Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

MIał zaufanie do policji i zapewne do mnie. Wiedział, że śledztwo bęDzie prowadzone dokładnie. Musieliśmy skojarzyć sobie nastęPujące fakty: Cowley był jedną z dwóch osób, które jeŽdziły ostatnio do LOndynu. Drugi fakt dowodzi, jak powiedziałem, jego geniuszu zbrodni! Otóż mógł być pewien, że sekcja wykaże zatrucie proszkami. Ale on, JOwett, nie mógł zatruć kawy! A kawa z cukrem, bez nakrotyku, świadczyła o tym, że generała zastrzelił człowiek, który zatruł kawę i zamienił ją póŽNiej! A więc nie on, lecz Cowley raz jeszcze! To było jego najpotężniejsze alibi! Wszyscy wiedzieli, że nie znosił Cowleya, a Cowley jego, a poza tym ta kawa!!! Ta kawa powinna przejść do roczników kryminalistyki, Ben! I miał mnie jako żelazne alibi! Oczywiście, jak każdy morderca, nie mógł wszystkiego przewidzieć. I pozostało pewne "ale..." - Jakie? - NIe wiedział, że dom jest otoczony i ucieczka Cowleya jest niemożliwa. Na nic więc nie przydała mu się mistyfikacja z kluczem, koszulą i pokojówką. POkojówka ta nie widziała go z tego prostego powodu, że JOwett wszedł, keidy nie było jej na korytarzu i kiedy słysząc elektryczny odkurzacz w jednym z pokoi, zrozumiał, że ona go nie usłyszy. Otworzył drzwi pokoju Cowleya zabranym umarłemu kluczem, podrzucił koszulę, potem wyszedł, zamknął drzwi i zapukał głośno. Kiedy zwabiło to pokojówkę, zapytał, czy nie widziała inżyniera. Oczywiście, nie widziała. Wtedy odszedł i spotkał mnie na dole w ogrodzie. Znów miał alibi. A koszula miała być dowodem na to, że Cowley przebrał się pospiesznie i porzucił podartą koszulę uciekając. Alex odetchnął i ciągnął dalej, niemal pogodnie: - Od tej chwili pan James JOwett mógł spokojnie wierzyć, że pieniądze Somerville'a są jego własnością, a policja do sądnego dnia poszukiwać bęDzie Cowleya obwinionego o morderstwo i kradzież. Wszystko zagrało idealnie. Ale... - bo pytałeś mnie o to "ale" - spróbuj wyobrazić sobie jego zdumienie i przerażenie, kiedy wpadł wraz ze mną do pawilonu i zobaczył, że generał nie ma kawałka koszuli Cowleya w dłoni, a rewolwer leży tuż pod ręką umarłego, jak gdyby Somerville po śMierci wstał i inaczej ułożył przedmioty na złość mordercy! I tu muszę przyznać, że JOwett zachował się z absolutnie zimną krwią. Tylko w pierwszej chwili wyrwało mu się kilka zdumionych słów, które zresztą można było wziąć za objaw przerażenia na widok trupa. Był na tyle przytomny, że w chwilę potem uratował od śmierci Dorothy Snider, która pośliznęła się i omal nie runęła z pomostu w przepaść. Zresztą, chociaż nie rozumiał, co się stało, jedno pozostawało: Cowley zniknął, a wraz z nim pieniądze. POlicja nadal musiała na tym opierać śledztwo. I nie omylił się, bo rozumowanie twoje poszło tą drogą. Ale ja miałem trochę dodatkowych kłopotów. NIe mogłem zrozumieć, co oznacza ta porzucona koszula z oderwanym rękawem, którego skrawka nigdzie nie było. NIe mogłem także zrozumieć, kto i dlaczego miał pozorować samobójstwo... Dopiero kiedy usłyszeliśmy zeznania Dorothy Snider i zrozumiałem, że to Meryl Perry musiała poprzestawiać wszystko w pawilonie, na co zresztą wskazywała nieuchronnie ręka generała, leżąca na fotografiach, które dziewczyna przyniosła o jedenastej, a więc po śMierci Somerville'a, pojąłem, że Meryl po wejściu do pawilonu musiała rozpoznać strzęp tej czerwonej koszuli, pomyślała, że jej biedny, ukochany Cowley został doprowadzony do szaleństwa przez drwiny Somerville'a i nie wiedząc, co czyni, strzelił. Dwa lata domu poprawczego powróciły nagle w całej swej urodzie i Meryl błyskawicznie ułożyła pistolet tak, żeby sprawiał wrażenie broni wypadłej z ręKi samobójcy. Wytarła go oczywiście, żeby zniszczyć odciski palców ukochanego, ale zapomniała odcisnąć palce Somerville'a. Nie można się jej zresztą dziwić, to musiało być dla niej ogromne przeżycie. PóŽNiej pobiegła do pracowni, ale w drzwiach zawróciła. Postanowiła udawać przed Cowleyem, że o niczym nie wie