Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
Proszę zostać w Helsinkach. Tania pokręciła głową. - Przecież musi pani zaczekać na paszport. Mogę zaprowadzić panią do naszego konsulatu. Wystawienie nowych dokumentów potrwa co naj mniej miesiąc. Do tego czasu Bałtyk odmarznie. Podróż do Stanów jest teraz zbyt niebezpieczna. Tatiana wiedziała, że jeśli ci z konsulatu zaczną grzebać w archiwach, szybko odkryją, że Jane Bamngton z Międzynarodowego Czerwonego Krzyża nie jest prawdziwą Jane Barrington. Aleksander mówił, że nie mogą zostać w Helsinkach ani sekundy - NKWD miało długie ręce - że muszą dotrzeć do Sztokholmu. Ponownie pokręciła głową. Wyszła ze szpitala z plecakiem, z podręczną torbą i z dokumentami. Obeszła port, usiadła na ławce i długo obserwowała straganiarzy, którzy spakowawszy towar na wózki, zmywali długie stoły i zamiatali skwer. Ogarnął ją kojący spokój. W górze krzyczały mewy. Siedziała tam kilka godzin, a gdy zapadła noc, wstała i ruszyła do portu, mijając po drodze wąską uliczkę prowadzącą do kościoła św. Mikołaja. Ledwo spojrzała w tamtą stronę. Chodziła, błądziła, dopóki nie zobaczyła kilku ciężarówek z niebiesko-białymi szwedzkimi flagami i sągów drewna na ziemi. Port żył. Noc była najlepszą porą na przewóz towarów przez Bałtyk: za dnia ciężarówki za bardzo rzucały się w oczy. Niemcy zwykle oszczędzali okręty handlowe, ale ponieważ czasami je bombardowali, Szwedzi zaczęli wysyłać je pod obstawą dobrze uzbrojonych okrętów marynarki wojennej. Wiedziała to od Aleksandra. Wiedziała również, że ciężarówki jadą do Norwegii, ponieważ jeden z robotników wypowiedział słowo Stokgolm, co brzmiało jak Sztok holm. Stała chwilę, obserwując załadunek. Bała się? Nie. Już nie. Podeszła do jednego z kierowców, pokazała mu opaskę na ramieniu, wyjaśniła po angielsku, że jest pielęgniarką, że musi dostać się do Sztokholmu, i zaproponowała mu sto dolarów za przewiezienie przez Zatokę Botnicką. Kierowca nie zrozumiał z tego ani słowa, ale chętnie przyjął pieniądze. Nie znał ani angielskiego, ani rosyjskiego, dlatego prawie ze sobą nie rozmawiali, co Tatianie bardzo odpowiadało. W drodze przez ciemność i bezkresną biel, rozświetlaną jedynie gwiazdami i reflektorami jadących w konwoju ciężarówek, wspominała ich pierwszy pocałunek. Byli wtedy w Łudzę, w lesie, i bojąc się, że Aleksander pozna, iż nigdy dotąd nikt jej nie całował, postanowiła, że jeśli ją o to spyta, powie mu, że tak, oczywiście - nie chciała, żeby wziął ją za niedoświadczoną gąskę. Ale myślała tak tylko przez kilka sekund, gdyż podniecona zachłannością jego ust i ogarniającą ją namiętnością, zupełnie zapomniała o braku do świadczenia. Na wspomnieniach z Ługi upłynęła większa część podróży. Potem Tatiana zasnęła. Nie wiedziała, jak długo jechali, w każdym razie przez kilka ostatnich godzin meandrowali po lodzie między wysepkami naprzeciwko Sztokholmu. - Tack - powiedziała, gdy zatrzymali się w porcie. - Tack są mycket. - Dziękuję. To Aleksander ją tego nauczył. Ostrożnie przeszła kilka metrów po lodzie, pokonała kilka granitowych stopni i znalazła się na brukowanej promenadzie. Jestem w Sztokholmie, pomyślała. Jestem prawie wolna. Niespiesznie krążyła opustoszałymi ulicami. Było bardzo wcześnie, za wcześnie na otwarcie sklepów. Jaki to dzisiaj dzień? Nie wiedziała. Niedaleko doków znalazła otwartą piekarnię: półki uginały się od białego chleba. Pokazała sprzedawczyni dolary. Ta pokręciła głową i powiedziała coś po szwedzku. - Bank. Pengar dollars. Tatiana ruszyła do drzwi. Kobieta zawołała ją, ale Tania przestraszyła się jej piskliwego głosu i przyspieszyła kroku. Sprzedawczyni wybiegła za nią aż na ulicę i dała jej bochenek chleba z chrupiącą skórką, jakiego Tatiana nigdy dotąd nie widziała. Bochenek chleba i kubek czarnej kawy. - Tack- powiedziała Tania. - Tack są mycket. - Yarsagod - odrzekła tamta, ponownie odmawiając przyjęcia pieniędzy. Tatiana usiadła na ławce z widokiem na Zatokę i sierp Bałtyku, zjadła niemal cały chleb i wypiła kawę. Wstawał błękitny świt. Gdzieś hen, daleko za wschodnimi lodami leżał oblężony Leningrad, a jeszcze dalej Łazariewo. Na obszarze między Leningradem i Łazariewem wciąż trwała wojna. I rządził towarzysz Stalin. Potem wędrowała ulicami, aż znalazła bank, gdzie wymieniła amerykańskie dolary. Za szwedzkie korony kupiła biały chleb. Znalazła również sklep, w którym sprzedawano ser, a właściwie kilkanaście rodzajów sera, ale najlepsze było to, że niedaleko portu odkryła kawiarnię, w której podano jej śniadanie. I to jakie! Owsiankę, chleb, jajka, a do jajek bekon! Bekon smakował jej tak bardzo, że poprosiła o trzy dokładki i po stanowiła, że od tej pory niczego innego nie będzie jadła. Dzień bardzo się dłużył. Nie wiedziała, co będzie z noclegiem. Aleksander mówił, że w Sztokholmie są hotele, w których można wynająć pokój bez okazywania paszportu. Tak samo jak w Polsce. Wtedy mu nie wierzyła, ale okazało się, że jak zwykle miał rację. Pokój, który bez trudu wynajęła, był cieplutki, miał łóżko i piękny widok na port
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- - Chciałabym nawet, żeby ktoś tu wszedł w tej chwili i żeby ta cała komedia wreszcie się skończyła! Coś przecież musiałoby się stać, gdyby mnie tu znalazł! - Na miłość boską...
- W najbliższym czasie ktoś odnajdzie ciało generała, a wraz z nim strzęp koszuli Cowleya i pistolet z jednym wystrzelonym nabojem, opatrzony odciskami palców inżyniera...
- Niewolnik chyba lżej posuwał kroku, Czując, że ręką ktoś go wiedzie w mroku; Lecz zali Cesarz to był? lub właściciel? - Nie znał - i wietrzył - jak spóźniony mściciel...
- Wciągnęła mocno powietrze i oznajmiła: - Nie pozwolę, żeby ktoś śmiał zarzucić Fannie Fenneman brak dumy albo to, że nie honoruje swoich długów...
- Prawdą było przecież to, co Jojustin powiedział do Biagia: ktoś musiał zarządzać zamkiem, a tylko on miał dość praktyki, by to robić pod nieobecność Richiusa...
- O dziewiętnastej operacja weszła w kolejną fazę, o kryp- animie SUBLOOK, ponieważ wszyscy trzej oficerowie niedzieli, że gdyby okręt był na powierzchni, ktoś...
- Jeśli ktoś nie może w to uwierzyć, niech się zapozna z dwoma typowymi przykładami: W 1975 r...
- Nie mogłem żadną miarą dojść do zrozumienia, kim był ów ktoś, co „dostał tego”, i co mianowicie on dostał...
- Gdyby ktoś zapytał, jak się czuje, mógłby odpowiedzieć tylko jedno: spełniony...
- Godzinę później poczuła, że ktoś chwytają za spódnicę...