Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Niewątpliwie także zawiera on elementy obiektywne, a więc takie miejsca, w których – co prawda w sposób nie dający się dokładnie opisać – zdaje się pokrywać z obiektywną rzeczywistością, odgadywaną poza tłem zjawisk naszego zwykłego środowiska. W przeciwnym razie z trudem moglibyśmy wyjaśnić fakt, że potrafimy w ogóle uprawiać nauki przyrodnicze. Bądź co bądź uosabiamy już taki szczebel rozwoju, na jakim możliwe są sprawdzalne wypowiedzi o obiektywnych cechach świata, niezależnych od doświadczeń naszych zmysłów, a nawet przekraczających ten horyzont. Jeżeli jednak postawę naszą kształtuje wewnętrzne przeświadczenie, że szczyt tego, co możliwe, i zarazem kres ewolucji został osiągnięty właśnie w nas, to ulegamy złudzeniu. Teraźniejszość, w jakiej żyjemy, nie jest niczym innym jak dowolnie wyrwaną przez przypadkowy moment naszej egzystencji chwilą rozwoju, który będzie się dalej ciągnął poza nami. Nie ma żadnego powodu pozwalającego sądzić, że akurat taki mózg, jakim dziś dysponujemy, reprezentuje stan rozwoju umożliwiający mu wchłonięcie całego świata wraz z wszystkimi jego właściwościami jako najpierwszemu z wszystkich zaistniałych do tej pory w ewolucji mózgów. Przecież właśnie nasza nauka, a więc nasza zdolność zapytywania o obiektywne cechy tego świata, podsuwa-wyraźnie dowód przeciwny. Wszędzie tam bowiem, gdzie staramy się aż do dna zbadać to, co postrzegamy, natrafiamy na powiązania, które giną nam z oczu i gubią się w tym, co niepostrzegalne i już niewyobrażalne. Odkrywamy, że podstawowymi składnikami materii są cząstki elementarne, których nie możemy uznać ani wyłącznie za korpuskuły, ani wyłącznie za kwanty energii. A – w kierunku niejako przeciwnym – przy pytaniach o budowę i granice wszechświata otrzymujemy odpowiedź, że wszechświat ten reprezentuje przestrzeń w niczym niepodobną do naszego wyobrażenia o trójwymiarowej przestrzeni. Nie musimy zresztą wcale posuwać się aż tak daleko. W naszym środowisku codziennym posługujemy się nieustannie takimi właściwościami świata, które w naszym zmysłowym postrzeganiu w ogóle nie istnieją. Posługujemy się energią elektryczną, pozwalamy się prześwietlać promieniami rentgenowskimi i dawno już nie dziwimy się wcale, że dociera do nas radio i telewizja za pomocą "fal", dla których poza formułkami matematycznymi dobraliśmy tylko jakiś dowolny termin. Niektóre zwierzęta słyszą ultradźwięki, inne widzą barwy, które dla nas nie istnieją, krótko mówiąc, wiemy, że do świata przynależy mnóstwo cech, które są dla nas nieuchwytne bądź niewyobrażalne. Wiemy to z całą pewnością, ponieważ w niektórych wypadkach możemy pośrednio wnioskować o istnieniu tych cech. Ale nawet nam się nie śni, jak wielka jest ich łączna liczba, jak wielka jest przestrzeń zajmowana przez świat poza granicami naszego horyzontu postrzegania i wyobrażeń. Wystarczy pomyśleć o tym, jak znikomy jest udział "widzialnego światła" w całym widmie fal elektromagnetycznych, aby na tym przykładzie angażującym tylko jeden z naszych zmysłów odczytać, że to, co przeżywamy jako rzeczywistość, jest tylko wycinkiem świata. Słynny angielski fizjolog zajmujący się percepcją, Richard L. Gregory, w toku podobnych rozważań stwierdza krótko i dobitnie: "Na dobrą sprawę jesteśmy właściwie ślepi". I tak rzeczywiście jest, tylko nigdy się nad tym nie zastanawiamy. Nasz aparat percepcyjny podobny jest do odbiornika radiowego ustawionego niezmiennie i z dużą dokładnością na określoną długość fal, podczas gdy powietrze wokół nas jest przepełnione nieprzebranym mnóstwem różnych programów. Najbardziej wybujała ludzka fantazja nie wymyśli tego, jak świat by dla nas wyglądał, gdybyśmy potrafili odbierać te wszystkie programy. Od takiej możliwości jesteśmy odcięci równie beznadziejnie jak owad odcięty jest od wszelkiej szansy wyobrażenia sobie, w jaki sposób człowiek przeżywa świat. Także przyczyna tej niemożności jest w obu przypadkach ta sama. Nie ma żadnej wątpliwości – zasada "jak najmniej świata zewnętrznego: tylko tyle, ile koniecznie potrzeba", wycisnęła swoje piętno na ewolucji. Obowiązuje ona całe potomstwo prakomórki, a więc i nas samych. Oczywiście horyzont uchwytnych cech środowiska z biegiem czasu stał się coraz szerszy. Ale w zasadzie także dla naszego aparatu percepcji dostępne są tylko takie właściwości świata zewnętrznego, które potrzebne są nam jako żywym organizmom na osiągniętym do tej pory szczeblu rozwoju. Mózg nasz przecież pierwotnie nie jest narządem do rozumienia świata, lecz narządem służącym przetrwaniu. Siła przyciągania tego, co strawne Można podać jeszcze inne przykłady w sposób ewidentny związane z ową wczesną chwilą historii życia, od której oddzielił nas tak niewyobrażalnie długi przedział czasu; to tylko codzienne nawyki i przyzwyczajenie sprawiają, że związek ten nie jest dla nas oczywisty. Jednym z tych przykładów jest nasz sposób przeżywania zmysłu smaku