami. Ładowali na ciężarówkę zakupy: fragmenty ogrodzenia, narzędzia, części zamienne, lekarstwa dla bydła i inne drobiazgi. Po chwili zjawiła się Helen z dziewczynkami, gotowa do drogi powrotnej. — Przepraszam, panienko — Nigel zaczepił żonę — czy widziała pani gdzieś panią Goodwin? — Był to jego cotygodniowy żarcik; Helen zachichotała zadowolona i pochwaliła się nową fryzurą. Dla dziewczynek miał torbę cukierków. Żona zaprotestowała: — Słodycze tak źle wpływają na zęby, kochanie. — A Nigel mrugnął do dziewczynek i przyznał jej rację: — Wiem, ale ten jeden raz im nie zaszkodzi. Stephanie, ponieważ była jeszcze malutka, jechała między rodzicami w kabinie ciężarówki, podczas gdy Alice siedziała z tyłu razem z Josiahem i innymi Matabele. — Ubierz się ciepło, kochanie, zrobi się ciemno, zanim dojedziemy do domu — ostrzegała ją Helen. Pierwsze sto kilometrów jechali szosą, a potem skręcili na drogę prowadzącą przez farmę i Josiah zeskoczył z pojazdu, żeby otworzyć bramę z drutu i wpuścić ich do środka. — Nareszcie w domu — powiedział z zadowoleniem Nigel, wjeżdżając na własną ziemię. Zawsze to mówił, a Helen wyciągała dłoń i kładła ją na jego nodze. — Dobrze być w domu, kochanie — zgodziła się. Ogarnęła ich nagła afrykańska noc i Nigel włączył reflektory. Oświetliły one oczy bydła — małe, jasne punkciki, a ostry, amoniakalny zapach odchodów unosił się w chłodnym powietrzu wieczoru. — Robi się sucho — mruknął Nigel. — Przydałby się deszcz. 156 — Tak, kochanie.—Helen wzięła małą Stephanie na kolana i dziecko przytuliło się sennie do jej ramienia. — Jesteśmy — zamruczał Nigel. — Cooky zapaliła lampy. Od dziesięciu lat obiecywał sobie, że zainstaluje prądnicę, ale zawsze było coś ważniejszego, więc wdąż używali gazu i nafty. Między pniami drzew akacji mrugały do nich na powitanie światła domostwa. Nigel zaparkował ciężarówkę przy tylnej werandzie, wyłączył silnik i światła. Helen zeszła na ziemię niosąc Stephanie. Dziecko spało już z kciukiem w buzi, chude, nagie nóżki kołysały się w powietrzu. Nigel przeszedł na tył ciężarówki i zdjął Alice na ziemię. — Longile, Josiah, możecie już iść. Rozładujemy ciężarówkę jutro rano — powiedział swoim pracownikom. — Dobranoc! Trzymając Alice za rękę, poszedł za żoną na werandę, ale nim do niej dotarli, uderzył w nich oślepiający snop światła potężnej latarki i rodzina zatrzymała się, tworząc małą, zwartą grupę. — Kto to? — spytał zirytowany Nigel, zasłaniając oczy od światła jedną ręką, drugą wdąż trzymając rączkę Alice. Jego oczy przyzwyczaiły się do blasku, tak że widział, co się dzieje, i nagle zrobiło mu się niedobrze ze strachu o żonę i dzieci. Trzech czarnych mężczyzn ubranych w niebieskie dżinsowe spodnie i kurtki celowało z kałasznikowów w rodzinę. Nigel szybko obejrzał się do tyłu. Zobaczył tam innych intruzów, nie był pewien ilu. Wyszli z demnośd i poganiali bronią przestraszonego Josiaha i dwóch robotników. Nigel pomyślał o stalowym sejfie na broń w jego biurze na końcu werandy. Potem przypomniał sobie, że był pusty. Pod koniec wojny jednym z pierwszych posunięć nowego czarnego rządu było zmuszenie białych farmerów do oddania wszelkiej broni. Zdał sobie jednak sprawę, że to nie ma znaczenia, i tak nie udałoby mu się dotrzeć do sejfu. — Kto to, tatusiu? — spytała Alice drżącym ze strachu głosem. Oczywiście wiedziała. Była na tyle duża, że pamiętała czasy wojny. — Bądźcie dzielne, moje kochane — powiedział do nich Nigel, a Helen zbliżyła się do jego boku, trzymając wdąż małą Stephanie w ramionach. Wylot lufy karabinu uderzył Nigela w plecy. Ręce ściągnięto mu do tyłu i związano nadgarstki ocynkowanym drutem. Wrzynał się w dało. Potem napastnicy zabrali Stephanie z ramion matki i postawili ją na ziemi. Chwiała się sennie na nogach i jak mała sówka mrugała oczami w smudze światła, wdąż ssąc palec. Związali Helen ręce na plecach. Jęknęła, kiedy drut wdał się w dało, a potem zagryzła wargę. Dwóch z nich podeszło z drutem do dzied. ^— To małe dzied — powiedział Nigel w sindebele. — Proszę, nie związujde ich, nie róbde im krzywdy. — Zamilcz, biały szakalu — odpowiedział jeden z Murzynów w tym samym języku i przyklęknął na jednym kolanie za Stephanie. 157 — To boli, tatusiu — zaczęła płakać. — On mnie kaleczy. Niech przestanie. — Musisz być dzielna — powtórzył Nigel, zły na siebie, z powodu tego, co mówi. — Jesteś już dużą dziewczynką.. Drugi mężczyzna podszedł do Alice. — Ja nie będę płakać — obiecała. — Będę dzielna, tatusiu. — Moja słodka dziewczynka — powiedział, kiedy tamten ją wiązał. — Ruszać się! — rozkazał ten z latarką, najwyraźniej przywódca bandy, i lufą karabinu automatycznego pogonił dzied po tylnych schodach na kuchenną werandę. Stephanie potknęła się i upadła. Ze związanymi rękami nie mogła się podnieść. Wiła się bezradnie. — Wy gnoje — szepnął Nigel. — Wy brudne gnoje. Jeden z nich chwycił dziecko za włosy i podniósł je. Dziewczynka podeszła niepewnym krokiem, łkając histerycznie, do stojącej pod ścianą werandy siostry
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Moglibyście pomyśleć, że były bardziej oczywiste powody: mój mąż mnie ignorował albo dzieci były nieznośne, albo moja praca była jak kierat, albo że chciałam sobie...
- A może to nie była miłość, może to było coś, co zastępuje miłość tym, którzy skapitulowali...
- Nie wiedziałam, jaki on jest i jaki będzie, i czy wróci podobny do ludzi, czy cały w obrazkach, że wstyd będzie wyjść z nim na ulicę? I ja też już byłam inna, już żyłam z...
- Pudel Karo, którym Pilatus najgłębiej pogardzał, położył się spokojnie na progu obory, czego z pewnością nie uczyniłby, gdyby Liza była wewnątrz, albowiem nie lubił zbliżać...
- Po „Siedmiu kotach" został w redakcji tajemniczy obiekt, który przez wiele lat zagracał nasz ciasny lokal (podobno była to tablica rozdzielcza do teatralnych świateł), oraz...
- Pierwszym celem była obrona chłopów, a drugim celem Szewczenki było dążenie do ukazania duszy chłopskiej w jej całej krasie i niewinności...
- Przyzwoitość ta była nader drażliwa, bo nawet tam, gdzie Sobieski mówi o chorobie kilkumiesięcznego synka, znajdujemy odsyłacz: „ Ustęp mniej przyzwoity opuszczamy...
- Siostra Morrisa Steina, Fania, bogata chuda brunetka w wieku może trzydziestu pięciu lat, która była zagorzałą pacyfistką, dała mu do przeczytania Tołstoja i Kropotkina...
- Ale ponieważ Zina była na razie ani czarna, ani biała, tylko śpiąca, postanowiono zaczekać do rana, aby w świetle dziennym specjalnie wybrana komisja ustaliła, jakiego koloru...
- Powodem była świadomość, że gdzieś tam, skąd nadlatują rakiety, znajduje się przynajmniej jeden wrogi okręt dorównujący technicznie tym dowodzonym przez kapitan Harrington...