Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Na następny ruch Czarnego Błazna nie trzeba było czekać długo. Skoczek ze skrzydła króla, przesadziwszy puste pole przed sobą, zatrzymał się na polu f6, zagrażając tym samym bezpieczeństwu białego pionka, stojącego na polu e4. Tom, rozejrzawszy się bezradnie wokół, wyprężył się odważnie, krzyżując ręce na piersiach i przybierając marsową minę. — Odwagi, synu! — wsparł go goniec ze swego nieco oddalonego pola. — Nie łam się! Jesteśmy wszyscy z tobą! Dzielny chłopak! — próbowała go podtrzymać na duchu królowa. Księżniczka wysłała skoczka ze skrzydła królowej na pole za plecami osamotnionego dotąd gońca. Dzięki temu posunięciu za jednym zamachem przydała gońcowi towarzystwa i jednocześnie osłoniła Toma, który odsapnął na ten widok. — Uszy do góry! Trzymaj fason! — mruknął skoczek do Toma. Czarny goniec zajmujący miejsce u królewskiego boku wyruszył dostojnym krokiem na pole c5. Tam znalazł się twarzą w twarz z białopolowym gońcem z drużyny białych. Obie figury ukłoniły się sobie z szacunkiem. Czarny goniec, zlustrowawszy uważnie swoje ścieżki biegnące przed nim w prawo i w lewo po czarnych przekątnych, zatrzymał wzrok na pionku schowanym za plecami królowej i uśmiechnął się pod nosem bez słowa. — Skóra mi cierpnie pod spojrzeniem tego typa — wyszeptał pionek. Zza pleców dobiegł go strofujący głos królewskiego skoczka: — Zachowaj zimną krew, chłopcze! Nie czas teraz na takie uwagi! Księżniczka przesunęła o jedno pole pionek sprzed królowej; gospodarz domu odpowiedział identycznym ruchem. Sytuacja nie przedstawiała się dla niej najlepiej. Nie dość, że błazen bez najmniejszego wysiłku powstrzymał jej atak, to jeszcze teraz przypierał ją coraz bardziej do muru. Płaciła w ten sposób za swoje brawurowe natarcie wyrosłe z naiwnej wiary, że zdoła błyskawicznie pokonać tak wytrawnego gracza. Nie mogła jednak dopuścić do przegranej z tym bezczelnym, fałszywie uśmiechającym się błaznem! Na samą myśl o tym burzyła się w niej błękitna krew. Królowej chwilowo nic nie groziło. Potrzebowała jedynie osłony z prawej strony, pozostałych pozycji strzegli bowiem goniec, skoczek oraz dwa pionki. Poza tym biedny pionek za jej plecami, który znalazł się na linii rażenia czarnego gońca, potrzebował duchowego wsparcia. Księżniczka zdecydowała się więc wzmocnić prawą flankę, przesu- 117 wając skoczka ze skrzydła króla na pole h3. — Ciekawe... Przyznaję, że nie spodziewałem się takiego posunięcia — wyznał zdumiony Czarny Błazen. — Ha, i cóż ty na to? — odparła Księżniczka. — Oto moja odpowiedź. — Jego białopolowy goniec uroczyście wkroczył na połowę białych. Zatrzymał się na polu g4 tuż przed białą królową, której złożył niski ukłon. Królowa w popłochu rozejrzała się wokół, szukając wzrokiem obrońcy, lecz nie znalazła w nikim oparcia. Żarty się skończyły. Sytuacja zaczynała wyglądać naprawdę groźnie. — Drobny rozlew krwi wydaje się nieunikniony. To znakomicie, przynajmniej oczyści atmosferę. Czy zgadzasz się ze mną, pani? — zapytał Czarny Błazen. Po głębszym namyśle Księżniczka doszła do wniosku, że ma tylko jedno wyjście — przesunąć królową na pole g3. Wówczas jej przeciwnik albo się wycofa, albo straci gońca w zamian za jej skoczka. Lecz co potem? Czarny skoczek ze skrzydła królowej najwyraźniej przygotowywał się do ataku, nie wspominając już o tym przeklętym czarnopolowym gońcu... No cóż, nie ma się co dłużej zastanawiać. Trzeba ratować królową i czekać na dalszy rozwój wypadków. Królowa z gracją przeszła na sąsiednie pole, przy okazji poprawiając tren sukni. Czarny goniec niewinnie spuścił oczy, próbując ukryć zadowolenie, lecz nie uszło to uwagi białej drużyny. Zewsząd dochodziły szemrania pionków. — Zapłaci nam za to! — odgrażał się jeden, a drugi dodał: — Nie wywinie nam się, słowo białego pionka! — Spokojnie, chłopcy! Jeszcze mnie nie pożarł — łagodził skoczek ze skrzydła króla. — Jeśli to zrobi, sam straci życie. Już my tego dopilnujemy! — wykrzykiwał trzeci pionek, mierząc groźnym spojrzeniem milczącego i niewzruszonego tymi obelgami czarnego gońca. — Okażcie, chłopcy, więcej szacunku dla stanowiska — upomniał ich skoczek. — Phi, swoje stanowisko zawdzięcza okradaniu ludzi. Wszyscy wiemy, że taki ma tytuł do piastowania wysokich godności, jak ja do rangi marszałka — ze złością odciął się jeden z pionków. — Już dobrze, dobrze. Zostawmy to na potem. Dopóki bierzemy udział w grze, ten jegomość ma być przez was traktowany z respektem należnym gońcowi, i basta! I to niezależnie od tego, co się ze mną stanie, zrozumiano? — skoczek uciął dalsze swary. — Czy słyszysz rozmowę pionków, Berzel? — cichym szeptem zapytała Księżniczka. — Nie, niczego nie słyszę. — A ja tak. To niezwykle poruszające. Zachowują się tak, jakby naprawdę mieli poświęcić życie w tej grze. 118 — Bo tak jest, pani! Czy ten stary diabeł nie uprzedził cię o tym? — wyrwało się pionkowi strzegącemu wieży. — Cisza! Ani słowa więcej! — rozkazał srogo skoczek, lecz nie udało mu się wcale powstrzymać pionka, który wykrzyknął jeszcze głośniej: — Ona powinna znać prawdę! Niech ktoś wreszcie przedstawi naszemu pięknemu dowódcy prawdziwe zasady tej rozgrywki, w przeciwnym wypadku najpewniej skończy tak jak my! — Zaraz, zaraz, o co znowu tyle krzyku? Proszę o spokój! — zirytowanym tonem przemówił król, wyrwany znienacka ze słodkiej drzemki. — Wieczne zamieszanie, wrzawa i krzątanina, a teraz jeszcze i wrzaski? Jak wasz król może odpocząć w takich warunkach? — Widzisz, co zrobiłeś? Obudziłeś jego wysokość — syknął skoczek. — Ktoś w końcu musi jej powiedzieć! — Na pewno nie pionek! Nie zapędzaj się, chłopcze. Twoim zadaniem jest przedrzeć się na drugą stronę szachownicy. Resztę pozostaw wyższym rangą. — Dobrze, lecz zróbcie to wreszcie! Ona musi się dowiedzieć! — warknął pionek z bezsilną złością. — Dość! Weźcie się w garść! — wtrąciła ostro królowa. — Pionek ma rację. Czas najwyższy ujawnić prawdę. Gończe, czy zechcesz wyświadczyć nam grzeczność i podejmiesz się tego zadania? Goniec ze skrzydła królowej, który dotąd nie brał udziału w grze, pochylił głowę: — Jak wasza wysokość sobie życzy. — Odchrząknąwszy, zapytał głośno: — Szanowny dowódco, czy mnie słyszysz? — Tak, słyszę. Słyszałam też wszystkie wcześniejsze rozmowy — odpowiedziała Księżniczka w myślach, nie wypowiadając tych słów na głos. — Tak, tak, rzeczywiście. Zapomniałem. Czy naprawdę nic ci, pani, nie wiadomo o istocie tej rozgrywki? — Wiem jedynie, że zaprosił nas do niej po obiedzie gospodarz, który mieni się Czarnym Błaznem. Przyznaję, że zaskoczyły mnie rozmiary i gadatliwość figur i pionków, lecz poza tym nie znajduję w tej grze nic niezwykłego. — Czy mogę spytać, w jaki sposób trafiłaś do tego domu? — Prawdę mówiąc, stało się to przypadkiem. Szukając opactwa, pomyliłyśmy zapewne drogę. Ujrzawszy te zabudowania, wzięłyśmy je za klasztor. Nic w tym dziwnego