Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Potem zaczął wypytywać o innych, również już zmarłych. Za każdym razem ze smutkiem kręcił głową. Raz tylko Cirocco wyraźnie się zdenerwowała, kiedy spytał ją o Gaby. — Ona... ma się dobrze, Calvin. Dobrze jej się powodzi. — To naprawdę miło. To było wariactwem, bo Nova wiedziała wszystko o Gaby. Uświadomiła sobie wreszcie, że Calvin jest prawie tak samo stary jak Cirocco. Wyglądał na swój wiek, lecz jednocześnie był żwawy, wyraźnie szczęśliwy i na moment nie tracił czujności. Jedyną oznaką podeszłego wieku było tylko to wypytywanie o zmarłych. Tłukł się po wnętrzu zimnej jaskini, grzebiąc w słomianych koszach i wyjmując z nich po kolei drewniane miski, kościane noże i deskę do krojenia. Cirocco usiadła obok Novy i zaczęła do niej mówić przyciszonym głosem. — On nie jest szaleńcem, Nova. Nie wiem, czy on pojmuje śmierć. I nie wiem, czy jest w ogdle świadomy upływu czasu. Żyje tu od dziewięćdziesięciu pięciu lat i jest najszczęśliwszym człowiekiem, jakiego kiedykolwiek poznałam. — Proszę bardzo! - zaskrzeczał Calvin, wskazując na duży drewniany pojemnik. Ustawił go na płaskiej powierzchni, tuż obok misek z sałatą i surowymi warzywami oraz ogromnego garnca jakiejś substancji, którą nazwał miodem. — Już dojrzewa - powiedział i spojrzał na Novę. - Lepiej okryj się czymś, dziewczyno. Nie możesz zmarznąć. Nova już zziębła, ale patrzyła na stosy szmat z podejrzliwością. Zauważyła też, że spod jednego stosu wypełzają ślepe i bezwłose myszki. Tkanina jednak nie cuchnęła brudem. — To miękkolot wydziela to z siebie - powiedziała Cirocco, owijając się płachtami. - To dobre ubranie na chłody. No dalej, to jest czyste. Wszystko tutaj jest czyste. — Tak to już jest w miękkolocie - zachichotał Calvin. Drewnianą łyżką nalewał im do misek gęstą, papkowatą zupę. - Spróbuj tego... Powiedziałaś, że masz na imię Nova? Ładne imię, podoba mi się. Pasuje do ciebie. Jest niezwykłe i promienne, a w tobie jest tyle blasku. To gazpacho, w którym jestem specjalistą. Ugotowane z najlepszych składników, jakie rosną na Gai. - Znowu zachichotał i podał Novie miskę. - Kiedyś zwykłem raz w roku wychodzić stąd na gorący posiłek. Potem zauważyłem, że minął niezły kawał czasu, odkąd to zrobiłem po raz ostatni, i stwierdziłem, że wcale za tym nie tęsknię. — Myślę, że wyszedłeś stąd tylko dwa razy, stary durniu - powiedziała Cirocco. Calvina nieźle to rozbawiło. — Przestań, Rocky. To nieprawda, co? - Zamyślił się na chwilę, zaczął coś liczyć na palcach, ale szybko się pogubił. Nova powstrzymywała śmiech, bo bała się, że go tym obrazi. Był całkiem miły, choć nieco zdezorientowany. — No, nie bój się tego, kotku - powiedział do niej. Ale potraktuj to z szacunkiem. Ja tam się nie bawię w podgrzewanie jedzenia, ale nie przeszkadza mi, jeśli jest gorące, o ile rozumiesz, co mam na myśli. Nova niestety nie zrozumiała. Powąchawszy zupę, stwierdziła, że zapach jej odpowiada, więc zjadła pełną łyżkę. Zupa została przyrządzona z pomidorów i selera, i była smaczna, aromatyczna i chłodna. Zjadła jeszcze jedną łyżkę... i wtedy poczuła uderzenie pierwszej. Połknęła, nabrała tchu i poczuła, jak płyn pali kanały nosowe i płonie gdzieś za gałkami ocznymi. Prędko schwyciła szklankę z miodem i napiła się dużym haustem. Udało jej się to przełknąć bez trudu. Miało smak miodu. To gazpacho nawet było dobre, jeśli się je jadło ostrożnie. Wszyscy troje siedzieli obok siebie i był to przyjemny posiłek, choć nieco hałaśliwy. Surowe warzywa wymagały chrupania, więc wydawało się, że przy prowizorycznym stole siedzą trzy króliki. Nova spodziewała się, że zatęskni za mięsem, ale Calvin znakomicie sobie radził z tą wegetariańską, zimną kuchnią. A najwspanialszy był miód. Nie tylko spłukiwał bardziej ostre potrawy, ale sprawił, że rozgrzała się, rozluźniła i zaczęła widzieć wszystko jakby za mgłą. — Czas się obudzić, Nova. — C-co? - Poderwała się błyskawicznie. Bolała ją głowa i z trudem skupiła wzrok na Cirocco. - Która godzina? — Spałaś kilka godzin. - Cirocco uśmiechnęła się do niej. - Moja droga, chyba się trochę zalałaś. — Naprawdę? - Już miała powiedzieć Cirocco, że to pierwszy raz w jej życiu, ale uświadomiła sobie, że zabrzmiałoby to dziecinnie, więc roześmiała się. Potem poczuła, że zaraz będzie wymiotować, ale po chwili jej przeszło. - Dobrze, to co teraz robimy? — No właśnie - powiedziała Cirocco. - Najpierw pomożemy ci wytrzeźwieć, a potem wrócimy do Junction. Jestem gotowa ruszać. Siedem Tytanie pracowały osiem obrotów przy przygotowaniach do tej uczty. Upiekły całego śmieszka, a gotowane węgorze oraz inne ryby ponadziewały i pokryły przemyślnie aromatyczną galaretą. Sałatka z owoców została ułożona w postaci bożonarodzeniowej choinki, ozdobionej setkami odmian ga-jańskich jagód, melonów, jabłek i cytryn udekorowanych liśćmi zielonego cukru i połyskującej setkami świetlistych kulek. Oprócz tego na stole leżało jeszcze dziesięć pasztetów, siedem rodzajów chleba, stały trzy wazy z zupą, chwiejne pagody z żeber śmieszka, pomysłowe ciasta z kruszonką o grubości baniek mydlanych... W głowie się kręciło na sam widok