Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Jeśli był na dnie, a ktoś przeżył, wypuś- iłby jedną z pław komunikacyjnych albo EPIRB — ra- iopławę nadającą sygnały niebezpieczeństwa, dzięki której a pośrednictwem systemu satelitarnego COSPAS-SARSAT nożna dokładnie określić pozycję zagrożonej jednostki. idyby komuś udało się wydostać na powierzchnię, odebrano >y impulsy jego osobistego nadajnika lokacyjnego. Nic jed- Lak nie było słychać, a okręt był opóźniony już o godzinę. )bawiano się najgorszego. Zawsze tak jest, kiedy ogłasza się 5UBLOOK. To słowo o wielkim znaczeniu w marynarce. 3isane dużymi literami alarmuje inne państwa i ratownicze iśrodki koordynacyjne wzdłuż wybrzeży kanału La Manche. stawia też na nogi służbę ratowniczą Royal Navy oraz jej ńuro prasowe. Istnieją poważne obawy, że straciliśmy, cholera, okręt podwodny. Wiadomość o zaginięciu HMS Unseen obiegła bazę lotem błyskawicy. Cztery cumujące w Devonport fregaty rakietowe )trzymały rozkazy wyjścia na akwen ćwiczebny. Wszystkim Drytyjskim okrętom w rejonie nakazano przerwać to, co akurat robiły, i zacząć nasłuchiwać i wypatrywać. Najstarszy rangą oficer, kapitan* Mikę Fuller na niszczycielu Exeter, Odpowiednik polskiego „pełnego" komandora. 90 otrzymał zadanie koordynowania akcji poszukiwawczej. Dwa samoloty patrolowe marynarki, wielkie nimrody, skierowano również do poszukiwań, oddając je pod rozkazy kapitana Fullera. Pogoda się psuła. Wraz z gasnącym światłem tego wiosennego dnia wiejąca tak zwana świeża bryza, czyli wiatr o sile około 5° Beauforta, skręcała na południowy zachód, wzmagając się i przechodząc w sztorm znad Atlantyku. Fale rosły i kapitan Fuller obawiał się, że wkrótce dalsze poszukiwanie nie będzie możliwe. W centrum operacyjnym eskadry oficer dyżurny Doug Roper zajmował się odbieraniem bieżących raportów, napływających co chwila z różnych jednostek. Dostrzegał też jednak prawdziwy niepokój na twarzach Martina i Mossa. Słyszał słowa dowódcy: „Czas ma decydujące znaczenie. Im szybciej ich znajdziemy, tym większe będą szansę na uratowanie tych, co przeżyli". Wszyscy trzej wiedzieli, że doszło do katastrofy. Bili Colley i jego ludzie mogą jednak wciąż być na pokładzie leżącego gdzieś na dnie okrętu, z ograniczonym zapasem powietrza, część z nich zapewne ranna, i czekają, by wydostać się na powierzchnię, kiedy ratownicy pojawią się wreszcie nad nimi. Wszyscy podwodniacy zdają sobie sprawę, że nie ma sensu opuszczać okrętu tylko po to, by wypłynąć na pustą, rozszalałą w żywiole powierzchnię morza, gdzie śmierć jest właściwie nieunikniona. Cała sztuka w tym, by wypłynąć wprost w ramiona wybawców, którzy wyciągną cię z wody, udzielą pierwszej pomocy i ułożą w pokładowym szpitalu, gdzie przynajmniej będą mogli poradzić sobie z hipoter-mią, a może też z chorobą kesonową i zatruciem dwutlenkiem węgla. O dwudziestej pierwszej trzydzieści dwie fregaty przeczesywały obszar aktywnymi sonarami, sprawdzając, czy wśród znanych i naniesionych na mapy wraków nie pojawił się nowy. Kapitan Moss skierował w rejon poszukiwań dwa trałowce, ponieważ ich sonary szczególnie dobrze nadają się do szukania wraków. Już po dwudziestu minutach i one rozpoczęły badanie dna kanału, usianego tysiącami zatopionych jednostek, spoczywających tam od drugiej wojny 91 światowej i dłużej. Oficerowie nawigacyjni studiowali mapy 0 dużej skali, porównując je ze wskazaniami sonarów. Komandor Rob Willmot z fregaty Portland, jednostki klasy Duke o wyporności 4200 ton, zameldował, że coś dostrzegli na zachodnim skraju „kwadratu". Nie było tam oznaczonego na mapie wraku. Willmot był gotów posłać na dół dwóch nurków z kamerą telewizyjną, aby bliżej przyjrzeli się obiektowi, ale na razie nie pozwalał na to stan morza. Jednak pomimo powtarzających się fałszywych alarmów 1 płonnych nadziei nikt nie natrafił na nic konkretnego. O północy, sześć godzin po upływie terminu wynurzenia się HMS Unseen, kapitan Moss ogłosił złowrogi sygnał SUBMISS: „Okręt podwodny zaginął". Rozpoczęła się szeroko zakrojona międzynarodowa akcja poszukiwawcza, która się nie zakończy, dopóki wrak nie zostanie odnaleziony. W Royal Navy nie wierzono w znikanie okrętów. Mogą zaginąć, ponieważ zatonęły czy też wyleciały w powietrze, ale ich wraki i szczątki gdzieś być muszą. Krytycznym punktem było pytanie, czy Unseen nie opuścił przydzielonego mu akwenu operacyjnego. Z jakiego powodu miałby to zrobić? Błędna nawigacja? Pomyłka w obliczaniu prądu pływowego? Jawna nieuwaga? Mało prawdopodobne. Jednak upiór Affraya wciąż prześladował podwodniackich sztabowców. Ten tysiącośmiu-settonowy okręt, który wyszedł z Plymouth w ćwiczebny rejs, pełen ludzi dopiero co przeniesionych z floty nawodnej, został odnaleziony daleko od właściwego obszaru, w głębinie Hurd Deep nieopodal wyspy Alderney, całe tygodnie po tym, jak wszelkie nadzieje na przeżycie kogokolwiek z załogi rozwiały się bezpowrotnie. Krótko po północy zawiadomiono rodziny czterech instruktorów z Royal Navy. Do dowództwa marynarki brazylijskiej w Rio de Janeiro przesłano komunikat o wypadku, podający listę osób na pokładzie