Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
Ale syn gospodyni powiedzia³ naszemu agentowi, ¿e jeden z nich by³ najwy¿szym cz³owiekiem, jakiego kiedykolwiek widzia³ - olbrzym, ponad metr dziewiêædziesi¹t i bary jako koñ poci¹gowy. - Czy zauwa¿y³ coœ szczególnego w jego g³osie? - Nasz agent uwa¿a, ¿e powinno siê go zamkn¹æ do czubków. - Ale Carlton nie by³ czubkiem. Co z Morro? - Chodzi ci o jego akcent? Otrzymaliœmy wiele raportów przes³anych przez - jak ich nazwiemy - lingwistów z ca³ego stanu. Mamy ju¿ trzydzieœci osiem, a ci¹gle nap³ywaj¹ nowe opinie. Wszyscy ci eksperci gotowi s¹ zaryzykowaæ swoj¹ reputacjê. Faktem jest, ¿e dwudziestu oœmiu spoœród nich twierdzi, i¿ akcent wskazuje na pochodzenie z po³udniowo_wschodniej Azji. - Tak? Próbowali przynajmniej precyzyjniej to okreœliæ? - Wiêcej nie pisali. - To równie¿ interesuj¹ce. A Interpol? - Nic od nich nie ma. - Czy ma pan wykaz wszystkich miejsc, w których sprawdzali? - Dunne rzuci³ okiem na Leroya, który skin¹³ potakuj¹co g³ow¹. - Na przyk³ad Filipiny? - Nie - Leroy zajrza³ do wykazu. - Niech pan spróbuje po³¹czyæ siê z Manil¹. Niech szukaj¹ w regionie Cotabato na Mindanao. - Co jest czym? - Mindanao to najwiêksza wyspa na Filipinach, le¿¹ca ca³kiem na po³udniu, a Cotabato to jeden z portów tej wyspy. Byæ mo¿e, Manila nie zainteresuje siê tym, co siê dzieje w Cotabato, po³o¿onym w odleg³oœci prawie tysi¹ca kilometrów w linii prostej, a tysi¹ca piêciuset drog¹. Nale¿y jednak próbowaæ. - Rozumiem - Dunne zamilk³ na chwilê. - Wie pan coœ, czego my nie wiemy? - Nie. S¹ du¿e szanse, ¿e robiê z siebie idiotê. Chodzi o przypadkow¹ zbie¿noœæ opart¹ na groteskowo ma³ym prawdopodobieñstwie. Le$winter? - Jedna rzecz jest nies³ychanie dziwna. Pamiêta pan, ¿e w notesie z adresami Le$winter zanotowa³ numery telefonów wielu osób, z którymi, wed³ug naszych wyobra¿eñ, nie móg³ pozostawaæ w ¿adnych stosunkach towarzyskich lub zawodowych. Byli to in¿ynierowie wiertacze, specjaliœci od sprzêtu do poszukiwañ ropy. W sumie czterdzieœci cztery osoby. Z sobie tylko znanych powodów Barrow wyznaczy³ po jednym agencie F$b$i na ka¿dego, aby ich przes³uchaæ. - Czterdziestu czterech! To mnóstwo ludzi! - Szacunkowo licz¹c, mamy w F$b$i osiem tysiêcy ludzi w ca³ym kraju - Dunne stara³ siê byæ cierpliwy. - Jeœli Barrow zdecydowa³ siê oddelegowaæ pó³ procent swych ludzi do tej sprawy, to jego prawo. Wa¿ne jest to, ¿e dwudziestu szeœciu z nich wróci³o z tym samym zaskakuj¹cym rezultatem. Powiedzia³bym, ¿e nawet osza³amiaj¹cym. Dwudziestu szeœciu ludzi, których nazwiska figuruj¹ w notatniku Le$wintera, zniknê³o. ¯ony, dzieci, rodziny, przyjaciele - nikt nic nie wie. I co pan na to? - To jest równie¿ interesuj¹ce. - Interesuj¹ce, interesuj¹ce! To wszystko, co ma pan do powiedzenia? - No có¿. Jak sam pan powiedzia³, jest cholernie dziwne. - Ryder, jeœli ma pan jakiœ œlad albo jeœli coœ pan ukrywa... - Utrudnianie pracy wymiarowi sprawiedliwoœci, tak? - W³aœnie. - Myœla³em, ¿e jestem kompletnym durniem, Dunne. Teraz wiem, ¿e pan nim jest - nast¹pi³a krótka, ale bardzo krêpuj¹ca cisza. - Oczywiœcie, ¿e utrudniam. Ilu cz³onków pañskiej rodziny Morro trzyma u siebie? - znów chwila ciszy
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Johnny szybko odkrył, na czym polega problem z trzeźwością - na tym mianowicie, że pamięta się rzeczy, których trzeba się bać...
- - Richard jest wyjtkowo trzezwy i rozsdny, natychmiast wic uzna, |e zachowuj si gBupio
- - Jeden z jego najlepszych koni go potrzebuje...
- Wysłałem jeszcze jeden telegram do Baltimore, podając numery kwitów bagażowych...
- - Zadzwoniłabyś do niej tak po prostu? - Albo odwiedziłabym ją...
- Niemniej zaczątki, pierwsze wyosobnione "rożki" świata, stojącego pod strażą, nadzorem i opieką mnóstwa komputerów, obecnie już można dostrzec...
- Jej monotonna deklamacja nieomal mnie uśpiła...
- SesjÄ™ takÄ… nazy- wano sejmem konwokacyjnym...
- — I po co on to wie? — dodała...
- Panu Osterodemu wydało się, iż ostrzegają go, by się nie zapuszczał dalej...